Partia pokera

O terminie, w którym należało uchwalić budżet, zdecydował prezydent Lech Kaczyński, interpretując w tym przypadku Konstytucję, choć mamy przecież ustanowiony w tym celu Trybunał Konstytucyjny.

25.01.2006

Czyta się kilka minut

Trybunału nikt z upoważnionych nie spytał o wykładnię, choć rozbieżności wśród ekspertów-prawników są oczywiste. Prezydent RP nie mógł nie wiedzieć, że parlament pracuje nad ustawą budżetową w przekonaniu, iż ma czas do 18 lutego. Wiedział natomiast, że groźba przedterminowych wyborów skłoni opozycję (a przynajmniej jej część) do uległości i zaakceptowania nowego półrocznego planu Prawa i Sprawiedliwości. Pominięcie Trybunału świadczy, że nawet nie próbowano szukać rozwiązania. Bo nie o rozwiązanie chodziło.

Plan PiS jest prosty: ma być spokój, opozycja (z wyłączeniem SLD) nie atakuje rządu ani marszałka Marka Jurka, natomiast przyjmuje jedenaście ustaw uznanych przez PiS za priorytetowe. PiS nadal rządzi samodzielnie, tyle że w bardziej komfortowej sytuacji, a po upływie sześciu miesięcy zobaczy się, czy jakaś większościowa koalicja rządowa będzie możliwa i z kim. Najważniejsze, by nie dzielić się władzą, a odpowiedzialność za cały bałagan i ewentualne przyspieszone wybory przerzucić na przeciwników. Jeśli nawet jakaś koalicja powstanie, to przez zastraszenie i na warunkach Jarosława Kaczyńskiego, który uparcie forsuje swoją wizję tego, jak ma wyglądać polska scena polityczna.

Prawo i Sprawiedliwość zdaje się nie dostrzegać, że apele o trzy czy sześć miesięcy spokoju były i zapewne są mało skuteczne, a bilans dotychczasowych rządów PiS - mało obiecujący: partia ta nie radzi sobie z rządzeniem w sensie politycznym. Rząd nie jest rządem politycznym, raczej technicznym, a Prezydent RP - odnosi się wrażenie - z trudem uświadamia sobie ciążącą na nim odpowiedzialność.

Nade wszystko nie tylko nie widać znamion przełomu moralnego i merytorycznych rozwiązań problemów, lecz - jak łatwo zauważyć - obserwujemy ciąg dalszy psucia państwa, traktowanego jak komórki do wynajęcia. Okazuje się, że wizerunek medialny i własne zaufane, choć jakże szczupłe kadry nie wystarczą, by osiągnąć sukces. Bracia Kaczyńscy mieli i mają zapewne bardzo ogólną strategię obliczoną na wiele lat i potrafią też prowadzić doraźne rozgrywki pod warunkiem, że nie trwają one dłużej niż kilka miesięcy. Taki był los inspirowanego przez nich kiedyś rządu Jana Olszewskiego, taki jest bilans ostatnich trzech miesięcy. Miesięcy ogólnej niemożności.

Muszą więc coś wymyślić na nadchodzące półrocze. Na przykład zapewniającą spokój tzw. koalicję programową. Za pół roku będzie to być może jakaś koalicja rządowa, za rok wymienimy koalicjantów, potem się ich pozbędziemy, a potem (a może nawet wcześniej) rozpiszemy wybory - o ile oczywiście wygramy najpierw wybory samorządowe. Będziemy mieli nieustanną politykę nowego początku. Pytanie: czy krótkodystansowcy są w stanie wygrać maraton, jakim jest czteroletnia kadencja parlamentu (a w najlepszym przypadku dwie kadencje parlamentu i dwie prezydenckie)?

Sądzę, że przerasta to ich możliwości. Nie pokładajmy jednak nadmiernych nadziei w ewentualnych przyśpieszonych wyborach. Są one niemal zawsze oznaką porażki rządzących, wielką niewiadomą dla opozycji i przykrym rachunkiem sumienia politycznego dla wyborców. Jest też prawdopodobne, że nowe wybory doprowadzą do starego impasu. Ale jeśli już przyjdzie nam głosować, to przynajmniej nie głosujmy na tych, którzy zbyt łatwo szermują wielkimi słowami - jak się niestety okazuje, słowami bez pokrycia.

Bo jak się ma do pojęć prawa i sprawiedliwości sytuacja, w której prezydent i marszałek Sejmu wiedzą o tak poważnej sprawie, jak termin, w którym należy uchwalić budżet, ale nie mówią nikomu, bo to as z rękawa szefa rządzącej partii? Pytanie, które chyba wszyscy w wywołanym zamieszaniu straciliśmy sprzed oczu, brzmi: czy prezydent nie miał - jeśli nie konstytucyjnego, to przynajmniej moralnego obowiązku zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z zapytaniem o interpretację prawa? Rozegrała się iście imponująca partia pokera. Wątpliwe jednak, by podziwiali ją szeregowi obywatele państwa, coraz bardziej pozbawieni pewności sytuacji, w której żyją. Tymczasem prezydent może zameldować szefowi partii wykonanie zadania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2006