Poeta o poecie

Ta wielka księga składa się w istocie z dwu części. Pierwsza to seria mistrzowskich analiz sytuacji egzystencjalnej Tuwima - czytałem je z podziwem. Druga, interpretacyjna, budzi moje opory.

26.06.2007

Czyta się kilka minut

Książka Piotra Matywieckiego o Tuwimie jest rozmiarów zaiste pokaźnych, nie stanowi jednak klasycznej monografii ani w sensie tradycyjnym (typu "życie i dzieło"), ani poprzez odwołanie do standardów nowszych, choć dużo w niej się mówi i o życiu, i o dziele - zarówno łącznie, jak rozłącznie. Nie jest też esejem w przyjętym - gatunkowym - rozumieniu tego słowa, bo dzieło tej objętości raczej trudno zakwalifikować w ten sposób. Gdybym miał tę potężną pracę określić za pomocą jednej dobitnej formuły, powiedziałbym, że to księga poety o poecie.

Tak się dzieje, mimo że autor respektuje z dużą konsekwencją różne reguły akademickie, ma imponującą erudycję, dotarł do różnego rodzaju relacji i dokumentów, o Tuwimie wie wszystko, najmniejsze szczegóły jego twórczości nie kryją dla niego tajemnic, a ponadto jest niezwykle rzetelny w odwoływaniu się do całkiem bogatej literatury przedmiotu. Pod tym względem mógłby być budującym wzorem dla niejednego autora pracy doktorskiej.

Zasada "poeta pisze o poecie" ma wyraźne zalety, umożliwia znaczną swobodę w wyborze problematyki, nie zmusza do omawiania spraw, które uważa się za mniej ważne czy w ogóle nieważne, dopuszcza w miarę swobodne rozkładanie akcentów i takież przyjmowanie punktów widzenia, wreszcie zakłada pewien subiektywizm narracji, a dzięki temu poznajemy nie tylko poetę, o którym się opowiada, ale także poetycki podmiot opowiadający. Ta książka dużo cennych rzeczy mówi o Tuwimie, ale wiele - także o Matywieckim, ujawnia jego skale wartości i wybory estetyczne i nie tylko estetyczne. To są walory tego rodzaju postawy.

Historyk literatury nie może jednak nie powiedzieć o jej ograniczeniach lub wręcz ułomnościach. Chodzi o to, że poeta nawet tak wnikliwie piszący o poecie jak Matywiecki pomija te sprawy, które dla monografisty akademickiego byłyby istotne. Choćby - w tym przypadku - takie, jak formowanie się grupy Skamandra i udział w tym autora "Rzeczy czarnoleskiej", jak jego oddziaływanie na procesy kształtowania się liryki polskiej XX wieku, jak jego stosunek do różnych tradycji, przede wszystkim zaś bezpośrednio poprzedzającej tradycji symbolizmu. Matywiecki nie poświęca tym sprawom większej uwagi, może dlatego, że uznał je za niezbyt ważne, a może z tej racji, iż sądzi, że zostały już w stopniu dostatecznym omówione i nie ma potrzeby powtarzania tego, co dobrze wiadomo. Poeta może pomijać również tę część dorobku swego bohatera czy te elementy jego działalności, które wydają mu się z jakichś powodów niegodne szczegółowego omówienia bądź po prostu go nie interesują. Ma on sporą swobodę w dokonywaniu wyborów.

Ta wielka księga składa się w istocie z dwu części, w jakiejś mierze od siebie niezależnych, a także utrzymanych w różniącej się poetyce. Nie chodzi tu jednak o część biograficzną i część poświęconą bezpośrednio twórczości, rzeczy układają się trochę inaczej. Część pierwsza książki nie jest po prostu opowieścią o życiu Tuwima - jest serią świetnie przeprowadzonych analiz jego sytuacji egzystencjalnej. Czytałem je z niezwykłym zaciekawieniem i podziwem, są mistrzowskie. Matywiecki z niezwykłą dociekliwością wniknął w położenie poety na kolejnych etapach jego życia, pokazał najróżniejsze uwikłania, w jakich przyszło mu istnieć i funkcjonować, uwikłania dramatyczne, określające jego miejsce w świecie. Uwikłania wynikające tak z osobistych lęków i fobii, jak z istnienia w czasie, w którym nieustannie musiał się mierzyć z XX-wiecznymi totalizmami. I będące następstwem z pozoru paradoksalnej sytuacji poety, który już za młodu osiągnął wielką popularność, ale też był bodaj najsilniej atakowanym literatem polskim w okresie międzywojennym. Piszę o pozornej paradoksalności, gdyż wydaje się pewne, że gdyby Tuwim nie zdobył tak wielkiej sławy nie tylko w kręgach wysoce wykształconej inteligencji, ale wśród szerokiej publiczności, nie byłby tak częstym przedmiotem ataków antysemickich, przypuszczanych nie tylko przez starych endeckich wyjadaczy, ale nasilających się wraz z pojawieniem się w latach 30. grupy faszyzujących poetów w rodzaju Jerzego Pietrkiewicza (to jego nazwisko w znacząco zmienionej postaci przywołał w "Kwiatach polskich").

Matywiecki doskonale pokazuje swoistą wielokulturowość Tuwima i to, co z niej wynika dla jego twórczości, ale też dla położenia na literackiej agorze. Nie daje się on bowiem wepchnąć w nasuwającą się formułę "polski poeta żydowskiego pochodzenia", jest bezdyskusyjnie poetą polskim, tak głęboko osadzonym w tradycji polskiej kultury, że tego rodzaju określenie nie wymaga żadnych komentarzy i wyjaśnień. Przemilczanie jego związków z kulturą żydowską byłoby jednak nadużyciem. Nie chodzi tu przy tym tylko o pochodzenie; żydowskość stała się częścią jego sytuacji egzystencjalnej, jednym z jej wyznaczników. I wtedy, gdy był atakowany przez rodzimych skrajnych nacjonalistów, i wtedy, gdy uciekał przed Niemcami, i wtedy, gdy opłakiwał zamordowaną matkę i pisał manifest "My, Żydzi polscy". A do tego dochodzi jeszcze fascynacja kulturą rosyjską, będąca w istocie czymś więcej niż tylko uwielbieniem dla rosyjskich poetów. Tuwim nie tylko ich wspaniale tłumaczył, ale jakoś w tej kulturze istniał.

Za szczególny sukces Matywieckiego uważam pokazanie Tuwima "drogi do komunizmu" (taki nosi tytuł jeden z rozdziałów). Przedstawia autor ten proces nie tylko powściągliwie, bez wielkich słów i wydziwiań, pokazuje, jak w istocie wszystko prowadziło do aprobaty rządów komunistycznych. Można by powiedzieć, że historia pchała poetę - jak wielu zasymilowanych żydowskich inteligentów - w tę stronę. Decydowały o tym różne czynniki, przedwojenny antysemityzm, związany z prawicą, nawet niekoniecznie skrajną, Zagłada, a nawet to, z czym się spotykał w latach wojennej emigracji. Jakąś rolę grała także potrzeba utopii, czyli nadziei. Proces ten pokazany został mistrzowsko, autor doskonale wykorzystuje dokumenty, w tym zwłaszcza korespondencję poety (przede wszystkim z siostrą). Trzeba podziwiać sztukę empatii, jaką objawił.

Część druga książki ma charakter interpretacyjny, Matywiecki przedstawia swoją koncepcję twórczości Tuwima. Doceniam zakres przedsięwzięcia, kunsztowność analiz, umiejętność dostrzegania wielu mniej lub bardziej ukrytych szczegółów, które uchodziły uwagi komentatorów. Jest tu wiele świetnych rzeczy, przedstawiane ujęcie budzi jednak moje opory. Wydaje mi się zbyt jednoznaczne w swej wzniosłości i w zbyt konsekwentny sposób ukierunkowane. Matywiecki pragnie jednego: dowieść, że Tuwim był poetą metafizycznym lub wręcz religijnym. Jest to nie tylko widoczne, gdy się oburza na jednego z ministrów kultury, który go w jakiejś oficjalnej wypowiedzi określił jako poetę religijnie obojętnego. Nie zamierzam dorzucać swoich trzech groszy do tego sporu, wątki religijne niewątpliwie u Tuwima występują, wątpię wszakże, czy odgrywają rolę aż tak wielką. Jestem przekonany, że teza ta musiałaby wyglądać inaczej, gdyby krytyk uwzględnił zarówno kontekst literacki, jak i tradycję, z której Tuwim się wywodził. Myślę tu między innymi o rosyjskim symbolizmie, ale też - szerzej - o konwencjach literackich, funkcjonujących na początku XX wieku.

Takie ukierunkowanie interpretacji powoduje, że o pewnych sprawach dla twórczości Tuwima i jego położenia w literaturze międzywojennej niezwykle istotnych niemal w ogóle w tej wielkiej księdze się nie wspomina. W przypadku twórcy, którego przedstawia się jako poetę jednoznacznie metafizycznego, nie jest istotne, że zajmował się on pisaniem wierszy satyrycznych na tematy aktualne, tekstów piosenek, monologów kabaretowych i parafrazowaniem błahych komedii. Ale dla Tuwima jest to ważne niezmiernie - i to nie tylko jako odrębna dziedzina twórczości. Był on pierwszym bodaj wielkiej klasy poetą polskim, który umiał łączyć elementy literatury wysokiej i tej, którą uznaje się za niską, popularną, użytkową. Był w tym niezwykle oryginalnym nowatorem. Nie dlatego, że działał w obydwu tych sferach oddzielnie, ale właśnie dlatego, że je wiązał. Arcydziełem Tuwima jest "Bal w Operze". To w nim właśnie w sposób zaiste mistrzowski powiązał tingel-tangel z apokaliptycznością.

Podstawowym celem interpretacji jest wniknięcie w najgłębsze tajniki tekstu. Ale też jej cnotą powinna być powściągliwość, wykluczająca stawianie wszystkiego na jedną kartę. Interpretator, jeśli chce być wierzytelny, musi przyjąć pewne granice, będące często granicami narzucanymi przez zdrowy rozsądek. Kiedy dowiaduję się, że w pięknym wierszyku dla dzieci "Rzeczka" (pamiętam, że mi go czytano przed wojną, gdy miałem cztery lata):

Płynie wije się rzeczka,

Jak błyszcząca wstążeczka,

Tu się srebrzy, tam ginie,

A tam znowu wypłynie.

mamy do czynienia w Heraklitejską rzeką (wprawdzie zdrobniałą), a jest to "jeden z najważniejszych u tego myśliciela symboli Logosu, porównywanego do niepowrotnie i wiecznie upływającego czasu", ogarnia mnie zdumienie. Tu interpretator rezygnujący z dystansu wobec własnych koncepcji niewątpliwie wspomnianą wyżej granicę przekroczył. Nie przesadzajmy, Drogi Piotrze.

  • Piotr Matywiecki, "Twarz Tuwima", Warszawa 2007, Wydawnictwo W.A.B., seria "Z wagą".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2007)