Perła w pekińskiej koronie

Konflikt amerykańsko-chiński wokół koncernu Huawei wybuchł w nieprzypadkowym momencie: najbliższe miesiące będą kluczowe dla technologii 5G, która zrewolucjonizuje świat.

18.02.2019

Czyta się kilka minut

Za kilka lat większość tych aut może być autonomiczna, nawigująca dzięki technologii 5G, Pekin, wrzesień 2018 r. / REUTERS / FORUM
Za kilka lat większość tych aut może być autonomiczna, nawigująca dzięki technologii 5G, Pekin, wrzesień 2018 r. / REUTERS / FORUM

Gordon Sondland, ambasador USA przy Unii Europejskiej, jest podobny do Donalda Trumpa. Równie postawny, też był biznesmenem w branży hotelarskiej i – jak prezydent – przed objęciem urzędu nie miał doświadczeń w służbie publicznej.

Ale kunszt dyplomatyczny nie był potrzebny, gdy Sondland udzielał wywiadu portalowi „Politico”. Bez owijania wyłożył to, co kanałami poufnymi zapewne przekazywał Brukseli od dawna: albo Unia wejdzie w sojusz ze Stanami przeciw Chinom, albo sporo ryzykuje. Np. tym, że sekretarz handlu Wilbur Ross zarekomenduje Białemu Domowi nałożenie wysokich ceł na europejskie auta.

Gdyby wizja strat gospodarczych nie zadziałała, ambasador zaprezentował możliwe skutki zaproszenia chińskiego giganta telekomunikacyjnego Huawei do współpracy przy budowie sieci nowej, piątej generacji, czyli 5G. „Można sobie wyobrazić, że ktoś z Biura Politycznego w Pekinie podnosi słuchawkę i mówi: »Chcę posłuchać takiej a takiej rozmowy«. Albo: »Chcę zepchnąć to a to auto podłączone do sieci 5G z drogi i zabić kierowcę«” – mówił Sond­land. I dalej: „Nie istnieje nic, co Huawei mógłby dziś zrobić w Chinach, by zgodnie z tamtejszym prawem przeciwstawić się takim żądaniom chińskiego rządu”.

Gdyby ktoś sądził, że Sondland wyszedł przed szereg, wątpliwości rozwiał Mike Pompeo. Szef dyplomacji USA powiedział w ubiegłym tygodniu wprost, że sojusznicy Stanów, którzy będą używać sprzętu Huawei, uczynią partnerstwo z Waszyngtonem znacznie trudniejszym.

W ten sposób Europa znalazła się w sytuacji panny na wydaniu. Ze Stanami łączy ją długi i zażyły sojusz. Ale jeśli zrezygnuje ze współpracy z Chińczykami, których się zresztą obawia, to może zostać w tyle za resztą świata.

Technika naprawdę nowa

Przeciętnemu użytkownikowi, którego nowe technologie interesują wtedy, gdy wybiera smartfona lub laptopa, trudno może wyobrazić sobie, co oznacza pojawienie się 5G.

Nowa generacja sieci komórkowej może stać się od 10 do nawet 100 razy szybsza od najbardziej dziś zaawansowanych – to oznacza również szybsze pobieranie filmów i płynniejszy streaming. Ale rewolucja polega nie na prędkości przesyłu, lecz na pojemności sieci: 5G pozwoli urządzeniom wymieniać ogromne ilości danych w czasie rzeczywistym.

Jak to miałoby wyglądać w praktyce?

Wyobraźmy sobie oddział komandosów w dżungli. Poruszają się w odległości kilkuset metrów od siebie, każdy ma na ręku niewielki wyświetlacz, na którym widzi pozycje pozostałych (to nie jest pozycjonowanie satelitarne, bo odbiór sygnału GPS w dżungli jest niestabilny – to komunikacja między maszynami). Nagle jeden żołnierz zostaje postrzelony przez wroga i traci przytomność. Jego inteligentne urządzenie natychmiast napina pas wokół zranionego uda, tamując krwawienie, wstrzykuje adrenalinę i jednocześnie wysyła ostrzeżenie do jego towarzyszy, a także do zespołu ewakuacji medycznej i do szpitala polowego. Żołnierze są w stanie szybko odpowiedzieć na atak. Nad każdym pojawia się autonomiczny dron, którego zadaniem jest ochrona człowieka. W tym czasie trwa też ewakuacja rannego.

Albo inny scenariusz: w pustym biurowcu ukrywa się grupa terrorystów. Technik policyjny wchodzi do systemu sterowania dźwiękiem budynku i za pomocą mikrofonów o wysokiej czułości sprawdza, jak rozchodzą się fale. Wieżowiec jest odcięty od prądu, ale system wciąż działa dzięki niskiemu poborowi mocy. Zebrane dane akustyczne analizuje algorytm sztucznej inteligencji. Szybko udaje się namierzyć terrorystów, po czym zostają zabici przez drona.

To nie jest science fiction, lecz technologie już opracowane lub będące na finiszu prac, które opisywał niedawno „South China Morning Post”. A to tylko ułamek możliwości, jakie daje 5G.

Nowa technologia pozwoli podpiąć do internetu nawet milion urządzeń na każdym kilometrze kwadratowym (LTE daje możliwość podpięcia miliona urządzeń na 500 kilometrach kwadratowych). 5G ma więc potencjał zinformatyzowania wszystkiego, od żarówek przez ubrania po auta. Zajmująca się doradztwem strategicznym firma McKinsey szacuje, że po 2025 r. rynek „internetu rzeczy” będzie wnosić do globalnej gospodarki od 3,9 do 11,1 bln dolarów, co roku.

Huawei jak Chiny

Początek tego roku jest dla Huawei jeszcze gorszy niż końcówka zeszłego.

W grudniu 2018 r. w Kanadzie na wniosek USA aresztowano Meng Wanzhou, wiceprezes koncernu ds. finansowych. W styczniu w Polsce zatrzymano pracownika Huawei pod zarzutem szpiegostwa, a Departament Sprawiedliwości USA oskarżył firmę o pranie brudnych pieniędzy, oszustwa finansowe i spisek. Niedługo potem norweski minister sprawiedliwości ogłosił, że jego kraj rozważa wykluczenie Huawei z prac nad 5G. Podobne głosy płyną m.in. z Pragi i Kopenhagi. Przed angażowaniem firmy przestrzegają też szefowie tzw. porozumienia pięciorga oczu – służb wywiadowczych USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii. Obawy ma budzić potencjał wykorzystania infrastruktury telekomunikacyjnej do szpiegostwa i sabotażu na praktycznie nieograniczoną skalę.

Dlaczego Zachód tak bardzo obawia się Huawei? Firma, która w Polsce długo kojarzona była z telefonami ze średniej półki, nie jest wcale w pierwszej kolejności wytwórcą elektronicznych gadżetów. To największy na świecie producent wszystkiego, co potrzebne do zbudowania sieci komórkowej. Już cztery lata temu ­Huawei zepchnął z pierwszego miejsca Ericssona i wciąż ucieka konkurencji, głównie dzięki kolosalnym inwestycjom w badania. Tylko w 2017 r. wydał na nie 13,8 mld dolarów (dla porównania: Ericsson wydał 4,5 mld, a Nokia 5,2 mld).

Na oskarżenia o nielegalne praktyki Huawei za każdym razem odpowiada tak samo: prosi o dowody. Na razie oficjalnie nikt ich nie przedstawił. Jednocześnie zachodnim rządom, które wyrażają zaniepokojenie, koncern gotów jest przekazać do kontroli swoje urządzenia i ich kody źródłowe. Taką propozycję polskiemu rządowi złożył Jaap ­Meijer, cyber security officer odpowiedzialny za rynek europejski w Huawei; zrobił to wkrótce po tym, gdy w Polsce doszło do aresztowań (prócz Chińczyka ABW zatrzymała też Polaka).

Może to świadczyć o czystych intencjach, ale z drugiej strony w propozycji jest haczyk. Samo oprogramowanie stacji bazowej to miliony linijek kodu, nie mówiąc już o stopniu złożoności oprogramowania zarządzającego rdzeniem sieci komórkowej. Wdrożenie się w taki projekt mogłoby zająć kilkudziesięciu informatykom nawet rok, bo kod to efekt wielu lat pracy tysięcy programistów. A jeśli specjalnie pozostawiona luka (tzw. backdoor – tylne wejście) byłaby zaprojektowana tak, by trudno ją było znaleźć, szanse jej na odkrycie byłyby minimalne.

Huawei stał się poniekąd ofiarą własnego sukcesu. To perła w koronie programu „Made in China 2025” i wielka duma Chińczyków. Ale wiele amerykańskich think tanków – a za nimi administracja USA – uznały ten program, więc i firmę, za zagrożenie dla Zachodu.

Plan dziesięcioletni

Ogłoszony w 2015 r., ten rządowy „plan dziesięcioletni” zakłada przekształcenie chińskiej gospodarki tak, by przestała być zapleczem produkcyjnym zachodnich koncernów i stała się potęgą niezależną od obcych technologii, komponentów i inwestycji. Plan zakłada, że do 2025 r. kraj osiągnie w tym obszarze 70 proc. samowystarczalności, a w 2049 r. – w stulecie utworzenia ChRL – ma uzyskać dominującą pozycję na światowych rynkach.

Aby to osiągnąć, inżynierowie mają skupić się na szybkim rozwoju dziesięciu branż wysokich technologii – w tym robotyki, elektrycznych aut i oczywiście telekomunikacji (w tym 5G i „internetu rzeczy”). Ma to być możliwe dzięki idącym w setki miliardów dolarów subsydiom i ulgom podatkowym, a także inwestycjom w zachodnie firmy, które dają dostęp do wypracowanych już technologii (w 2016 r. Chińczycy przeprowadzili w USA akwizycje za ponad 45 mld dolarów). Dodatkowo wszystkie zagraniczne firmy inwestujące w Chinach muszą tworzyć spółki z firmami lokalnymi i są zobligowane do dzielenia się własnością intelektualną (zdarza się, że później „wypływa” ona gdzie indziej, już pod chińską marką).

Dzisiejsze mocarstwa gospodarcze z obawą przyjmują te butne zapowiedzi hegemonii. W 2017 r. Pentagon ostrzegał, że chińskie inwestycje w amerykańskie firmy pracujące nad oprogramowaniem rozpoznającym twarze, autonomicznymi pojazdami czy drukiem 3D mogą stanowić zagrożenie, bo w Państwie Środka trudno dokonać rozróżnienia między sektorem komercyjnym i wojskiem. W przyjętej dwa lata temu amerykańskiej strategii bezpieczeństwa uznano Chiny – obok Rosji – za strategicznego rywala Stanów. Amerykanie są przekonani, że chińska agresja ekonomiczna zagraża nie tylko gospodarce USA, lecz całemu globalnemu systemowi innowacji.

Generał Robert Spalding, były członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego w administracji Trumpa, w tajnej notatce dla rządu (wyciekła do mediów) snuł wizje, jak Chiny opanowują ­rynek urządzeń podpiętych do internetu i ­„zamieniają miasta w broń”. „Pomyślcie o ­autonomicznych autach, które nagle wjeżdżają w przechodniów. Albo o dronach, które wlatują w silniki samolotów pasażerskich” – przestrzegał.

Patriotyczna kradzież

Nic dziwnego, że Trump – wściekły na deficyt w handlu z ChRL (w 2017 r. wyniósł on 375 mld dolarów) – rozpoczynając wojnę celną z Chinami, powiązał handel z transferem technologii i cyber­bezpieczeństwem. Na razie sukcesów nie odniósł, deficyt nadal rośnie.

W ostatnich tygodniach kilka razy zmieniały się komunikaty odnośnie do tego, czy dojdzie do spotkania Trumpa z Xi Jinpingiem, przewodniczącym (prezydentem) Chin. Tuż po tym, jak strony potwierdziły, że uzgadniane są ostatnie szczegóły, Trump napisał na Twitterze, że rozmów nie będzie. Potem jego doradcy zaczęli przebąkiwać, że jest jednak szansa.

Tymczasem to właśnie Huawei stał się ostatnio jednym z głównych celów kampanii przeciw ekonomicznej agresji Pekinu. Biały Dom przekonuje, że koncern zawdzięcza swój sukces kradzieży amerykańskiej własności intelektualnej.

Chiny przez lata miały opinię największego pirata, gdzie kradzież zagranicznych technologii uchodzi za patriotyczny obowiązek. Dziś jednak to się zmienia: z danych Światowej Organizacji Własności Intelektualnej wynika, że w 2017 r. z Chin pochodziło 44 proc. wszystkich wniosków patentowych zgłaszanych na świecie – dwa razy więcej niż z USA. Tygodnik „The Economist” pisał niedawno, że im większą wartość ma chińska własność intelektualna, tym większa jest presja chińskich firm, aby Pekin egzekwował jej ochronę.

Podobny proces miał miejsce w Japonii, która w latach 70. XX w. budowała swoją potęgę na masowym kopiowaniu amerykańskich pomysłów.

Paradoksalnie sami Chińczycy coraz częściej próbują dystansować się od butnych zapowiedzi planu „Made in China 2025”. „Jesteśmy na etapie podążania za innymi, zwłaszcza jeśli idzie o rozwój kluczowych technologii, których nie da się kupić, ani których nikt nam tak po prostu nie przekaże” – mówił na łamach „South China Morning Post” prof. Zhang Haiou z Uniwersytetu Huazhong.

Od autostrady do inwigilacji

Konflikt z Amerykanami wybuchł w nieprzypadkowym momencie: to właśnie najbliższe miesiące będą kluczowe dla technologii 5G.

Chiny chcą mieć wpływ na to, jak ta sieć będzie funkcjonować – choćby dlatego, że przynajmniej na początku to one będą jej największym użytkownikiem. Z badań firmy CCS Insight (analizuje trendy w nowych technologiach) wynika, że do 2023 r. w Chinach z 5G ma korzystać 650 mln ludzi, gdy w Europie i USA będzie ich łącznie 337 mln.

W czerwcu 2018 r. zakończyła się pierwsza runda negocjacji zorganizowanych przez Międzynarodowy Związek Tele­komunikacyjny. Dotyczyły standardów, na których będzie oparta na całym świecie technologia 5G. Zgłaszano tam patenty, które mają się stać jej fundamentami (ich właściciele będą latami żyć z tantiem płaconych przez cały świat).

Kolejna, ostatnia runda rozmów ma się odbyć pod koniec 2019 r. i wówczas standard 5G zostanie domknięty. W związku z tym Chińczycy zintensyfikowali lobbing. Ale firma LexInnova (śledzi trendy w telekomunikacji) twierdzi, że na razie ich patenty to tylko 10 proc. wszystkich przyjętych. Chińczycy mają za to dużą przewagę w mocach produkcyjnych: są w stanie budować sieci szybciej i na większą skalę niż ktokolwiek inny.

Testy już trwają. Od września 2018 r. sieć czujników i kamer oplotła 10-kilometrowy odcinek szosy w Fangshan pod Pekinem. Dzięki prototypowej wersji technologii 5G autonomiczne auta bezpiecznie nawigują po drodze.

Ale koncepcja pokrycia Chin siecią miliardów urządzeń podpiętych do internetu zbiega się z innym rządowym programem, bardzo niepokojącym: z systemem „kredytu społecznego”, który ma poddać obywateli stałej kontroli pod kątem uczciwości, wypłacalności i prawomyślności. Gdy zostanie ukończony, będzie to największy system inwigilacji w historii.

Wprawdzie w tak ogromnej ilości danych trudno byłoby wypatrzyć te, które są dla szpiegujących najciekawsze, ale tu pomaga kolejna dziedzina, w którą – też w ramach „planu dziesięcioletniego” – państwo inwestuje: już dziś w Chinach znajduje się 17 z 20 ośrodków akademickich odpowiedzialnych za największą liczbę patentów z dziedziny sztucznej inteligencji.

Europa między frontami

Jak w całej tej układance ma się odnaleźć „panna Europa”? Dla Waszyngtonu może być cennym sojusznikiem, np. w kwestiach cyberbezpieczeństwa czy ochrony własności intelektualnej. Z kolei z Pekinem Europie jest ostatnio bardziej po drodze w zapobieganiu zmianom klimatu.

Aby jednak miała jakiekolwiek znaczenie, Europa musi mówić jednym głosem, bo obaj partnerzy już dowiedli, że zasadę „dziel i rządź” opanowali do perfekcji. Np. Grecja zablokowała Unię w krytyce Pekinu na forum ONZ za łamanie praw człowieka, a Węgry uniemożliwiły Wspólnocie krytykę Chin w sprawie ich rozpychania się na azjatyckich morzach.

Na razie jest pewne, że technologia, która miała łączyć, dzieli i grozi wybuchem nowej zimnej wojny: chińsko-zachodniej. W najbliższym czasie spór USA-Chiny może spowolnić wdrażanie sieci 5G. Długofalowo ten konflikt zaczął już napędzać rządowe dotacje dla nauki, zarówno w USA, jak w Chinach.

Jeśli kraje Europy pozwolą wciągnąć się w ich konflikt, to albo dadzą się podzielić (obierając którąś stronę), albo może spełnić się prognoza Roberta Fogela. Już dwie dekady temu ten laureat ekonomicznego Nobla prognozował, że Chiny staną się gospodarczą potęgą. A także, że do 2040 r. Europa stanie się zaściankiem reszty świata, rezerwuarem taniej siły roboczej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019