Pogodny tren

Słowo, które posłużyło za tytuł nowej książki poetyckiej Adama Zagajewskiego, pojawia się w niej dwukrotnie. Zamykające tom Anteny w deszczu to poemat ułożony ze zdań, obrazów, metafor, głosów, lapidarnych zapisów epifanii, jakby wychwyconych w zgiełku świata. Znacznie wcześniej natomiast, w jednym z pierwszych wierszy czytamy:.

Nocą, wysoko w Alpach,

Anteny nie śpią,

Anteny czuwają,

Obracają się uważnie

I szepczą:

Mesjaszu, przyjdź wreszcie.

Anteny, które wychwytują i przekazują dalej sygnały i głosy kłębiące się bezładnie w eterze, stają się tutaj znakiem wyczekiwania i nadziei na wyższy porządek. Przeczucie tego porządku, którego zasady nie umiemy odgadnąć, pojawia się też w wierszu “Ktoś stroił organy": “dzika anarchia" organowych piszczałek w pustym kościele każe zapytać o ich stroiciela, tego, kto burzy i buduje (“Gdybym potrafił śledzić ruchy jego rąk / zrozumiałbym może, dokąd nas prowadzi, / nas i tych, którymi się opiekujemy, / dzieci, zwierzęta, cienie".)

Muzyka - niekoniecznie muzyka sfer - i metaforyka z nią związana jest zresztą w tych wierszach wszechobecna. Rozbrzmiewają w nich bezcielesne, istniejące już tylko w idealnej przestrzeni głosy zmarłych śpiewaczek, Kathleen Ferrier i Billie Holiday. Prawosławni mnisi “proszą natarczywie o zmiłowanie", a śpiew solisty przywołuje pamięć Josifa Brodskiego (powróci w jednym z następnych utworów, zatytułowanym “Temat: Brodski") “recytującego swoje niezwykłe wiersze / przed amerykańską publicznością, która nie wierzyła / wcale w możliwość wniebowstąpienia, / lecz zdawała się szczęśliwa, że ktoś inny wierzył". Nad uśpionym miastem unosi się “słodki lament, pogodny tren" nieznanego ptaka. “Muzyka słuchana z tobą" - znów motyw dwukrotnie w tym tomie podjęty - staje się figurą miłości, źródłem szczęścia, które domaga się dziękczynienia.

Obok muzyki są oczywiście obrazy: malarskie, wyraziste, pokazujące nie tylko piękno, czasem też - jak w apostrofie do rzeki Hudson - brzydotę świata albo jego niedoskonałość. Obrazy z podróży, powroty w przeszłość, nieruchoma precyzja dawnych płócien zderzona z emocjami, które nas przepełniają (“i chwilami doznajemy szczególnej dumy, / ponieważ krzyczy w nas przyszłość / i ten bełkot czyni nas ludźmi").

Silny jest w tej książce element autorefleksji, dystansu, a zarazem dyskretnej, nie pozbawionej ironii polemiki z etykietami, którymi Zagajewski-poeta bywa opatrywany. “Zawsze za dużo albo za mało - czytamy w “Autoportrecie, nie wolnym od wątpliwości" - podobnie jak u tych pisarzy / którzy nieraz cię irytują: / jedni tak skromni, minimalistyczni / i nieoczytani / że chciałoby się krzyknąć - / hej, kolego, odwagi, / życie jest piękne, / świat bogaty i historyczny. / Inni za to pyszni, dodający sobie ważności / nadzwyczajną erudycją / - panowie, i wy też umrzecie kiedyś, / zwracasz się do nich (w myśli)". A dwie strony wcześniej znajdziemy czterowiersz “Obrona poezji, etc.": “Tak, obrona poezji i wysoki styl, etc., / ale także letni wieczór w małym miasteczku, / gdy pachną ogrody a koty spokojnie siedzą / przed domami, jak chińscy filozofowie".

***

To jedynie pospieszne notatki z lektury. Nie wspomniałem ani o najsławniejszym bodaj wierszu z “Anten", którego tytuł - “Spróbuj opiewać okaleczony świat" - stał się dla wielu nowojorczyków po zamachach z 11 września niemal hasłem, ani na przykład o dwóch (znów podwójność!) wielkiej urody portretach “Starego Marksa" (“Nie może się już skupić. / Londyn jest wilgotny, / w każdym pokoju ktoś kaszle"...), ani o szczególnie bliskiej memu sercu elegii pamięci W.G. Sebalda... “Anteny" są tomem bogatym i wielowarstwowym, domagającym się uważnej lektury. Aby do niej zachęcić, na koniec jeszcze jeden krótki wiersz, jesienno-zimowy, zatytułowany “Zawieja":

Słuchaliśmy długo muzyki -

trochę Bacha, trochę smutnego Schuberta.

Przez moment słuchaliśmy milczenia.

Na ulicy szalała zawieja,

wiatr przyciskał do murów

swoją siną twarz.

Umarli ścigali się na sankach

i rzucali śnieżkami

w nasze okna.

(Wydawnictwo a5, Kraków 2005, s. 92. Biblioteka Poetycka pod redakcją Ryszarda Krynickiego, tom 49. Na okładce akwarela Miquela Barceló.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2005