Podsądni sondaży

Rosyjska agresja na Ukrainę czyni rozpoczynającą się kampanię przed wyborami do Europarlamentu wyjątkowo nieprzewidywalną.

17.03.2014

Czyta się kilka minut

Choć w tych wyborach nie rozstrzyga się, kto będzie rządził w Polsce, to jednak pierwsze miejsce w nich dalej zachowuje symboliczne znaczenie: będzie ustawiać myślenie poszczególnych aktorów przed następnymi głosowaniami, których stawka stopniowo będzie narastać – od samorządowych, przez prezydenckie, po parlamentarne. Nic nie wskazuje na to, by na pierwszym miejscu w eurowyborach mógł pojawić się ktoś inny niż PO lub PiS. Lewica skutecznie się podzieliła, zaś rozłamowcy z szeregów liderów nie stali się „czarnymi końmi” i mają coraz więcej powodów do obaw o własne polityczne przeżycie.


Wydarzenia za wschodnią granicą są źródłem dwóch sprzecznych impulsów. W obliczu zewnętrznego zagrożenia notowania rządzących zwykle idą w górę – taki ruch w poparciu dla PO dało się już dostrzec. Uzasadnieniem jest stare porzekadło o niezmienianiu koni w połowie brodu. Równocześnie krymski gambit Putina przekreślił jedno ze sztandarowych przedsięwzięć rządzącej koalicji – ocieplenie w relacjach z Rosją. Opowieść o „potrzebie dogadania się” można spokojnie włożyć między bajki, co oznacza przyznanie racji twierdzeniom od lat zgłaszanym przez główną partię opozycji. Nie jest to jednak gra o sumie zerowej – obie główne partie mogą zyskać, przyciągając pod swoje sztandary wyborców, którzy mogliby inaczej zagłosować na jedną z mniejszych partii.

Ale najważniejszym efektem zewnętrznego zagrożenia jest podważenie dotychczasowych strategii komunikacji. Wypadałoby wyciszyć wzajemne oskarżenia, czyli akurat to, co obu głównym partiom wychodziło dotąd najlepiej. To znów może działać na korzyść każdej z nich: dla PiS to dodatkowy hamulec przed popadaniem w histeryczne tony, co nigdy tej partii nie służyło. Jednocześnie opozycja z reguły buduje swoją pozycję nie na szczegółowej ofercie, lecz na skrzyknięciu wszystkich niezadowolonych z rządu. Jeśli takie skrzykiwanie nie może być zbyt głośne, nie wiadomo, co właściwie robić w trakcie kampanii – wchodzenie w szczegóły jest zawsze bardziej niebezpieczne od wyrażania ogólnego sprzeciwu.

Złe oceny rządu ograniczają możliwość korzystania przez PO z przewag bycia u władzy. W partii panuje marazm. Wygląda na to, że pogodziła się ona z porażką i jej perspektywa nie mobilizuje już do działania tak, jak to było w 2010 r. przed drugą turą wyborów prezydenckich. Wtedy, podobnie jak w 2011 r., ostatnim doładowaniem było oskarżanie PiS o wszelkie możliwe wady. Teraz takie przekazy narażają na zarzut złamania potrzeby narodowej solidarności w obliczu zewnętrznego zagrożenia.


Zapewne podejmowane będą więc próby prowadzenia kampanii „na dwie ręce” – jedna wyciągnięta jest w przód, na zgodę. Druga – za plecami – zaciśnięta w pięść. Pierwsza ma się rzucać w oczy wahającym się wyborcom środka, doceniającym koncyliacyjność. Drugą mają widzieć zagorzali zwolennicy, napędzani niechęcią do przeciwników. W takiej kampanii partie wprawiały się w 2010 r. Sprzyja jej rozszczepienie komunikacji na tradycyjne media i internet.

Rzecz komplikuje się o tyle, że przecież działy krajowe mediów muszą o czymś pisać. Z braku generalnych inicjatyw skupiają się na tym, co i tak trzeba zrobić – na układaniu list wyborczych. W obu dużych partiach jest to o tyle trudniejsze, że sondaże wskazują na spodziewane zmiany: w PO ograniczenie stanu posiadania, w PiS – jego powiększenie, tym większe, że większość poprzedniej reprezentacji tej partii w Parlamencie Europejskim rozproszyła się po innych inicjatywach. W poniekąd pewnej sukcesu partii Jarosława Kaczyńskiego stale obecne jest poczucie zagrożenia powtórką z takiego scenariusza – stąd przedłużające się zamieszanie wokół list. Takie samo zamieszanie panuje w partii rządzącej – tu na zmniejszającą się porcję słodkich konfitur jest wyjątkowo dużo chętnych. Warta docenienia pozycja dotychczasowych europosłów kusi krajowych liderów, wypalonych po sześciu latach u władzy i szukających cichej zatoki przed spodziewanymi burzami.


Pod tym względem sytuacja mniejszych partii jest prostsza – mniej więcej wiadomo już, czego mogą się spodziewać, jeśli chodzi o mandaty. Niezależnie od buńczucznych zapowiedzi sondaże wskazują, że mandatów będzie dosłownie kilka – najwyżej po jednym w okręgu, i to tylko w takim, który jest duży lub poparcie w nim dla danej partii jest tradycyjnie wysokie. Jeśli jednak realnie wybory dotyczą dosłownie paru osób w każdej z mniejszych partii, nie ma się co spodziewać, że rozgrzeją ich aktywistów i wyborców.

Wszystko to, co składa się na specyfikę wyboru Europarlamentu – niekonkluzywny charakter, drugorzędna rola w życiu politycznym kraju, personalna kameralność, dziwactwa systemu wyborczego – wzmacnia efekty zwykłych słabości naszego systemu partyjnego. Prymat wewnętrznych podchodów sprawia, że sondaże nie mobilizują partii do wysiłku, lecz tym bardziej skupiają uwagę graczy na układach powiązań, sojuszy i animozji. Szkody z tego szczególnej nie ma, lecz i pożytku dostrzec nie sposób.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2014