Piłkarski kompromis

Władze klubów oddają kibolom trybuny, wiedząc, że stawką jest nie tylko frekwencja i doping. Przykład Legii za rządów ITI pokazuje, że wojna z chuliganami jest kosztowna, a wygrać jej nie sposób.

10.03.2014

Czyta się kilka minut

Kibic Cracovii na Błoniach przed derbami Krakowa, 23 lutego 2014 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER
Kibic Cracovii na Błoniach przed derbami Krakowa, 23 lutego 2014 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER

Zdążyliśmy już odzwyczaić się od obrazków podobnych do tych, które zaserwowali nam na początku marca kibice Legii i Jagiellonii: wyłamane ogrodzenie na Łazienkowskiej, przestraszeni stewardzi, bijatyka chuliganów gości i gospodarzy. Na stadionach jest spokojniej niż dekadę temu, a walki przeniosły się z trybun do lasów, na osiedla i parkingi. I tylko raz na jakiś czas widzimy, że problem nie zniknął. Istnieje nadal, tyle że przybrał inne formy.

Prezesem i współwłaścicielem Legii jest Bogusław Leśnodorski, 37-letni prawnik, podobno do nieprzytomności zakochany w warszawskiej drużynie. Po tym, jak z zarządzania klubem zrezygnowało ITI, ogłosił nowe otwarcie: zamiast nieskutecznej walki z kibolami na trybunach wybrał „dyskusję” i „dialog”. Na linii prezes–trybuny zapanowały sielskie relacje, Leśnodorskiego najbardziej zagorzali kibice akceptują, uważając niemal za swego. Zaprzyjaźnił się ze „Staruchem” – liderem fanatyków Legii – do tego stopnia, że lecąc na mecz pucharowy do Bukaresztu, zaprosił go na pokład samolotu. Sceptycy już wtedy, co prawda, wskazywali, że trudno sprecyzować, czy w efekcie „dyskusji” władzę na stadionie sprawuje właściciel, czy też fanatyczna załoga kibiców, ale prezes stanowczo podkreślał, że ostatnie słowo należy do niego.

Jak widać, mecz z rywalem z Białegostoku boleśnie zweryfikował te deklaracje. Ilu takich prezesów jest w Polsce? Śmiem twierdzić, że Bogusław Leśnodorski znajduje się w licznym gronie. Na stadionach w Poznaniu, Wrocławiu, Chorzowie, o ligach niższych nie mówiąc, zawierane są trudne i pozorne kompromisy: władze klubów oddają kibolom trybuny, wiedząc, że stawką jest nie tylko frekwencja i doping. Przykład Legii za rządów ITI pokazuje, że wojna z chuliganami jest niezwykle kosztowna, a wygrać jej nie sposób. Skoro tak, to trzeba zawierać kompromisy. Kto na nich zyskuje, pokazał mecz Legii z Jagiellonią. Mrugnięcia okiem w rodzaju kampanii reklamowej, którą widać na warszawskich murach (hasło „Jeśli jesteś za Legią, możesz być nawet z Krakowa/Poznania/Wrocławia), wyglądają nie tylko żałośnie – one podsycają atmosferę szowinizmu.

Niezależnie od tego, co zdarzyło się w Warszawie i jakie konsekwencje wyciągnęła Komisja Ligi (100 tys. zł kary dla Legii, zakaz wyjazdów dla kibiców obu drużyn przez pół roku), nigdy dosyć powtarzania: walka o trybuny (czy była jakaś walka poza stadionem Legii?) już dawno została przegrana. Sektory najbardziej zagorzałych kibiców stały się dobrze zorganizowanymi antysystemowymi enklawami, o jasnych poglądach politycznych, z własną reprezentacją artystyczną (część sceny hip-hopowej), planami wykraczającymi daleko poza obszar stadionów, dużą gotówką. Czy są nieprzenikalne? I tak, i nie. Niezrozumiały stupor stróżów prawa w Białymstoku do dzisiaj nie doprowadził do wykrycia sprawców głośnych napadów na obcokrajowców, a słowa ministra Sienkiewicza „Idziemy po was” pozostały jedynie deklaracją. Z drugiej strony ostatnie miesiące doprowadziły do licznych zatrzymań w Krakowie. Przy tej okazji okazało się, że pseudokibice Wisły i Cracovii zaopatrują się zgodnie w narkotyki w tym samym źródle.

Sami zresztą decydenci sprawiają wrażenie pogubionych w kibicowskim świecie. Najlepszym przykładem są niekonsekwentne decyzje wojewody małopolskiego: gdy w czasie jesiennych derbów Krakowa kibice Cracovii odpalili race, Jerzy Miller zareagował surowo, zamykając stadion na dwa mecze. Identyczne zachowanie kibiców Wisły podczas wiosennego spotkania krakowskich drużyn nie zostało ukarane. Ta drobna z pozoru niekonsekwencja w wyczulonym na najmniejsze potknięcia władzy środowisku została przyjęta fatalnie i doprowadziła do wybuchu wściekłości na stadionie Cracovii. A pseudokibice Wisły poszli krok dalej. Jej kolejny mecz – z Ruchem Chorzów – został przerwany z powodu rac wystrzelonych... spoza stadionu.

Na koniec: jeśli uważnie obejrzeć filmy z zamieszek, widać na nich istotny szczegół: gdy policja wchodzi na trybuny, jeden z chuliganów Legii ratuje się ucieczką między grupę białostocką. Ponad wszystkimi animozjami króluje bowiem uczucie wspólne: czysta, żywa nienawiść do władzy i jej zbrojnego ramienia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2014