Portugalia - balkon Europy

Z Ireneuszem Kanią, tłumaczem, autorem przekładu “Luzytan" Camőesa, rozmawiają Tomasz Fiałkowski i Jan Strzałka.
 /
/

TYGODNIK POWSZECHNY: - Jakie były początki Pańskiej przygody z Portugalią?

IRENEUSZ KANIA: - Portugalia była jedną z moich pierwszych dziecinnych fascynacji. Podczas II wojny mój wuj, Zygmunt Muszalski, wraz z innymi wychodźcami przemierzył Węgry i Francję, zawadził także o Portugalię, gdzie spędził dwa lata. W końcu wylądował w Anglii i zginął jako angielski oficer gdzieś na pograniczu Holandii i Niemiec, w dzień po kapitulacji Niemiec. Wujek przysyłał nam z Portugalii paczki żywnościowe - jakieś rodzynki, tłuszcze, odzież. Paczki oklejone były znaczkami - mam je do dziś.

  • Nad Mekongiem i w Tybecie

Wiele moich fascynacji wzięło się z kolekcjonowania znaczków, które budziły chłopięcą wyobraźnię. Pamiętam zwłaszcza jeden, na którym przedstawiony był dziwny monument. Wiele lat później ujrzałem ów pomnik w Lizbonie - wzniesiono go w miejscu, skąd przed wiekami Portugalczycy wyruszali na morskie wyprawy. Pomnik kształtem przypomina karawelę, podążają za nią żeglarze prowadzeni przez infanta Henryka, który organizował pierwsze portugalskie wyprawy do Afryki i na wyspy atlantyckie.

I tak to się zaczęło, od znaczków. Dorastałem, ale pozostał mi sentyment do tego kraju, nadal też kolekcjonowałem znaczki. Pewnego razu trafił mi się rarytas przedstawiający dżentelmena w osobliwej sytuacji. Głowę zdobił mu wieniec laurowy, ale dżentelmen ów stał po pas w wodzie, a we wzniesionej ręce trzymał zwój papierzysk. Znaczek należał do serii wydanej w roku 1924 z okazji czterechsetnej rocznicy urodzin Luisa Vaz de Camőesa i przypominał o półlegendarnym epizodzie z życia tego największego poety portugalskiego. Okręt Camőesa rozbił się w delcie Mekongu, większość podróżników utonęła. Wśród ocalonych znalazł się poeta z manuskryptem “Luzytan".

- Kiedy pierwszy raz wybrał się Pan do Portugalii?

- W czerwcu 1981 r. wyjechałem na stypendium rządu portugalskiego, by badać w Lizbonie archiwa portugalskich jezuitów. W Polsce był to czas gorący, echa “Solidarności" docierały także na krańce Europy. Lizbońskie gazety - nawet najpoważniejsze, np. “Diário de Noticias" - publikowały katastroficzne wiadomości z Polski, że oto Rosjanie już gromadzą dywizje na granicy. Poznałem w Lizbonie uroczych, fascynujących i do szpiku kości uczciwych intelektualistów, którzy życzyli Polsce jak najlepiej, lecz nie skrywali niechęci wobec “Solidarności". W Portugalii bowiem lewica i partia komunistyczna cieszyły się po Rewolucji Goździków znacznymi wpływami, szczególnie pośród intelektualistów; przecież José Saramago, pierwszy noblista portugalski, jest członkiem partii komunistycznej.

Czułem się wyczerpany tymi rozmowami i zaniepokojony katastroficznymi przepowiedniami, zwłaszcza że trudno było skontaktować się z krajem. Na szczęście mogłem się oderwać od polityki, badając korespondencję jezuickich misjonarzy działających na Dalekim Wschodzie. Jezuici portugalscy krzewili chrześcijaństwo w Azji od XVI do początków XIX wieku. Pasjonował mnie szczególnie ojciec Antonio de Andrade, który na początku

XVII w. jako pierwszy Europejczyk przedostał się do Tybetu.

  • Wśród Europejczyków krążyły legendy o tej krainie, ale nie dotarł tam wcześniej żaden odkrywca. Podziwiamy himalaistów, którzy dziś zdobywają K2, ale to niewiele w porównaniu z wyczynem tego jezuity i dwóch jego towarzyszy, którzy, nędznie przygotowani, wyruszyli z północnych Indii, by przez Kaszmir i zasypane śniegiem himalajskie przełęcze dotrzeć do Ladakhu. O. de Andrade założył tam misję, nawrócił wielu Tybetańczyków, w tym członków przychylnej mu rodziny królewskiej. Opanował język tybetański, dzięki czemu prowadził dysputy religijne z lamami, i pozostawił niezmiernie ciekawą relację z wyprawy. Właśnie w tym roku ukończyłem jej przekład.
  • Starzec z Restelo

- Wiedza Polaków o Portugalii jest mizerna. Jakie wydarzenia historyczne są emblematyczne dla Portugalii i Portugalczyka?

- Przede wszystkim chyba wielkie bitwy, które wpisują się w dzieje średniowiecznej rekonkwisty, jak np. bitwa z Kastylijczykami pod Aljubarrotą w 1385 r.; dzięki niej Portugalczycy ocalili swoją niezależność. Punktem zwrotnym w historii tego iberyjskiego narodu stały się wielkie odkrycia geograficzne, jak wyprawa Vasco da Gamy do Indii w 1498 r. czy odkrycie Brazylii przez Pedro Alvaresa Cabrala w r. 1500.

Jednym z najważniejszych wydarzeń historycznych jest podjęta przez Antonia, przeora zakonu Crato, nieślubnego syna infanta Ludwika, próba przechwycenia władzy po śmierci króla Sebastiana. Przeor pragnął uniemożliwić Hiszpanii aneksję Portugalii, poparł go lud, lecz próba zamachu stanu skończyła się fiaskiem, a Portugalia z racji skomplikowanych układów dynastycznych trafiła w roku 1580 pod skrzydła Hiszpanii rządzonej przez Filipa II. Dynastia filipińska panowała w Lizbonie przez sześćdziesiąt lat, aż do r. 1640, kiedy to kraj odzyskał niepodległość. Przeor Crato stał się bohaterem, o którym dziś wie każde dziecko.

Lecz tożsamość Portugalczyków kształtowała nie tylko polityka, bitwy i zamorskie wyprawy, ale w równym stopniu kultura, przede wszystkim opublikowane w 1572 r. “Os Lusiadas" Camőesa.

- Czy w polskiej tradycji istnieje dzieło, którego znaczenie można porównać ze znaczeniem Camőesa dla Portugalczyków?

- Wątpię. Poemat Camőesa stał się poniekąd dokumentem założycielskim imperium, aczkolwiek imperium istniało wcześniej. Już w połowie XVI w. Portugalczycy założyli faktorie handlowe i garnizony wojskowe na olbrzymim obszarze - od Brazylii przez wybrzeża Afryki Zachodniej i Wschodniej, Cieśninę Perską, Morze Arabskie, przyczółki w Indiach aż po Malaje. Sto lat po opanowaniu obszarów dalekowschodnich - Cejlonu, Malakki, Malabaru, Moluków i Timoru, skąd przywozili do Europy goździki i pieprz - Portugalczycy dotarli do Japonii, założyli placówkę w chińskim Makau. I imperium zaczęło rozłazić im się w rękach, mały kraj nie mógł zapanować nad niezmierzonymi przestrzeniami, zwłaszcza że portugalskie posiadłości atakowali Anglicy i Holendrzy.

Wtedy pojawia się epos Camőesa, w którym przestrzega on rodaków, że poprzez niepohamowaną ekspansję kraj zmierza do katastrofy. W ostatniej strofie poeta zwraca się do młodziutkiego króla Sebastiana. Pyta go, w imię czego Portugalia podbija zamorskie kraje. Czy po to, by szerzyć chrześcijaństwo? Jeżeli Portugalczycy pragną walczyć z niewiernymi, nie muszą ich szukać na Dalekim Wschodzie, mając pod bokiem potężne państwa muzułmańskie w Afryce Północnej. A jeśli pragną bogactw, też znajdą je w Afryce. W ostatnich strofach IV pieśni Starzec z Restelo prorokuje klęskę Portugalii, jeśli ta nie wyrzeknie się podboju Dalekiego Wschodu. Zatem Camőes nie wyrzeka się idei imperialnej, lecz próbuje ją ograniczyć i zmienić jej wektor.

Camőes był przy tym wielkim poetą, do czasów Fernando Pessoi, czyli do XX w., nie pojawił się w Portugalii twórca tej miary. Nadal pozostaje najpotężniejszą postacią w historii tej literatury i nie znam poety europejskiego, który zaważyłby na dziejach swojego narodu tak jak autor “Os Lusiadas". Jest przy tym nie tylko epikiem, ale i znakomitym poetą lirycznym. Jego epopeja wydaje się dziś nieco anachroniczna, natomiast głęboko osobiste sonety Camőesa śmiało można porównać z sonetami Szekspira.

- Jak to się stało, że przełożył Pan epos Camőesa?

- Kiedy podjąłem pracę w redakcji przekładów Wydawnictwa Literackiego, moja szefowa, p. Maria Kaniowa, obarczyła mnie m.in. obowiązkiem czuwania nad literaturą portugalskojęzyczną. Znałem już wtedy lepiej czy gorzej większość języków romańskich, z wyjątkiem właśnie tego języka. Mówię więc: pani Mario, ależ ja nie znam portugalskiego! To się pan nauczy - odpowiada szefowa. Zajęło mi to parę miesięcy, a potem zacząłem czytać i recenzować literaturę portugalską. Po pewnym czasie p. Kaniowa zaproponowała mi przekład mikropowieści José Rodriguesa Miguéis “Szczęśliwych świąt", później zabrałem się za kolejne dzieła, w tym z literatury brazylijskiej.

W roku 1980 przypadała czterechsetna rocznica śmierci Camőesa, toteż WL postanowiło wydać nowy przekład jego poematu, z oryginału. Dwa przekłady wcześniejsze: osiemnastowieczny pióra Jacka Idziego Przybylskiego oraz przekład Adama M-skiego, czyli Zofii Trzeszczkowskiej, z roku 1895, dokonane zostały z tłumaczenia francuskiego.

Na propozycję WL odpowiedziało kilku tłumaczy, lecz po pewnym czasie każdy z nich rezygnował, nie czując się na siłach, by podołać zadaniu. Jedną z pieśni poematu przetłumaczył Adam Włodek, być może doczekalibyśmy się i następnych, lecz Włodek zaczął uskarżać się na zdrowie i zaniechał dalszej pracy. A szkoda, bo miał wszelkie szanse, by sprostać wyzwaniu - zrezygnował wprawdzie z rymu, uważając, że nie podoła rygorom oktawy, i posłużył się wierszem białym, rytmicznym jedenastozgłoskowcem z tzw. spadem męskim na dwu ostatnich linijkach. W środowisku historyków literatury portugalskiej panowało przekonanie, że nie sposób sprostać oryginałowi, mieli też oni swoje wizje przekładu, z którymi czasami się nie zgadzałem. Kiedy po śmierci Włodka p. Kaniowa zaproponowała, bym zajął się “Os Lusiadas", pomyślałem, że albo podejmę się ryzyka związanego z tym przekładem, albo przegram z kretesem. Zachowałem więc rymy i oktawę, uznawszy, iż dla współczesnego czytelnika najważniejsza w poemacie jest jego dźwiękowa uroda. Ważniejsza nawet niż treść.

“Luzytanie" są utworem erudycyjnym, to poniekąd suma ówczesnej wiedzy geograficznej i astronomicznej, a nawet mitologicznej, choć poemat nie jest oschłym kompendium, jego treść jest pogłębiona o egzystencjalne rozważania i wzbogacona renesansową filozofią człowieka. Uznałem, że bagaż erudycyjny jest dziś mniej istotny, istotna jest natomiast forma poetycka i ją chciałem pokazać czytelnikowi. Czy mi się udało, nie wiem.

- Twórczość Fernando Pessoi, o którym Pan wspomniał, przeżywa dziś światowy renesans. Camőes i Pessoa to emblematy Portugalii. Czy w fascynacji Pessoą nie odegrał znacznej roli fenomen odrębnych osobowości twórczych, które ten pisarz wykreował?

- Jego dialog z samym sobą jest fascynujący, wątpię jednak, aby jedynie tym faktem można było objaśnić popularność Pessoi. Pessoa stał się drugim po Camőesu pisarzem, który najdoskonalej wyraża Portugalię, jej ducha i saudade. Saudade to pojęcie kluczowe dla zrozumienia tego kraju, nieprzetłumaczalne na inne języki, a oznaczające nieokreśloną tęsknotę i nostalgię. Będąc w Portugalii czuje się unoszącą się w powietrzu saudade.

Pessoa doskonale pochwycił istotę portugalskości. Stał się piewcą Lizbony, szczególnie w “Księdze niepokoju". To dzięki niemu Europa przypomniała sobie o małym narodzie żyjącym na krańcu kontynentu. Włosi i Francuzi odkryli Portugalię już przed czterdziestu laty, a kluczem do zrozumienia Portugalii stał się dla wielu właśnie Pessoa. Film Wima Wendersa “Lisbon Story" znakomicie oddaje klimat jego twórczości. W ostatnich latach zapanował pewien snobizm na Portugalię i Pessoę, lecz myślę, że ten pisarz wtargnąłby do naszej wyobraźni niezależnie od wszelkich mód, bo Pessoa to, obok Eliota, Kawafisa czy Miłosza, jeden z największych poetów XX wieku. A przy tym jest on poetą nowoczesnym, zrywającym z tradycją portugalskiej retoryki, której w mniejszym lub większym stopniu ulegali najwybitniejsi pisarze dziewiętnastowieczni. Jego język jest zobiektywizowany, suchy, wyprany z sentymentalizmu; w literaturze portugalskiej to poetyka niezwykle rzadka.

  • Piąte imperium

- Wspomniał Pan króla Sebastiana: jego postać wiąże się z dziejami portugalskiego mesjanizmu. Jak idea imperialna łączy się z mitem mesjańskim?

- Camőes niewątpliwie pozostawał pod wpływem mitologii mesjanistycznej, a swój poemat opublikował jeszcze za życia króla Sebastiana, na siedem lat przed jego śmiercią w bitwie pod Alcacer Quibir w Maroku. “Luzytanie", jak wspominałem, kończą się apostrofami do Sebastiana, by wyrzekł się dalekowschodnich podbojów, a poświęcił się podbojowi Maroka. Kiedy epos został opublikowany, król liczył sobie dziewiętnaście lat, władzę zaś sprawował już od lat pięciu. Choć był młodzieńcem słabego zdrowia i nietęgiego umysłu, bigotem i fanatykiem otoczonym przez krótkowzrocznych polityków, przejął się wezwaniami Camőesa.

Historycy twierdzą, że już wcześniej roił o podboju muzułmańskiej Afryki. W 1578 r. zgromadził niezbyt liczną armię, wbrew radom generałów przepłynął Cieśninę Gibraltarską i z piętnastu tysiącami żołnierza - pomiędzy nimi znalazł się późniejszy przeor Crato - ruszył w głąb Maroka. Muzułmanie roznieśli jego armię w pył, a sam król... Zginął, lecz nigdy nie znaleziono jego ciała, nikt podobno nie był świadkiem jego śmierci, toteż niemal tego samego dnia narodziła się legenda, że Sebastian żyje i powróci na tron. Dziś historycy dowodzą, że wielu królewskich towarzyszy było przy jego śmierci, ale nie chcieli się do tego przyznać, gdyż straciliby honor: to hańba widzieć śmierć swojego króla i samemu przeżyć.

Sebastian zginął w momencie, kiedy mesjanizm portugalski był już mitem silnie w portugalskiej świadomości zakorzenionym. Pięćdziesiąt lat przed klęską pod Alcacer Quibir w miasteczku Trancoso żył szewc imieniem Bandarra. Czytał Pismo Święte po portugalsku, lecz niewiele z niego rozumiejąc, zasięgał objaśnień u nawróconych Żydów, zwanych nowymi chrześcijanami. Ci zaś objaśniali mu tajemnice Biblii w duchu mesjańskim. W środowisku nowych chrześcijan mesjanizm przeżywał rozkwit od czasu, gdy król Jan III zaczął prześladowania nawróconych Żydów, potajemnie praktykujących starą wiarę. Inkwizycja miała roboty w bród, śledząc i piętnując podejrzanych; reakcją prześladowanych stał się mesjanizm.

Bandarra napisał poemat, w którym mieszają się wątki legendarne, bajkowe, nawet reminiscencje z mitów trojańskich. Nowi chrześcijanie dostrzegli w jego dziele prefigurację koncepcji, którymi sami żyli. Tak oto narodził się portugalski mesjanizm. Nieszczęsnym Bandarrą zajęła się inkwizycja, groził mu stos, lecz kiedy inkwizytorzy spostrzegli, że szewc-poeta jest słabo rozgarnięty i nie rozumie, do jakich celów może być wykorzystany jego utwór, dali mu spokój. Ale utwór żył już własnym życiem.

Znajdujemy w nim proroctwo o nastaniu na ziemi Piątego Imperium; to nawiązanie do proroctwa Danielowego, gdzie mowa o czterech cesarstwach. Bandarra, a za nim wielu innych, wierzył, że zbliża się dzień powstania uniwersalnej monarchii pod rządami Portugalii. Wizję tę wnet podchwycili intelektualiści początku XVII wieku. Uznano, że Mesjaszem, który założy owo Imperium, będzie król Sebastian: “w mglisty poranek" powróci do Portugalii i przywróci jej wielkość.

Żarliwym głosicielem idei mesjańskiej stał się ks. Antonio Vieira, jezuita przypominający naszego ks. Skargę. Vieira był kaznodzieją, dyplomatą, intelektualistą, bronił Żydów gnębionych przez inkwizycję, ujmował się za Murzynami i Indianami, krytykując niewolnictwo i żądając praw dla niewolników, ale co najbardziej istotne - ten wyrafinowany umysł także wierzył w zmartwychwstanie i powrót Sebastiana, kiedy więc na tronie zasiadł Jan IV, ujrzał w nim zapowiadanego zbawcę Portugalii.

- Portugalski mesjanizm był z pewnością konsekwencją ówczesnej utraty niezależności na rzecz Hiszpanii.

- Owszem, lecz panował głównie wśród ludu; arystokracja czy kupiectwo popierały unię personalną z Hiszpanią i nie zależało im na niepodległości. Hiszpania, najpotężniejsze ówczesne imperium europejskie, zapewniała kupcom portugalskim ochronę militarną, a dwór w Madrycie dawał portugalskim grandom szansę na karierę, o jakiej próżno by marzyć w Lizbonie. Wielu myślicieli portugalskich przechodziło na hiszpański garnuszek, Gil Vicente, ojciec teatru portugalskiego, pisał wprawdzie w ojczystym języku, ale nie stronił i od kastylijskiego. Lud zaś nienawidził dynastii filipińskiej i wierzył, że Sebastian żyje, ukrywa się i wnet upomni się o tron.

Mesjanizm portugalski nie różni się zbytnio od innych mesjanizmów. Nie tak dawno w Polsce publikowano artykuły dowodzące, że Władysław Warneńczyk nie zginął pod Warną, lecz wylądował na... Maderze, czyli w Portugalii. Dla wielu narodów mit mesjański staje się polisą ubezpieczeniową na trudne czasy: dodaje otuchy, pozwala przetrwać zbiorowe klęski, lecz w polityce okazuje się trujący. W Portugalii mesjanizm panował przez kilka stuleci i oddał jej jak najgorszą przysługę. Naród trwał w politycznej inercji od połowy XVII aż do XIX wieku, w znacznej mierze za sprawą mesjanizmu. Mit sebastiański odżywał zawsze, kiedy kraj stawał w obliczu zagrożenia.

Wielki wybuch mesjanizmu nastąpił podczas inwazji napoleońskiej. W trzysta lat po śmierci Sebastiana nadal wierzono, że on żyje! Sebastianizm stał się ogólnonarodową ideologią, ale okupowani Portugalczycy pozostawali bierni, oczekując zmartwychwstałego króla albo angielskiej odsieczy. Inwazja francuska była katastrofą - gospodarczą, kulturalną, zginęło tysiące Portugalczyków, Portugalia zapłaciła wtedy wyższą nawet cenę niż Hiszpania, to największa katastrofa państwa od śmierci Sebastiana. Ostatni akord sebastianizmu zabrzmiał pod koniec XIX wieku, ale nie w Portugalii, lecz na biednych terenach północno-wschodniej Brazylii, w tzw. powstaniu canudos, zakończonym masakrą powstańców.

Sebastianizm pojawia się także w literaturze, choć dziś już nie jako poważna ideologia, raczej jako klucz hermeneutyczny do interpretacji współczesności. Znajdziemy go i w twórczości Pessoi, choćby w jego poemacie “Przesłanie". Sebastianizm był żywy jeszcze na progu XX wieku, szczególnie w twórczości wielkiego intelektualisty Teixeiry de Pascoaes, który w r. 1913 opublikował dzieło “Sztuka bycia Portugalczykiem". Pascoaes sięga ponownie do idei Piątego Imperium, dowodząc, że Portugalia powołana jest do przewodzenia światowemu imperium politycznemu i duchowemu, ze względu na wielowiekowe tradycje harmonijnego współżycia z odmiennymi kulturami.

To prawda, Portugalczycy nawracali pogan, lecz na ogół nie czynili tego ogniem i mieczem, a w dziejach ich koegzystencji z Chińczykami, Malajami, Arabami, Hindusami czy Murzynami lub z Indianami w Brazylii nie widać pogardy wobec obcych. Być może czuli się wyżsi jako chrześcijanie, ale wyższość nie przeradzała się w rasizm. Na początku XVI wieku opanowali Angolę, a już w połowie stulecia drukowali tam książki w językach kimbundu i umbundu. Stało się to za sprawą jezuitów, którzy w ten sposób prowadzili działalność misyjną. W Angoli powstawały szkoły, drukarnie, dzieci białych urzędników i czarnych kobiet uznawano na ogół za prawowitych potomków, posyłano je na edukację do metropolii. To niecodzienna praktyka, nieznana w koloniach angielskich czy francuskich. Portugalczycy nie prowadzili też planowej eksterminacji rdzennej ludności, co Hiszpanie czynili na Kubie czy w Meksyku.

Teixeira de Pascoaes pisał więc o Piątym Imperium, za jezuitą Vieirą powtarzał, że będzie ono miało charakter religijny, marzył o harmonijnym współżyciu chrześcijan i żydów. Był ostatnim wybitnym piewcą mesjanizmu.

  • Pierwsze graffiti

- Kiedy idea mesjańska padła ostatecznie?

- Kiedy Portugalia musiała zrezygnować z kolonii, zgodzić się na niepodległość Angoli, Mozambiku i Gwinei, czyli w roku 1974.

- Wcześniej, w roku 1961 Hindusi zajęli Goa...

- Co dla Portugalczyków było wstrząsem niemal równie wielkim i bolesnym, jak wcześniejsza konieczność uznania niepodległości Brazylii, choć ta zachowała ścisłe więzi z metropolią i w świadomości Portugalczyków nadal pozostawała częścią ich imperium.

Kiedy w 1981 r. znalazłem się w Lizbonie, po mieście pętały się tłumy ludzi przybyłych z Mozambiku, Angoli i Wysp Zielonego Przylądka. Mój pobyt był zbyt krótki, żeby prześledzić ich asymilację, lecz pamiętam, że bywały z nią problemy. Pewnego razu na przystanku autobusowym wdałem się w pogawędkę z czarnoskórym dżentelmenem, który przedstawił się jako dyplomata angolański. Rozmawialiśmy długo, zorientowałem się więc, że mój rozmówca tęskni za epoką kolonializmu... Był przedstawicielem rządu niepodległej Angoli, a mimo to sądził, że Portugalczycy popełnili błąd, dobrowolnie rezygnując z kolonii. Przy pewnych modyfikacjach politycznych - mówił - mogli je zachować. I przytaczał dowody, że pod rządami portugalskimi Angoli wiodło się stokroć lepiej niż w czasach niepodległości.

  • Wśród powracających z kolonii sporo było ubogiej i niewykształconej młodzieży, której biedna Portugalia niewiele mogła zaoferować. To wtedy w Lizbonie pojawiły się pierwsze graffiti, które zawsze towarzyszą nędzy i frustracji. Niektóre były ciekawe, ale większość czyniła to piękne miasto niebywale zaplugawionym i oszpeconym.
  • Antyklerykałowie

- W rozwijanej od końca XV wieku ideologii imperialnej element religijny był bardzo mocny, jednym z imperatywów było niesienie chrześcijaństwa na inne kontynenty. A jak wygląda religijność współczesnych Portugalczyków?

- W dużych miastach to jest religijność niemal w zaniku, w sensie liczbowo-statystycznym. Dwadzieścia lat temu na niedzielnej Mszy w Lizbonie spotykałem kilkadziesiąt starych kobiet, a od tego czasu, obawiam się, nie było zmian na lepsze. Kościół w Portugalii - podobnie jak w Ameryce Łacińskiej - nigdy nie miał dobrej prasy. Najpierw była inkwizycja, która otrzymała placet królewskie i watykańskie i działała od lat 30. XVI wieku, tropiąc zwłaszcza ukrytych Żydów pośród “nowych chrześcijan". W niektórych okresach i na niektórych obszarach była szczególnie surowa, np. w Indiach w wieku XVII. Poza tym Kościół zawsze był po stronie możnych i nie otrzymał takiej szansy, jak Kościół w Polsce: “szansy" w postaci ucisku obcych zaborców trwającego bardzo długo. Nie stał się wyrazicielem ambicji i aspiracji narodowych.

- A na ile Kościołowi zaszkodził fakt, że Salazar odwoływał się w swojej ideologii do korporacjonizmu chrześcijańskiego?

- Oczywiście niezbyt się przysłużył, zresztą zależy, w jakich kręgach. Kręgi intelektualne już od XVIII wieku były w Portugalii silnie antyklerykalne, wielki wpływ miały tam idee rewolucji francuskiej.

- Markiz Pombal, wielka postać w historii Portugalii, był typowym oświeceniowym antyklerykałem.

- Tak, a Pombal jest bardzo popularny do dzisiaj. Odbudował przecież Lizbonę po sławnym trzęsieniu ziemi i jego wielki pomnik stoi na placu w centralnej części miasta.

Lud był oczywiście religijny. Może Fatima jest znakiem ograniczonego renesansu religijności portugalskiej. Natomiast już sam cud fatimski w literaturze ma niebywale złą prasę. Powstało na ten temat wiele książek, choć nie są to dzieła dużego kalibru. Na przykład wydana u nas książka Miguéisa “Salome" zawiera ostrą i mało wyrafinowaną satyrę na temat tego cudu.

Nastroje antyklerykalne mają w Portugalii długą tradycję i poniekąd uzasadnienie w tym, że jednak Kościół żadnych reform, żadnej modernizacji tam nie przeszedł.

- Dywagacje na temat charakteru narodowego zazwyczaj wiodą na manowce, są jednak pociągające. Co nas, Polaków i innych, dzieli, a co łączy z Portugalczykami?

- Barierę oddzielającą Portugalczyków od innych narodów widzę w saudade. To słowo, jak wspomniałem, jest trudne do przetłumaczenia. Wywodzi się od łacińskiego “solitudo", czyli samotność. Być może źródło psychologicznego zjawiska, jakim jest saudade, bierze się ze świadomości życia na peryferiach Europy. Ktoś powie, że Węgrzy żyją w środku Europy, a są równie depresyjni i tragiczni. Lecz w ich przypadku można wyjaśnić to faktem, że stanowią enklawę w morzu słowiańskim, z którym nie utrzymują kontaktu.

Portugalczycy od wieków odwracali się od kontynentu, spoglądając na bezmiar i pustkę oceanu. Portugalia to taki balkon Europy. Portugalczycy nie mają w sobie wiele z tego, co przywykliśmy uważać za charakter śródziemnomorski: nie są ekstrawertyczni, nie mają żywiołowej radości życia, optymizmu... Są wyciszeni, a nawet przygaszeni. Pomiędzy ich charakterem a naturą Hiszpanów istnieje niewyobrażalna różnica, jakby to były narody pochodzące od dwóch matek, choć mają jedną. Widzę natomiast kilka intrygujących podobieństw pomiędzy Portugalczykami a Polakami: poczciwość, niechęć do myślenia, rodzaj gapiostwa oraz to, że i my, i oni jesteśmy kiepskimi kierowcami, co mnie jako rowerzystę bardzo irytuje...

IRENEUSZ KANIA (ur. 1940), absolwent filologii romańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest tłumaczem, eseistą (tom “Ścieżka nocy", 2001), znawcą buddyzmu i kultury tybetańskiej. Tłumaczy m. in. z języka pali (“Muttavali. Księga wypisów starobuddyjskich"), sanskrytu (m. in. “Bhartryhariego strof trzykroć po sto"), tybetańskiego (m. in. “Tybetańska Księga Zmarłych" i “Opowieść o życiu Milarepy"), hebrajskiego (“Opowieści Zoharu"), łaciny (Mikołaj z Kuzy), rumuńskiego (m. in. Mircea Eliade, Emil Cioran, Constantin Noica, Gabriel Liiceanu), włoskiego (m. in. “Komentarze do Żywotów Vasariego" Gaetana Milanesiego i “Ikonologia" Cesare Ripy), francuskiego (m. in. Georges Bataille, Henry Duméry, Henri de Lubac), niemieckiego (m. in. “Dionizos" Karla Kerenyi i “Życie, nauczanie i wspólnota Buddy" Hermanna Oldenberga), rosyjskiego (Wasilij Rozanow), a także greckiego, angielskiego, hiszpańskiego i szwedzkiego. Z literatury portugalskiej, prócz epopei Camőesa, przełożył m. in. książki José Rodriguesa Miguéisa i Vergilio Ferreiry; tłumaczył też pisarzy brazylijskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2003