Pedofilia w Kościele to margines

Jarosław Gowin: Jestem przekonany, że znaczna część przedstawionych ks. Andrzejowi zarzutów jest prawdziwa.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Jarosław Gowin / fot. Grażyna Makara /
Jarosław Gowin / fot. Grażyna Makara /

Dariusz Jaworski: "Gazeta Wyborcza" w tekście "Ukryty grzech Kościoła" (10 marca 2008) opisała historię molestowania seksualnego chłopców w szczecińskim Ognisku św. Brata Alberta. Miał się tego dopuszczać założyciel i wieloletni szef ogniska, ks. Andrzej. Chłopcy zwierzyli się wychowawcom w 1995 r. Ci o wszystkim powiadomili ówczesnego biskupa pomocniczego Stanisława Stefanka, ale ofiary nie zostały wysłuchane. W 2003 r. sprawa trafiła do metropolity szczecińsko-kamieńskiego abp. Zygmunta Kamińskiego. Przez cztery lata nie została jednak wyjaśniona. Dopiero przed rokiem ks. Andrzej został odsunięty od spraw oświatowych. Podobno to Pan naciskał...

Jarosław Gowin: Zająłem się tą sprawą w roku 2004. Dotarła do mnie przedstawicielka środowiska związanego z Ogniskiem św. Brata Alberta.

Dlaczego właśnie do Pana?

Zwrócono się do mnie, bo byłem jedną z osób zaangażowanych w rozwiązanie sprawy abp. Juliusza Paetza. Zapoznałem się z zebraną dokumentacją - przede wszystkim ze świadectwami molestowanych chłopców, które spisał dominikanin o. Marcin Mogielski. Odbyłem też wiele rozmów - większość z nich potwierdzała prawdziwość stawianych ks. Andrzejowi zarzutów.

Rozmawiał Pan z którymś z poszkodowanych?

Tak. I muszę przyznać, że jego opowieść brzmiała bardzo wiarygodnie.

Dlaczego skontaktował się Pan z arcybiskupem Kamińskim dopiero w roku 2007?

Wcześniej kilkakrotnie rozmawiałem z Metropolitą telefonicznie. Sprawa, acz opornie, ale się toczyła. Poza tym ks. Andrzej został odsunięty od bezpośredniej pracy z dziećmi i młodzieżą.

Wydaje mi się, że podczas ubiegłorocznego spotkania przekonałem Księdza Arcybiskupa do prawdziwości zarzutów.

W tekście z "Gazety Wyborczej" cytowana jest wypowiedź diecezjalnego kierowcy, który wioząc Pana miał słyszeć Pańską rozmowę telefoniczną. Powiedział Pan: "Chyba go nastraszyłem, myślę, że sprawa będzie załatwiona". Postraszył Pan Arcybiskupa?

To kłamstwo. Nie odwoził mnie żaden diecezjalny szofer, nigdy też nie byłem u szczecińskich dominikanów - pamiętam to doskonale. A już mówienie, że straszyłem abp. Kamińskiego, jest nonsensem. To była jedna z bardziej przejmujących rozmów w moim życiu. Odniosłem wrażenie, że rozmawiam z człowiekiem bardzo cierpiącym; człowiekiem, który ma poczucie, że jednego z jego duchowych synów spotkało wielkie nieszczęście. Przecież do czasu rozmowy ze mną był on przekonany, że kapłan został skrzywdzony, bo go pomówiono. Ale po rozmowie zdał sobie sprawę, że ks. Andrzej jest jeszcze bardziej nieszczęśliwy, ponieważ jest sprawcą ogromnego, być może nawet nieuświadamianego sobie zła.

Świadectwa popełnianego zła, które docierały do arcybiskupa Kamińskiego, były mniej przekonujące?

Tego nie wiem.

Czy szczecińskich biskupów obciąża grzech zaniechania?

Tak. Ale jestem też przekonany, że w przypadku abp. Kamińskiego wynika to z wiary w bezpodstawność stawianych ks. Andrzejowi zarzutów. Trzeba też pamiętać, że Ksiądz Arcybiskup należy do pokolenia polskich księży, którzy w przeszłości byli przez Służbę Bezpieczeństwa ciągle o coś oskarżani i pomawiani. Nic dziwnego, że nie potrafił uwierzyć tym, którzy stawiali zarzuty jego kapłanowi.

Nie zmienia to jednak faktu, że osoba, na której ciążyły tak poważne zarzuty, przez tyle lat swobodnie funkcjonowała w środowisku szkół katolickich.

A Pan jest przekonany o winie ks. Andrzeja?

To pytanie stawia mnie w pozycji kogoś, kto musi rzucić kamieniem.

Proszę jednak odpowiedzieć.

Jestem przekonany, że znaczna część przedstawionych ks. Andrzejowi zarzutów jest prawdziwa. Nie wierzę, że duża grupa głęboko związanych z Kościołem ludzi mogłaby zostać zmanipulowana.

Ale chciałbym też podkreślić, że w sprawach molestowania i pedofilii trzeba być niesłychanie ostrożnym. Znam przypadki zarzutów, które okazały się kompletnie wyssane z palca. Księża często są ofiarami pomówień stawianych przez osoby okaleczone życiowo lub zwykłych szantażystów. Przypadku szczecińskiego nie należy generalizować, ale dla wszystkich ludzi Kościoła - i świeckich, i duchownych - powinien on stać się okazją do rachunku sumienia. Nie wolno bowiem przymykać oczu na ewidentne przypadki krzywdzenia ludzi, szczególnie bezbronnych.

Zna Pan podobne przypadki molestowania nieletnich wśród polskich duchownych?

Równie drastycznych - nie znam. Docierają do mnie różne zarzuty, ale nie tak udokumentowane jak przypadek szczeciński.

W ogóle uważam, że problem pedofilii jest w naszym Kościele problemem marginalnym. Jestem przekonany, że wśród księży zdarza się znacznie rzadziej niż wśród świeckich mężczyzn.

Rozmawiał Dariusz Jaworski

Jarosław Gowin (ur. 1961) jest politykiem PO i rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Tischnera. Wcześniej m.in. redaktor naczelny miesięcznika "Znak" i autor książki "Kościół w czasach wolności".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008