Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przez ostatni tydzień Zarząd Okręgu Kielce ŚZŻAK przeszedł do konspiracji. Proces Henryka Pawelca odbywał się za zamkniętymi drzwiami, sędziowie odrzucili wniosek oskarżonego, który prosił o powołanie na świadków Aliny Skibińskiej i Joanny Tokarskiej-Bakir, autorek tekstu dokumentującego morderstwa, jakich z rozkazu „Barabasza” mieli dopuszczać się na Żydach partyzanci oddziału „Wybranieccy”. Jak twierdzi Pawelec, sąd koleżeński uznał, że autorki „działają w cudzym interesie”.
Mimo że wyrok zapadł, przez kilka dni oskarżony nie znał jego treści.
Członkowie sądu koleżeńskiego unikają mediów jak ognia. Obcy głos w domowym telefonie Henryka Ziółkowskiego, jednego z orzekających o winie Pawelca, informuje, że żaden Ziółkowski nigdy tu nie mieszkał. Do Jankowskiego – osoby publicznej – byłego szefa kieleckiej delegatury IPN – nawet nie ma sensu dzwonić, bez słowa przerywa bowiem rozmowę. Pawelec nie ma nawet pisemnego uzasadnienia decyzji: w liście, który dostał od sędziów, jest tylko krótka informacja o wykluczeniu.
Przypomnijmy: w ubiegłym roku dziennikarka „TP” Zuzanna Radzik pojechała do Chmielnika, żeby opisać, w jaki sposób miasto przywraca pamięć o swoich żydowskich mieszkańcach. Na miejscu spotkała Pawelca, zbulwersowanego faktem, że w Chmielniku ma powstać tablica upamiętniająca Mariana Sołtysiaka, dowódcę legendarnych „Wybranieckich”, po wojnie więzionego przez UB, a jeszcze później działającego w ZBOWiD. Pawelec czytał właśnie przygotowywany do druku na łamach rocznika „Zagłada Żydów” artykuł Aliny Skibińskiej i Joanny Tokarskiej-Bakir, które zbadały zapomniane archiwa procesów sądowych, wytoczonych „Wybranieckim” po wojnie. Okazało się, że część partyzantów, w tym „Barabasz”, została w 1951 r. oskarżona o mordowanie Żydów.
Pawelec uznał, że dłużej milczeć nie będzie. Potwierdził, że „Barabasz” ponosi odpowiedzialność za kilka egzekucji na Żydach, ukrywających się w czasie wojny w okolicach Kielc. W rozmowie z dziennikarką nazwał też swojego dowódcę „zbrodniarzem”. Przede wszystkim to właśnie określenie wywołało awanturę – rodzina Sołtysiaka i koledzy Pawelca uznali, że muszą interweniować w obronie czci dowódcy „Wybranieckich”.
– Ten wyrok jest taki, jak i cały proces: niechlujny, pozbawiony przyzwoitości, niesprawiedliwy – komentuje Bogdan Białek, jeden z najbardziej szanowanych społeczników kieleckich i zarazem przyjaciel Pawelca. – Jeden z najstarszych żyjących żołnierzy AK sądzony był przez człowieka niemającego nic wspólnego z tą formacją wojskową i z czasem wojny. Został pozbawiony jakiegokolwiek prawa, dlatego że składu sędziowskiego nie interesowało dochodzenie do prawdy, ale wymuszenie milczenia na Pawelcu – wywarcie na niego niedozwolonego nacisku poprzez sugerowanie mu jego rzekomych przewinień z czasów wojny. To środowisko jest obecnie skupione przede wszystkim na utrzymaniu mitu „Barabasza”, jemu podobnych i ich samych. Robią to w sposób najbardziej prostacki: poprzez zaprzeczanie faktom.
Białek porównuje sytuację z Pawelcem do wydarzeń sprzed 20 lat, kiedy w Kielcach rozpoczynała się otwarta dyskusja o pogromie kieleckim. – Chętnych do dialogu było mało,
mnie spotykała niechęć, a nawet nienawiść za działania zmierzające do przywrócenia pamięci. Obecnie to samo spotyka Henryka Pawelca. Ale za kilka lat, gdy odzyskamy pamięć, to Henryk będzie wzorem uczciwości i szlachetności, a jego sędziowie przejdą w zapomnienie okryci niesławą.
– Przekaz, jaki płynie z tej decyzji, jest następujący: ciemne karty historii mogą mieć inni, Francuzi, Ukraińcy, Niemcy. My z wojny wyszliśmy czyści jak łza – komentuje Jadwiga Karolczak, dziennikarka, współautorka napisanej wspólnie z Pawelcem książki „Życie – śmierć – życie”. – Tyle tylko że tej wersji nie da się utrzymać. Pojawia się zbyt dużo wątpliwości i znaków zapytania.
Henryk Pawelec nie wie jeszcze, czy będzie odwoływał się od decyzji sądu koleżeńskiego. Do sprawy będziemy wracać.