Polskie narzekanie

W ciągu kilkunastu lat transformacji Polacy wymienili czarno-białe telewizory na kolorowe, kupili magnetowidy i pralki automatyczne. Dane Głównego Urzędu Statystycznego dowodzą, że dochody realne obywateli rosną. Więcej: zmiany na lepsze dotyczą całego społeczeństwa. Skoro więc sytuacja materialna wszystkich się poprawia, to dlaczego Polacy narzekają, że sprawy idą w złym kierunku? - zastanawia się w Rzeczpospolitej (8 marca) Sylwia Szparkowska.

W 1991 r. analitycy GUS oceniali: “Polskie gospodarstwo domowe posiada pełne wyposażenie tylko w podstawowe dobra trwałego użytku. Wciąż brakuje przedmiotów luksusowych, chociaż dobra, które mamy, wymieniamy na przedmioty o coraz wyższym standardzie". Za “dobra luksusowe" uznawano wówczas jednak m.in. automatyczne pralki i kolorowe telewizory.

Czternaście lat temu telewizor kolorowy miało 40 proc. rodzin. Dzisiaj - 94,9 proc. (1,7 proc. twierdzi, że taki sprzęt nie jest im potrzebny) - także te, którym trudno znaleźć pieniądze na jedzenie. W trzech czwartych polskich domów są pralki automatyczne, samochód ma połowa rodzin - o takich danych na początku lat 90. można było marzyć. Socjologowie zauważają jednak, że wyposażenie w sprzęt wynika nie tylko z zamożności społeczeństwa, lecz jest skutkiem m.in. postępu technicznego. Od kilku lat panuje też tendencja kupowania coraz nowocześniejszych przedmiotów. Polacy, którzy kiedyś z zapałem kupowali magnetowidy, teraz równie skwapliwie kupują telefony komórkowe i komputery. Na początku reform ankieterzy o komputery nawet nie pytali, w 2002 r. komputer był już w co piątym domu, w 2003 r. w co czwartym (połowa z nich miała dostęp do Internetu), a ostatnie sondaże wykazują, że komputer ma 37 proc. polskich rodzin.

Dzięki transformacji wzrosły też szanse na naukę na poziomie wyższym (w 1990 r. na studia szedł niespełna co dziesiąty młody człowiek, w 2002 r. - co trzeci) i lepsze warunki mieszkaniowe (w 1988 r. na osobę przypadało przeciętnie 17,1 metra kwadratowego mieszkania, a w 2002 r. już 21,1 metra). Lepsze wyposażenie w instalacje sanitarne i techniczne widać przede wszystkim na wsi: wodociąg dochodzi już prawie do 90 proc. wiejskich domów (w 1988 r. do 63,8 proc.), toalety są w trzech czwartych (w 1988 r. w niespełna połowie).

Równocześnie statystyki pokazują coraz większe rozwarstwienie społeczne: w 1989 r. 3,8 proc. osób dostawało mniej niż połowę średniego wynagrodzenia, a w 2002 było już ich 18,4 proc. Tyle że i za PRL różnice społeczne były znaczne: przykładowo w rodzinach osób pracujących w mieście było cztery razy więcej “towarów luksusowych" (telewizorów kolorowych i pralek automatycznych) niż w rodzinach chłopskich.

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog z Polskiej Akademii Nauk, komentuje: Jeśli porównać dochody realne z tymi z lat 90., powierzchnię mieszkania przypadającą na osobę czy przeciętne trwanie życia, to widać, że średni poziom życia całego społeczeństwa wzrasta. Tyle że byt poszczególnych rodzin poprawia się nierównomiernie - zwiększają się różnice w dochodach najbiedniejszych i najbogatszych. Co ważne: nie znaczy to, że biedni stają się coraz biedniejsi. Gdyby bowiem porównać osoby biedne w PRL z biednymi III RP, to i tu jest lepiej: zwiększają się ich dochody realne i stać ich na coraz więcej. Warunki życia najbiedniejszych poprawiają się jednak wolniej niż reszty społeczeństwa. W PRL panował nadto rodzaj “równości w biedzie" i wiele osób uznało to za system sprawiedliwy. Stąd rozpowszechnione poczucie, że ludzie nie otrzymują tego, co się im należy. Narzekanie nie jest jednak związane tylko z zamożnością: najgorzej swoją sytuację materialną oceniają emeryci, którzy - choć zdarzają się wśród nich osoby bardzo biedne - średnio są w lepszej sytuacji materialnej niż choćby matki samotnie wychowujące dzieci.

Na początku reform do biedy przyznawało się znacznie mniej osób niż dziś. Ale najgorzej swoją sytuację ludzie oceniali w połowie lat 90. Teraz takich opinii znów jest mniej. Świadczy to, po pierwsze, o tym, że Polacy stają się realistami. Kiedyś oczekiwali, że wraz z demokracją przyjdzie poziom zamożności Zachodu. A na to trzeba poczekać. Po drugie, dowodzi poprawy edukacji ekonomicznej: społeczeństwo zrozumiało, że państwo i rząd nie mają dodatkowych zasobów, którymi nie chcą się z obywatelami podzielić. Naturalnie nie dotyczy to całego społeczeństwa. Ci, którzy są bezradni, nadal pozostają przekonani, że rząd powinien sobie poradzić z tą sytuacją. Ale ci, którzy sobie radzą, są w stanie uwierzyć, że sukces zawdzięczają własnej pracy.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2004