Pobłogosław, Panie Boże, nas i te dary

Spotkałem w Paryżu księdza Chińczyka, konwertytę, teologa. Opowiedział mi historię swego nawrócenia. Wyznał, że pierwszą rzeczą, która zachwyciła go w Kościele katolickim, była znakomita kuchnia.

25.06.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Co jemy, jak jemy, kiedy jemy itd., mówi o kulturze społeczeństwa i o kulturze człowieka. Bo historia kulinarna jest zapisem historii kultury, techniki, warunków klimatycznych, ekonomicznych itd. Jedzenie służy podtrzymaniu życia, ale też jakości życia, a posiłek pełni rolę społeczną. Wspólny stół buduje więzi.

W wielu religiach przepisy kulinarno-dietetyczne wkraczają w sferę sacrum. W poświęconym smakom numerze pisma „Style i Charaktery” (2/2012) Jarosław Chybicki, uczeń zen, opisuje „rytuał jedzenia, czyli orioki”, będący ważną częścią medytacji. Tamże prawosławny ksiądz Artur Aleksiejuk rozprawia o poście jako o sposobie ograniczenia zależności człowieka od pokarmu i materii. „Według Kościoła prawosławnego – pisze – nie ma prawdziwego postu bez podejmowania wysiłku duchowego, bez zabiegów o kontakt z Bożą realnością i zdania sobie sprawy z naszej całkowitej zależności od Boga”. Jest tam także tekst o zachodniej mniszej tradycji kulinarnej, bardziej jednak historyczny niż teologiczny.


Jaki był stosunek Jezusa do spraw stołu? W środowisku, w którym liczne przepisy religijne określały zasady odżywiania, Jezus uchodził – jak sam mówi – za żarłoka i pijaka: „Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11, 19). A św. Paweł napisze w jednym z listów: „Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14, 17).

Jezus uczestniczył w przyjęciach, ale był czas, że pościł. Głosił też, że narzędziem skutecznej walki ze Złym Duchem jest post i modlitwa. Mam wrażenie, że dziś w naszym Kościele zanikło rozumienie znaczenia postu. Zakaz jedzenia mięsa w piątki, obowiązujący zresztą tylko w nielicznych Kościołach lokalnych, m.in. w Polsce, ma charakter symboliczny. Bo co z prawdziwym postem ma wspólnego zastąpienie schabowego dobrze przyrządzonym halibutem? Ścisły post obowiązuje katolików raptem dwa dni w roku. Oczywiście, są zakony, które zachowują tradycyjną surowość, np. kameduli. Jedzą skąpo i nigdy potraw mięsnych. Ktoś, kto przed laty próbował do nich wstąpić, opowiadał mi, że nikt nie chciał mu wyjaśnić, czemu kucharzem w eremie jest brat, który się odznacza wybitnym antytalentem kucharskim. Kamedułą nie został, nie wiem, czy nie właśnie dlatego.

Spotkałem w Paryżu księdza Chińczyka, konwertytę, teologa. Opowiedział mi historię swego nawrócenia. Wyznał, że pierwszą rzeczą, która zachwyciła go w Kościele katolickim, była znakomita kuchnia. Nie ma w tym, jak sądzę, nic zdrożnego. Czyż szacunek dla darów Bożych nie wymaga tego, by obchodzić się z nimi z szacunkiem, by wydobyć z nich całe bogactwo, wszystkie możliwe smaki i zapachy? Czy posiłek nie powinien być dziełem sztuki? Miłość wymaga nie tylko nakarmienia bliźniego, ale takiego nakarmienia, żeby sprawić mu przyjemność.


Ojciec zachodniego monastycyzmu św. Benedykt podaje dokładne przepisy dotyczące ascetycznego jedzenia, lecz natychmiast dopuszcza od nich odstępstwa. Według Benedykta najważniejszy jest umiar, by „nigdy żaden mnich się nie przejadał”. Na temat wina do posiłków napisał: „sądzimy, że jedna hemina (0,27 litra) wina na dzień wystarczy dla każdego. Jeśli zaś ktoś z łaski Pana może się bez wina obejść, niech wie, że otrzyma szczególną nagrodę. Gdyby warunki miejscowe, praca albo skwar letni, kazały pić więcej, niechaj decyduje o tym przełożony, zwracając wszakże uwagę, by nie dochodziło nigdy do przesytu lub zgoła pijaństwa. Czytamy wprawdzie, że picie wina w ogóle mnichom nie przystoi, ale skoro w naszych czasach nie można o tym mnichów przekonać, zgódźmy się przynajmniej na to, że należy pić mało, a nie aż do przesytu (...) Gdzie zaś warunki miejscowe są tego rodzaju, iż nie można znaleźć nawet wyżej określonej miary wina, lecz tylko znacznie mniej lub nawet ani kropli, niech ci, którzy tam mieszkają, błogosławią Boga i nie szemrają”.

„Pobłogosław, Panie Boże, nas i te dary, które mamy spożywać z Twojej szczodrobliwości. Naucz nas dzielić się nimi i radością z tymi, którzy ich nie mają”. Nie można prosić Boga o pobłogosławienie byle czego. Nie mówiąc o radości. Radość to nawet proste spaghetti aglio, olio e peperoncino. Ale fast food? I Pan Bóg ma to jeszcze błogosławić?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2012