Polska jest współwinna

Blokada Gazy to test wiarygodności dla Zachodu - i dla jego deklaracji o wspieraniu na Bliskim Wschodzie demokracji oraz praw człowieka.

02.08.2011

Czyta się kilka minut

Po czterech latach izraelskiej blokady Gaza jest w stanie krytycznym. 70 proc. jej mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa, 40 proc. nie ma pracy, 30 proc. cierpi niedożywienie, a 80 proc. jest zależnych od pomocy humanitarnej. Lokalny przemysł leży w gruzach, podobnie jak tysiące domów, a także szkoły, meczety i budynki publiczne. Ta katastrofa humanitarna ma polityczne przyczyny. Znane są wypowiedzi izraelskich polityków o zmuszeniu mieszkańców Gazy do przejścia na dietę, podobnie jak ujawniony przez media w 2010 r. dokument zawierający wyliczenia racji żywnościowych dla ludności: wystarczające, by nie umrzeć z głodu, ale za małe, by żyć. Dlatego, jak mówi Ewa Jasiewicz, uczestniczka dwóch rejsów do Gazy, tylko polityczne działania - jak przełamanie blokady - mogą zmienić sytuację.

Izrael kontroluje przestrzeń powietrzną Gazy, granice, infrastrukturę telekomunikacyjną, energetyczną i wodociągową; wyznaczył też na jej niewielkim obszarze "strefy zakazu wstępu" obejmujące 85 proc. wód terytorialnych i 17 proc. terytorium lądowego. Wszystko to wyczerpuje definicję okupacji przyjętą w prawie międzynarodowym.

Blokada Gazy to wyzwanie dla świata demokratycznego. Po arabskiej Wiośnie Ludów jego postawa wobec zbiorowego karania ludności Gazy to także test wiarygodności dla naszych deklaracji o wspieraniu demokracji i praw człowieka w tym regionie. Na tym polega waga takich inicjatyw jak "Flotylla Wolności" i wyborów, jak ten dokonany przez Romana Kurkiewicza, który się do niej przyłączył.

Znikający Palestyńczycy

Dyskusji o Gazie (i całej okupowanej Palestynie) nie powinno się mieszać z debatą o Zagładzie europejskich Żydów. Wydarzenia sprzed 70 lat nie mają żadnego związku z polityką Izraela i sytuacją na Palestyńskich Terytoriach Okupowanych będącą jej skutkiem.

Nawet przy najlepszych intencjach, jakie wyraża przejmujący tekst Kurkiewicza, przywoływanie Zagłady w tym kontekście przynosi opłakane skutki. Poza (niezamierzonym) tworzeniem ram dla porównań tak miłych izraelskiej propagandzie, spycha na dalszy plan samą kwestię palestyńską, która staje się tłem europocentrycznego dyskursu. Wykorzystał to Konstanty Gebert, który nie tylko zaatakował Kurkiewicza, usiłując pomniejszyć wartość jego głosu, ale dał też popis polemicznych talentów kosztem meritum sprawy. Zniknęli w tym Palestyńczycy, ich prawa i cierpienia.

Rzecznicy polityki izraelskiej chętnie sięgają do "argumentu z Zagłady" (i dotyczy to także Geberta, choć na pozór się odeń odżegnuje). Zabieg taki pozwala nie tylko na przesłonięcie okupacji Palestyny przez ahistoryczne zestawienia, ale otwiera drzwi dla stereotypów i przemilczeń. Tymczasem stereotypizacja ludności palestyńskiej w warunkach okupacji nie jest tylko nadużyciem intelektualnym; ona może służyć za alibi dla całkiem realnego okrucieństwa.

Dzieci, przyszli terroryści?

Koresponduje to z ideologią izraelskiej prawicy, która od lat 90. skutecznie upowszechniła dyskurs ukazujący kwestię palestyńską nie jako konflikt polityczny czy ekonomiczny, ale jako apolityczne zderzenie cywilizacji, spór tożsamości zdeterminowanych przez religię i różne wartości. W takiej wizji nie ma miejsca nie tylko na sprawiedliwość, ale nawet na kompromis - jedna strona staje się wcieleniem zła, które trzeba eliminować. Palestyńczyków redukuje się do ich religijnej tożsamości muzułmańskiej (nie ma znaczenia, że spory procent to chrześcijanie), tę sprowadza się do fundamentalizmu, a ten zrównuje z terroryzmem. W takiej wizji nawet zdjęcia zabitych palestyńskich dzieci nie muszą szkodzić wizerunkowi Izraela - skoro można sobie wytłumaczyć, że to mali więźniowie swej tożsamości, a zatem przyszli terroryści.

Stąd biorą się oszczercze sugestie, że wszyscy mieszkańcy Gazy to terroryści i negacjoniści Holokaustu, dybiący na życie cudzoziemców. Podobnie jak teza, jakoby "Flotylle Wolności" wspierały Hamas, która krzywdzi nie tylko ich uczestników, ale głównie mieszkańców Gazy - w tym lokalne społeczeństwo obywatelskie współpracujące z "Flotyllami" i jednocześnie opierające się kontroli Hamasu.

Przy założeniach, które czyni Gebert, można twierdzić, że blokada stanowiąca zastosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej nie jest zbrodnią wojenną. Można usprawiedliwiać masową przemoc wymierzoną głównie w cywilów prawem Izraela do obrony - i nie kłopotać się tym, że przecież także Palestyńczycy takie prawo posiadają. Można wreszcie z dumą oświadczyć, że Izrael łaskawie zgadza się na pomoc humanitarną dla Gazy (na poziomie ledwie części potrzeb) i nie dostrzec w tym politycznego "zarządzania nędzą" będącego perwersyjną formą represji i odbierania okupowanym podmiotowości politycznej.

Przede wszystkim zaś nie trzeba się kłopotać niewygodnymi faktami.

Dekada "Płynnego Ołowiu"

Tymczasem Gaza to jeden z najbardziej umęczonych skrawków palestyńskiej ziemi. Ten najgęściej zaludniony obszar miejski świata jest od końca lat 90. w stanie permanentnej presji militarnej. To w Gazie padło najwięcej ofiar izraelskich represji podczas drugiej intifady. Ale najgorsze przyszło już po jej wygaśnięciu i ewakuacji 8 tys. nielegalnych osadników, którzy kontrolowali niemal 30 proc. terytorium zamieszkanego przez półtora miliona Palestyńczyków. Wszystkiemu coś winna demokracja, a ściślej: niewłaściwy użytek, jaki w opinii Izraela zrobili z niej Palestyńczycy, głosując na Hamas w wyborach do władz Autonomii.

W odwecie USA i UE nałożyły na Autonomię sankcje, a gniew Izraela obrócił się przeciw Gazie, gdzie Hamas osiągnął najlepsze wyniki. Tylko w pierwszej połowie 2006 r. na Strefę wystrzelono 8 tys. pocisków rakietowych i artyleryjskich, zabijając 130 osób. Izraelskie ataki i blokada nasiliły się po tym, jak Hamas skonsolidował swą władzę, tłumiąc pucz Fatahu latem 2007 r.: od 2005 do końca 2007 r. zginęło w nich 1250 osób, w tym 222 dzieci. W ciągu czterech dni na przełomie lutego i marca 2008 r. w izraelskich uderzeniach zginęło 112 mieszkańców Gazy. Ponury rekord padł 27 grudnia tegoż roku, gdy w pierwszym dniu operacji "Płynny Ołów" izraelska armia zabiła ponad 200 osób. W ciągu 22 dni tej operacji zginęło 1400 Palestyńczyków, w 80 proc. cywilów (342 dzieci i 118 kobiet). W bombardowaniach niszczono nawet ONZ-owskie magazyny z żywnością i elektrownie.

Jak nazwać sytuację, gdy okupant burzy domy, jednocześnie precyzyjnie niszcząc składy budowlane i zakazując wwozu materiałów do odbudowy? Co powiedzieć o celowym zniszczeniu wszystkich oczyszczalni ścieków, w związku z czym 93 proc. wody w Gazie nie nadaje się do picia? Czy można usprawiedliwić to względami bezpieczeństwa? Chyba nie, skoro władze Izraela właśnie wpuściły do Gazy materiały do odbudowy 1300 domów i 18 szkół - choć latami zarzekały się, że zakazują ich wwozu, bo Hamas mógłby je wykorzystać do budowy umocnień. Jeśli zaś blokada ma przeszkodzić transferowi broni, to dlaczego zakazem wwozu (złagodzonym nieco ostatnio) objęto 2 tys. produktów, w tym książki, papier, margarynę, kolendrę, dżem, instrumenty muzyczne, napoje gazowane, sprzęt AGD, meble...

Ofiary "lepsze" i "gorsze"

Gebert najwyraźniej uznaje, że mieszkańcy niektórych miast mają prawo się bronić przed agresją, a inni nie. W latach 90. on sam jeździł do oblężonego Sarajewa nie tylko z pomocą humanitarną, ale też w geście politycznej solidarności. Wówczas nie przeszkadzało mu, że obrońcy stolicy Bośni ostrzeliwali serbskie wsie wokół miasta. Dziś odmawia mieszkańcom Gazy prawa do obrony, bo każdy akt oporu jest "przemocą wobec żydowskiego państwa".

11 tys. palestyńskich rakiet wystrzelonych z Gazy w ciągu 6 lat na Izrael (zabiły kilkanaście osób) to sporo - taki ostrzał celów cywilnych jest zbrodnią wojenną. Ale to tylko pół, a może ćwierć prawdy. Po pierwsze, podawanie samej tej liczby stwarza pozory jakiejś porównywalności obu stron konfliktu, skrajnie nieporównywalnych (Izrael to czwarta potęga wojskowa świata). Po drugie, przygniatająca większość tego, czym palestyński ruch oporu strzela z Gazy, nie zasługuje na miano najlichszej rakiety. Po trzecie zaś, tylko od lata 2007 r. Izraelczycy wystrzelili na Gazę 75 tys. nowoczesnych rakiet i pocisków artyleryjskich. Nie strzelali na ślepo: jeśli trafiały w karetki pogotowia, w kolejki po chleb czy w szkoły ONZ, to dlatego, że tak zdecydowali izraelscy dowódcy.

Gdy wspomina się izraelskiego ucznia, który zginął w autobusie szkolnym trafionym palestyńską rakietą w kwietniu tego roku, to warto dodać - czego Gebert nie czyni - że stało się to podczas wymiany ognia, w której zginęło 17 Palestyńczyków, w tym 7 cywilów. Czy ci cywile byli "gorszymi" ofiarami niż ów uczeń?

Nie tylko Gaza

Okupacja Palestyny bywa mylnie nazywana konfliktem izraelsko-palestyńskim. Sugeruje to, jakoby Palestyna była państwem o zwartym terytorium. Nic z tych rzeczy. Dziś nawet Autonomia Palestyńska - ograniczona forma lokalnego samorządu, na którą Izrael zgodził się w Oslo - faktycznie nie istnieje. Ledwie kilka procent tego obszaru podlega jej administracji. Połowa Zachodniego Brzegu to tzw. strefa C, kontrolowana w całości przez Izrael. Palestyńczycy nie mogą do niej wejść bez pozwoleń.

Skupiska palestyńskie zostały odizolowane od świata i siebie nawzajem gęstą siecią "barier bezpieczeństwa" (w tym słynnym murem, uznanym za nielegalny przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze), check-

-pointów, eksterytorialnych autostrad i nielegalnych osiedli izraelskich, w których mieszka pół miliona ludzi, dwa razy więcej niż w 1990 r. Ramallah czy Hebron to w istocie "getta" lub jak kto woli - bantustany. Reżim narzucony ich mieszkańcom zasługuje na miano apartheidu.

Tel Awiw lubi usprawiedliwiać się odmową uznania Izraela przez Palestyńczyków, choć dziś nawet Hamas uznaje go w granicach z 1967 r. A czy Izrael kiedykolwiek uznał państwo palestyńskie w jakichkolwiek granicach? Oczywiście, że nie, a najlepszym dowodem nieustająca kolonizacja i aneksja ziemi na Zachodnim Brzegu. Oraz gorączkowa akcja dyplomatyczna premiera Netanjahu przeciw planowanemu na wrzesień uznaniu niepodległości Palestyny w granicach z 1967 r. na forum ONZ. W ramach tej akcji Netanjahu chce odwiedzić też Polskę.

Sens solidarności

Powody, dla których trzeba płynąć z "Flotyllą Wolności", nie są historyczne. Polityka okupacyjna Izraela nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie, jakim cieszy się on ze strony UE i USA. Mimo retorycznych potępień i rezolucji ONZ społeczność międzynarodowa pozostaje bierna, co wzmaga poczucie bezkarności u izraelskich polityków. Tak było po akcji "Płynny Ołów", za którą "nagrodzono" Izrael przyjęciem do OECD (m.in. dzięki Polsce), a z drugiej strony zablokowaniem (m.in. przez Polskę) procedury przyjęcia w ONZ tzw. raportu Goldstone’a, oskarżającego Izrael o zbrodnie wojenne. Tak było też po zeszłorocznym ataku na pierwszą "Flotyllę". I tak było w lutym br., gdy - mimo wyburzeń domów palestyńskich (w 2010 r. zburzono ich 232, w pierwszej połowie br. ponad 200) - rząd polski odbył wspólne posiedzenie z rządem Izraela w Jerozolimie, gdzie trwają wysiedlenia Palestyńczyków.

Palestyna nie jest Darfurem czy Białorusią, a los jej ludności - podobnie jak los mieszkańców Bahrajnu, Konga czy Iraku - nie leży na sercu rządów USA i UE. Dlatego potrzebuje naszej solidarności.

PRZEMYSŁAW WIELGOSZ jest redaktorem naczelnym polskiej edycji miesięcznika "Le Monde diplomatique".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011