Po ile ta rewolucja?

Kapitalista i zarazem rewolucjonista. To on przekonał Cesarstwo Niemieckie, by kwotą miliarda marek sfinansowało bolszewicki przewrót w Rosji w 1917 r. Ale gdy zrobił swoje, Lenin szybko się go pozbył. Kim był Izraił Helphand alias Aleksander Parvus?

12.11.2012

Czyta się kilka minut

Aleksander Parvus i Róża Luksemburg w Berlinie, prawdopodobnie koniec 1918 r. / Fot. ru.wikipedia.org
Aleksander Parvus i Róża Luksemburg w Berlinie, prawdopodobnie koniec 1918 r. / Fot. ru.wikipedia.org

Jeszcze zanim doszli w Rosji do władzy bolszewicy, mieli szczęście do pieniędzy. Mało komu trafiała się taka rzesza sponsorów. Historia tych mecenasów to opowieść o burzliwych życiorysach, tragicznych miłościach i tajemniczych zgonach.

Darczyńcami bolszewików zostawali głównie milionerzy, porwani ideą powszechnej sprawiedliwości, np. potentat w branży tekstylnej Saawa Morozow. Uwiedziony przez aktorkę Marię Andriejewą (późniejszą partnerkę życiową Maksyma Gorkiego), zdążył zapisać jej pieniądze ze śmiertelnej polisy i w 1905 r. popełnił samobójstwo. Podobnie skończył jego siostrzeniec Nikołaj Szmit, właściciel wielkiej fabryki mebli. Cały majątek miał przepisać na partię, ale po otwarciu testamentu okazało się, że dziedziczą jego dwie siostry. A że były nieurodziwymi pannami, podesłano im dwóch przystojnych bolszewików. Młodsza była brzydsza, więc Lenin szczególnie docenił poświęcenie oddelegowanego do niej towarzysza Taratuty, twierdząc, że ten nie cofnie się przed niczym. „Ja bym tak nie potrafił” – dodał z szacunkiem.

We wszystkich tych przypadkach mózgiem operacji zdobywania funduszy dla partii był Leonid Krasin – bawidamek i ulubieniec środowisk artystyczno-intelektualnych, a poza tym inżynier i producent bomb, którymi wysadzano carskich urzędników. A także organizator „eksów”, czyli napadów na banki. Człowiek inteligentny i pomysłowy.

To nie on jednak okazał się bolszewickim „królem Midasem”, przemieniającym wszystko w partyjne złoto. Został nim niejaki Aleksander Parvus.

Socjalista-kapitalista

Naprawdę nazywał się Izraił Helphand i pochodził z żydowskiej rodziny osiadłej w białoruskim miasteczku. Po pożarze domu rodzina wyprowadza się do Odessy, gdzie Izraił w latach gimnazjalnych wstępuje do Bundu (lewicowej i antysyjonistycznej partii żydowskiej, działającej od końca XIX w.). Helphand, rocznik 1867, jest zdolnym uczniem, więc zostaje wysłany na studia do Szwajcarii. Tam zdobywa doktorat z filozofii, tam też poznaje czołówkę przyszłych mienszewików (odłam Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, konkurencyjny dla bolszewików): Plechanowa, Akselroda i Wierę Zasulicz. Potem Helphand osiada w Niemczech i tu wstępuje do socjaldemokratów (SPD), za autorytet uznając Karola Kautskiego.

Z wyglądu przypomina syberyjskiego niedźwiedzia, przyjmuje więc pseudonim, który ma wydźwięk ironiczny (łac. parvus – mały, mało znaczący). Z czasem pseudonim okaże się proroczy. Równie proroczy był rok, w którym się urodził: w 1867 r. Marks opublikował swój „Kapitał”. A będzie i trzecie proroctwo, po latach.

Na razie Parvus koncentruje się na pracy dziennikarskiej; ze względu na temperament, zamiłowanie do ostrego słowa i konflikty z wydawcami nazwany zostaje „literackim awanturnikiem”. W redakcji „Iskry” poglądami jest coraz bliżej Lenina, a szczególnie Trockiego – zwolennika „permanentnej rewolucji”. Różni się natomiast podejściem do pieniądza. Dla tamtych ważniejsza jest idea. On wie, że idea bez kasy zemrze śmiercią głodową. I szybko udowadnia, iż ma talent do mnożenia majątku.

Zaczyna w 1910 r. podróżą na Wschód – przez Sofię do Konstantynopola, gdzie staje się doradcą tureckiego ministerstwa finansów i przedstawicielem pewnego handlarza bronią. Na tym nie poprzestaje. Z Odessy i Bułgarii zaczyna importować do Turcji zboże, z Rosji broń i amunicję, z Niemiec maszyny firmy Kruppa (syn Kruppa sponsoruje wówczas Gorkiego, przebywającego na Capri) oraz drewno i żelazo z Austrii. W końcu, jako właściciel handlowego imperium, osiada w rezydencji na Wyspach Książęcych, w pobliżu tureckiego wybrzeża.

Wojna i Geschäft

Z chwilą przyjazdu do Niemiec, jako typowy rewolucjonista, nosił niechlujne ubranie i rozdeptane buty. Teraz z tzw. esdeka przeobraża się w kapitalistę – w cylindrze i fraku. Do tego cygaro, podwójny podbródek i stado biuściastych blondynek wokół... Towarzysze z SPD patrzą krzywo, zaczynają komentować: awanturnik z brzuchem Falstaffa i głową myśliciela, spekulant, oszust i stręczyciel imperializmu... On się tym nie przejmuje.

Tymczasem wybucha I wojna światowa – dla Parvusa okazuje się wręcz błogosławieństwem. Dzięki koneksjom w placówkach dyplomatycznych może prowadzić handel w strefach zakazanych, czyli między walczącymi państwami. Z nadspodziewaną łatwością przewozi deficytowe towary z Niemiec via Szwecja i Finlandia do Rosji: nie tylko ołówki czy termometry, ale też towary cięższego kalibru, jak metale, węgiel i broń. Punkty kontaktowe otwiera w Kopenhadze i Sztokholmie, obsadzając w roli dyrektorów handlowych partyjnych towarzyszy, w tym Leonida Krasina i Jakuba Haneckiego. Ma też swoich ludzi w Zurychu, Budapeszcie, Konstantynopolu i Tbilisi.

Zaczyna się pranie pieniędzy, aby biznes przekuć na zysk rewolucyjny. A w grę wchodzą na tyle poważne sumy, że banki europejskie, na czele ze szwedzkim Nya Bankiem, rywalizują o możliwość ich deponowania. Pojawiają się też chętni do współpracy potentaci amerykańscy.

Ale pieniądze to nie wszystko. Parvus wciąż jest rewolucjonistą. Tuż po wybuchu światowego konfliktu wpada na genialny pomysł. Już wie, jak obalić w Rosji carat: potrzebuje do tego jednego mocarstwa i jednej radykalnej partii. Sam zamierza wcielić się w rolę dyrygenta. Brzmi bajkowo, a jednak...

Grzeszna propozycja

W styczniu 1915 r. Parvus spotyka się w Konstantynopolu z niemieckim ambasadorem Wangenheimem. Przekonuje, że Rosję rozsadzić można tylko od środka i on ma takich ludzi, tyle że operacja będzie kosztować.

Niemcom, którzy prowadzą wojnę na dwa fronty i chcą ją zakończyć na wschodzie, by przerzucić stąd wojska na front zachodni i pobić wreszcie Francję, propozycja wydaje się interesująca. Pierwsze zlecenie sekretarza stanu Jagowa do ministerstwa skarbu w Berlinie brzmi: „Dla poparcia rewolucyjnej propagandy w Rosji potrzebne będą dwa miliony marek”. To na początek. Niemiecki MSZ podsyła Parvusowi też swego człowieka, Georga Sklarza, jako wspólnika w interesach.

Teraz Parvus jedzie do Berna na spotkanie z Leninem. Nie widzieli się 10 lat. Ktoś niezorientowany zapewne by się zdziwił, widząc dwóch mężczyzn wchodzących do ciasnego mieszkanka przy Distelweg. Jeden niski, o kałmuckich rysach twarzy, w zgrzebnym garniturze i kaszkiecie, z nieodłączną damską parasolką. Drugi potężny, z cygarem, złotym zegarkiem na łańcuszku i diamentowymi zapinkami w mankietach. Przy herbacie z samowara pada propozycja. Lider bolszewików mruży skośne oczy i asekuracyjnie wzrusza ramionami. Parvus odbiera sygnał prawidłowo: wie, że dostał carte blanche. Potem Lenin będzie opowiadać, że wyrzucił „tę niemiecką kloakę socjalszowinizmu” za próg z soczystym „wypier...!”. Bo oficjalny wizerunek musi być zachowany.

W imieniu bolszewików Parvus kuje więc żelazo, póki gorące. Z Berlina płyną kolejne miliony: na propagandę w Rosji, na karabiny i materiały wybuchowe. Rząd Cesarstwa Niemieckiego wspomaga też ruch w interesie, np. udziela poręczenia dla frachtowca, którym ludzie Parvusa mają przewozić tony miedzi, cynku, aluminium, ołowiu, niklu i kauczuku.

Nadchodzi rok 1916 – i styczniowa rocznica „krwawej niedzieli”, gdy w 1905 r. w Piotrogrodzie wojsko zaatakowało 200-tysięczną demonstrację. Rocznica ma być początkiem rewolucji – nie jest. Nadchodzi rok 1917, mija kolejna rocznica – i wciąż nic. Ale... 24 lutego niemiecki poseł depeszuje ze Sztokholmu do Berlina: „Planuje się uznać wiosną [w Rosji] rząd za nieudolny oraz stworzenie rządu tymczasowego złożonego z oddziałów rewolucyjnych”.

Rewolucja (choć nie bolszewicka)

Co w takim razie trzeba zrobić? Wspomóc swoich! Ale jak? 2 marca filia Deutsche Reichsbank w Sztokholmie otrzymuje z Berlina polecenie: „Niniejszym komunikujemy, że otrzymacie z Finlandii pytanie dotyczące wypłat na propagandę pacyfistyczną w Rosji. Wnioski będą kierowały do Państwa niektóre z niżej wymienionych osób: Lenin, Zinowiew, Kamieniew, Trocki, Sumenson, Kozłowski, Kołłątaj, Sievers lub Mierkalin. Zgodnie z naszą instrukcją nr 2754 szwedzkie, norweskie i szwajcarskie biura prywatnych niemieckich banków otworzyły dla tych osób konta”.

Tymczasem 7 marca (23 lutego wedle starego kalendarza) Piotrogród ogarniają strajki, a siedem dni później car abdykuje. Zagrożona chaosem Rosja tęskni za porządkiem. Teraz, po trzech latach wojny, proponowana przez nowe władze – z premierem księciem Lwowem na czele – demokracja jest dla mas rosyjskich pojęciem abstrakcyjnym. Esdecy podzielają opinię mas. Dla Lenina nowy ustrój to „kisiel i papka”. W tej sytuacji trzeba walczyć o własną rewolucję.

W Kopenhadze Parvus przekonuje niemieckiego ambasadora, że rosyjscy liberałowie będą chcieli kontynuować wojnę z monarchią Wilhelma II, a rząd zbudowany na koalicji rewolucyjno-burżuazyjnej nie ma szans na długi żywot. Dlatego Niemcy winni przerwać działania wojenne na wschodzie, by pozwolić dojrzeć w Rosji anarchii i wspomóc tego, kto może stać się przywódcą gwarantującym Niemcom pokój. Parvus wskazuje odpowiedniego człowieka w Szwajcarii: nazywa się Włodzimierz Iljicz Lenin.

Teraz my!

Leninowi trzeba zorganizować transport do Rosji. Ale problem polega na tym, że układy między Berlinem a bolszewikami załatwiano dotąd tajnie. Przerzucenie Lenina do Rosji to ryzyko dekonspiracji. Dlatego niemieckie MSZ postanawia przewieźć wraz z nim – dla niepoznaki – przedstawicieli kilku innych stronnictw opozycji rosyjskiej. A wódz bolszewicki to dobry aktor: głośno demonstruje niechęć wobec oferty Niemców. Natomiast swoim tłumaczy: „W sytuacji, gdy rewolucja jest zagrożona, nie można myśleć o burżuazyjnych uprzedzeniach. Jeśli niemieccy kapitaliści są tak głupi, że zawiozą nas do Rosji, to sami sobie kopią grób”.

Kto tu jest głupi? Obie strony kierują się doraźnymi potrzebami: Niemcy chcą pokoju na wschodzie (na własnych warunkach), a bolszewicy władzy w Rosji. Dla Parvusa to najważniejsza bitwa w życiu. Podobnie jak Niemcy, jest przekonany, że Lenin jest instrumentem w jego rękach. Wódz bolszewików tymczasem wie swoje.

9 kwietnia 1917 r. z dworca w Zurychu rusza pociąg ze statusem dyplomatycznym, żegnany krzykami rosyjskich emigrantów: „Zdrajcy! Wilhelm zapłacił za waszą podróż!”. Zaplombowany skład jedzie przez Niemcy, Szwecję i Finlandię. Brytyjczycy ostrzegają rząd księcia Lwowa. Minister Milukow odpowiada im ze spokojem: „Kiedy będzie wiadomo, dzięki czyjej pomocy przybywają, zostaną tak zdyskredytowani, że nie będą stanowili żadnego zagrożenia!”. 16 kwietnia pociąg wjeżdża do Piotrogrodu, a na konta wpływają nowe kwoty. Bolszewicy zaczynają agresywną agitację. Nie trzeba do tego finezji: starczy biedakowi wcisnąć do ręki 10 rubli, by krzyczał: „Precz z Rządem Tymczasowym!” i „Cała władza w ręce Rad!”. Anarchia jest sprzymierzeńcem bolszewików, a więc „grab zagrabione”...

Przełomem okazuje się lipiec. Bolszewicy wykorzystują nieudaną ofensywę gen. Brusiłowa i udaną kontrofensywę niemiecką (udaną dla Niemców dzięki informacjom na linii Lenin–Parvus–Niemcy). Próbują w Piotrogrodzie wywołać zbrojne powstanie i dokonać zamachu stanu. Niby w imię pokoju. Ale prawdziwe hasło Lenina brzmi: „Przekujemy wojnę imperialistyczną w domową”. Minister sprawiedliwości Pieriewiersew każe rozwiesić w stolicy afisze z informacją, iż Lenin i spółka to niemieccy agenci, po czym zostaje wniesiony do sądu akt oskarżenia o zdradę stanu. Część bolszewików zostaje aresztowana, Lenin z Zinowiewem uciekają do Finlandii (jeszcze części Rosji, choć cieszącej się sporą autonomią).

W sierpniu na czele Rosji staje nowy premier Aleksander Kiereński – zdeklarowany demokrata, marzący o bezkrwawej rewolucji. Próżna nadzieja: wśród kryzysu gospodarczego i klęsk na froncie narasta w narodzie niechęć do „kiereńszczyzny”. I to w tempie zastraszającym. Rosja jest beczką prochu, czeka na kolejną iskrę. W tej sytuacji zamach z 6 na 7 listopada (24/25 października wedle starego kalendarza) bolszewicy przeprowadzają niemal bezkrwawo.

Dwa dni później do Berlina dociera radosna wieść: „Zwycięstwo Rady Robotników i Żołnierzy jest przez nas pożądane”. Niemiecki Skarb dostaje depeszę z prośbą o kolejnych 15 mln marek dla bolszewików. Wilhelm II zaciera ręce: „jego” rewolucjonista osiada na piotrogrodzkim stolcu, a głupi kuzynek, ekscar Mikołaj (dla Wilhelma: „Niki”), siedzi w areszcie domowym w Tobolsku.

Szach i mat

Parvus akurat przebywa w Wiedniu, gdzie rozmawia z austriackim ministrem spraw zagranicznych. Potem wraca do Berlina i tu kontynuuje rozmowy z niemieckim MSZ. Czuje się przedstawicielem Lenina i wytycza sobie dwa zadania: doprowadzić do pokoju między Cesarstwem Niemiec i Rosją – oraz wejść do bolszewickiego rządu. Jest przekonany, że ma to w zasięgu ręki. Czuje się najpotężniejszym człowiekiem Europy.

Ale w grudniu przychodzi cios. Po rozpoczęciu niemiecko-rosyjskich rokowań pokojowych w Brześciu Litewskim, na progu Parvusa staje posłaniec złych wieści: Karol Radek. Przywozi mu wiadomość od Lenina: „Rewolucja nie toleruje ludzi o brudnych rękach”.

To cios prosto w serce. Parvus wie, że twórca dyktatury proletariatu nie ma skrupułów. W biznesie sam o nich zapominał, lecz jako rewolucjonista cenił sobie lojalność. Nie wziął pod uwagę najważniejszego: wybitnie inteligentny, o wielkich koneksjach i zdolnościach biznesowych stanowił dla Lenina niebezpieczną konkurencję. Na dodatek – był żywym dowodem układów z niemieckim imperializmem. A Lenin – od początku wychodząc z założenia, że „głupi ten, co daje, a mądry ten, co bierze” – w roli mądrego obsadził tylko siebie.

Rewolucję bowiem rozgrywał Lenin jak partię szachową, gdzie wartość względna jest ważniejsza od wartości absolutnej. Parvus nie wziął pod uwagę jego natury. A tę rozszyfrował doskonale Piłsudski. „Jest skrajnym oportunistą – twierdził Marszałek o Leninie – każdy kompromis, każda szacherka są [dla niego] dopuszczalne i wskazane. Zawrze każdą umowę, każdy sojusz i złamie z chwilą, gdy mu to będzie na rękę, i do tego oskarży partnera, że to on go perfidnie oszukał”.

Parvus z trudem przełyka gorycz zawodu. Rozumie jednak, że do Rosji nie ma po co jechać, bo przez nowe władze może zostać aresztowany jako niemiecki agent. Kto wie, może i rozstrzelany. Tym bardziej że dla Berlina również stał się bezużyteczny. W oczach obu stolic był tylko agentem grającym na dwie strony, a więc niegodnym zaufania. Agent zrobił swoje, agent może odejść.

Koniec układu

Lenin też nie czuje się do końca zwycięzcą, ze wściekłości zgrzyta zębami. Bo musi wobec Niemiec iść w Brześciu na duże ustępstwa (ma przecież zobowiązania), a świat to widzi i komentuje. Ale nowy wódz Rosji szykuje zemstę: liczy na wywołanie w Niemczech rewolucji. I wciąż sięga do niemieckiej kiesy. Teraz, po pozbyciu się Parvusa, za pośrednictwem niemieckiego ambasadora w Moskwie Wilhelma von Mirbacha. Ten w maju 1918 r. pisze do Berlina, że Francuzi i Brytyjczycy popierają wrogów bolszewików, więc coś trzeba zrobić... 40 mln marek szybko zostaje przesłanych na rzecz utrzymania władzy przez bolszewików.

Lecz Wilhelm II nabiera wątpliwości. Jego informatorzy donoszą o niepewnej sytuacji w Rosji. Dlatego na marginesie notatek dotyczących Lenina pisze: „Kończy się”. I postanawia, że pod traktatem pokojowym ma się podpisać abdykowany Mikołaj II, na wypadek, gdyby w Rosji wróciła monarchia. Ambasador Mirbach prosi bolszewików o przywiezienie cara do Moskwy. Kurtuazyjnie się godzą, po czym jak najszybciej wywożą Mikołaja z rodziną w głąb Syberii. Życzenie Wilhelma prawdopodobnie przyśpiesza masakrę rodziny Romanowów w Jekaterynburgu.

Wcześniej jednak zdąży umrzeć Mirbach: 6 lipca 1918 r. dwóch lewych eserów-czekistów zabija go w akcie protestu przeciw układom bolszewicko-niemieckim. Tajny sojusz faktycznie zostaje zerwany. Lecz do tego czasu Lenin zdołał wykorzystać około miliarda sprezentowanych marek.

Trzecie proroctwo

Tymczasem zdradzony Parvus chce się zemścić. Prócz słowa pisanego ma niewielkie możliwości. Zakłada gazetę „Iswnje” i na jej łamach nie szczędzi Leninowi krytyki. Oskarża go o wprowadzenie reżimu przemocy, o bezdenną głupotę, o to, że Rady więcej przypominają żydowski kahał niż organ nowoczesnej demokracji. Ma znów dalekosiężne plany. Chce stworzyć sieć stu agentur i dwustu gazet, których siła rażenia sięgałaby nie tylko całej Rosji, ale też Afganistanu, Persji i Chin. W odpowiedniej chwili miałyby wspomóc jego działania na rzecz obalenia Lenina. Jednocześnie coraz mocniej czuje się Niemcem: oczami wyobraźni widzi Wielką Rzeszę zbawiającą Europę. Coraz bardziej staje się utopistą.

Jest świadkiem abdykacji Wilhelma II, jego ucieczki za granicę i powołania Republiki (nazwanej szybko Weimarską). Dzieje się to w rok po rewolucji bolszewickiej. Nowy rząd Niemiec tworzą dawni towarzysze z SPD. Ale jego nikt nie bierze pod uwagę, tym bardziej że zradykalizowany Parvus prędzej mógłby się utożsamić z działaczami Związku Spartakusa, a ich przywódcy zostają zamordowani w styczniu 1919 r. (ku przerażeniu Lenina, co mogłoby dać satysfakcję Parvusowi, jednak nie daje, bo przyjaźnił się z Różą Luksemburg).

Listopadowy przełom w Niemczech w 1918 r. to nie jego rewolucja. Mało, zaczyna być wskazywany palcem jako ten, który doprowadził do totalnego załamania się Cesarstwa. Musi salwować się ucieczką. Osiada w szwajcarskim miasteczku Wädenswil. Ale zła opinia podąża za nim, Szwajcarzy też się go obawiają. W lutym 1920 r. wraca do Berlina. Wciąż jest człowiekiem bogatym, właścicielem koncernu prasowego. W Berlinie kupuje rezydencję z parkiem. Pieniądze jednak szczęścia mu nie dają: traktowany przez wszystkich jak śmierdzące jajo, popada w depresję.

Rosją interesuje się coraz mniej. Nie przejmuje się już kolejnymi decyzjami Lenina, doprowadzającymi ten kraj do ruiny. Skupia się na problemach niemieckich. Gdy dowiaduje się o upokarzających dla Niemiec warunkach traktatu wersalskiego, próbuje stanąć w ich obronie. Wystosowuje oficjalny apel do Francji. Chyba sam do końca nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo prorocze są jego słowa. Pisze: „Jeśli zniweczycie Niemiecką Rzeszę, to uczynicie z niemieckiego narodu organizatora przyszłej wojny światowej”. Ale nikt go nie słucha.

Umiera 12 grudnia 1924 r. – jako człowiek mało znaczący. 


Sylwia Frołow jest autorką biografii Feliksa Dzierżyńskiego, która ukaże się w 2013 roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012