Pomysł Lenina

Oskarżyciel publiczny musi być zainteresowany pozytywnym skutkiem swych starań. Jeśli sam prowadzi i nadzoruje śledztwo, a potem na jego podstawie oskarża, łączenie tych dwóch czynności można uznać za element procesu inkwizycyjnego.

05.03.2008

Czyta się kilka minut

W latach mojego ławnikowania, w pierwszej połowie lat 70., z prokuratury przychodziły coraz ładniejsze dziewczyny i domagały się coraz surowszych wyroków. Pytane w czasie przerw na kawę, skąd ta krwiożerczość, odpowiadały, że tego od nich żądają zwierzchnicy; że nawet gdy wyrok w umiarkowanym stopniu jest łagodniejszy od ich żądania, trzeba koniecznie apelować do wyższej instancji. Dochodziło do tego, że w czasie narady sędzia-przewodniczący namawiał ławników, by nie przesadzali z łagodzeniem wyroków, bo wtedy apelacja murowana, a w drugiej instancji oskarżony zostanie potraktowany jeszcze bardziej bezwzględnie.

Minęły dekady. Zmienił się ustrój, charakter państwa, inny jest kodeks karny i kodeks postępowania karnego, a z prokuratur nadal przychodzą panie i panowie z poleceniem starania się o najsurowszy możliwy wyrok.

Trochę z USA, dużo z ZSRR...

Świat prawniczy i opinia publiczna mają przed sobą dawno zapowiadane rozdzielenie funkcji stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. To ze wszech miar słuszne posunięcie ma wreszcie szansę realizacji. Rząd PO gotów jest wyrzec się bezpośredniej władzy nad aparatem prokuratury, sprawowanej przez swego ministra. PiS natomiast broni status quo nie tyle dlatego, że liczy na powrót do władzy i korzystanie z dotychczasowych prerogatyw, ile dla zaznaczenia swojej opozycyjności. Partia ta obawia się też, że ważne narzędzie - władzy czy wymiaru sprawiedliwości? - znajdzie się w dyspozycji korporacji prokuratorów. A to zdecydowanie nieprawda.

Korporacja może i będzie dbała o interesy zawodu, ale merytoryczna działalność: śledztwo i oskarżanie, pozostanie w hierarchicznej, zcentralizowanej strukturze.

W różnych krajach różna jest struktura prokuratury, jej umocowanie i zakres działania. Nasz odgórny system jest, chyba pomyłkowo, fałszywym kopiowaniem instytucji prokuratora generalnego USA, tyle że General Attorney w administracji federalnej to minister sprawiedliwości, a oskarżyciel - Prosecuting Attorney. Naszym spodobała się nazwa i powstała hybryda, na którą składa się nieodzowny w państwie prawa minister sprawiedliwości i jednocześnie General Attorney, którego chcieliśmy mieć w rządzie. Tymczasem jest to jakby naczelny inkwizytor, oskarżający w imieniu państwa i w interesie aktualnie rządzącej nim partii. Podległy mu aparat realizuje leninowską koncepcję prokuratury, jako struktury hierarchicznej, narzędzia sterowania polityką karną partii i państwa.

Lenin, prawnik z wykształcenia i przez krótki czas marny adwokat, wiedział, że sama policja, główne narzędzie terroru, nie wystarczy: że potrzebne są elementy wymiaru sprawiedliwości, takie, w których, zgodnie z zaleceniem Iwana Groźnego dla opriczników, władza zawsze ma rację. Sądy powinny były zachowywać pozory niezależności, choć mogły być sterowane niejawnie, natomiast prokurator wszędzie oskarżał w imieniu władzy, która nie bardzo mogła zarządzać tysiącami oskarżycieli. Musiała ich zorganizować. Taka jest w dużym uproszczeniu geneza urzędu, który po PRL przejęły Trzecia i Czwarta Rzeczpospolita, a kolejna, nienumerowana, zamierza zostawić.

...czy sprzed wojny?

Gdybyśmy chcieli od tego odejść, wzorów nie musielibyśmy szukać daleko. W Polsce międzywojennej prokurator był urzędnikiem państwowym, umocowanym przy sądzie karnym. Śledztwo nadzorował sędzia śledczy, z definicji niezależny, a prowadziła je policja. Po jego zakończeniu prokurator otrzymywał zebrany materiał i na jego podstawie decydował, czy będzie oskarżał i o co, czego będzie żądał, jaki wyrok zaakceptuje. Albo też zwracał materiał do uzupełnienia bądź rezygnował z prowadzenia sprawy. Kierował się prawem i treścią zebranego materiału. Nikt mu nie mógł zlecać wniesienia oskarżenia, domagania się wysokiego wymiaru kary czy obowiązkowej apelacji. Nie dostawał wytycznych w sprawie polityki karnej państwa. Nie rozliczał go zwierzchnik, a jedynie skuteczność - w jakim stopniu decyzje sądu były zgodne z jego koncepcją.

Oskarżyciel publiczny, jak każdy człowiek, musi być zainteresowany pozytywnym skutkiem swych starań. Jeśli sam najpierw prowadzi i nadzoruje śledztwo, a potem na jego podstawie oskarża, łączenie tych dwóch czynności można, w przybliżeniu, uznać za element procesu inkwizycyjnego. Może on - chociaż nie musi - wymuszać zeznania, zmiękczać podejrzanych "aresztem wydobywczym", naciągać jedne dowody, pomijać inne. Zwierzchność prokuratorska bierze taką możliwość pod uwagę i stąd, by uniknąć podejrzenia o stronniczość, przekazuje się sprawy do prokuratur odległych od właściwego sądu.

Przed wojną prokurator był wymagającym odbiorcą materiałów ze śledztwa. Niezawisły sędzia śledczy przeciwdziałał wywieraniu nacisków na śledztwo przez prokuratora i pilnował rzetelności działań policji. Decydował też o wszczynaniu postępowania czy stosowaniu środków zapobiegawczych na wniosek policji. Prokurator przy sądzie wyższej instancji nie był zwierzchnikiem prokuratora pracującego przy instancji niższej i decydował o wniesieniu oskarżenia na podstawie wyłącznie dostarczonych materiałów. Tylko w ten sposób można zabezpieczyć niezawisłość prokuratorów, w ich zasadniczym postępowaniu, od wszystkiego poza prawem i procedurą. Jeśli, rzecz jasna, istnieje polityczna wola, by tę niezawisłość zabezpieczyć.

Diabeł jak zawsze tkwi w... nie, nawet nie w szczegółach, lecz w poważnych posunięciach organizacyjnych. Policjantów ci u nas dostatek, ale przeważnie marnych, czego dwa lata rządów PiS nie zdołały zmienić. Rekonstrukcja służb policyjnych, która doprowadziłaby do tego, by prowadzone przez policję śledztwa dawały należyte materiały dla postępowania karnego, to zadanie trudne i kosztowne. Podobnie jak stworzenie korpusu sędziów śledczych, bo praktyka sędziego w sprawach karnych nie bardzo przystaje do prowadzenia i nadzorowania procedury śledczej.

Brakujące kadry można by jednak uzupełnić prokuratorami zwolnionymi z obowiązku nadzorowania kolegów i kierowania nimi. Mogliby oni zasilić prokuratury umocowane przy sądach, policję i byliby najbardziej odpowiedni, by zostać sędziami śledczymi. Nim do tej roli zacznie przygotowywać aplikacja sądowa.

Na dziś wystarczy wyprowadzenie prokuratora generalnego z rządu. W przyszłości jednak byłoby lepiej, gdyby go w ogóle nie było.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2008