Papież i heretycy

Zmiany gospodarcze zdążyły odmienić Kubę, politycznie natomiast znajduje się ona w tym samym miejscu, co podczas wizyty Jana Pawła II.

03.04.2012

Czyta się kilka minut

„Heretyk” to oczywiście odstępca od wiary, negujący obowiązujące dogmaty, bądź osoba propagująca inne niż powszechnie uznane poglądy. Słownik języka hiszpańskiego Akademii Królewskiej wskazuje też na kubański regionalizm, gdzie „heretycki” odnosi się do „trudnej sytuacji politycznej lub/i ekonomicznej”, czyli obrazków z życia i absurdów systemu centralnie planowanego, dobrze znanych z czasów PRL-u.

Podobnym wytłumaczeniem otwierać się ma najnowsza, poświęcona m.in. codziennym trudom życia na Kubie powieść Leonarda Padury, zatytułowana właśnie „Heretycy”. „Sytuacja w ostatnich latach była naprawdę »heretycka« i ciężka” – mówił pisarz parę miesięcy temu w wywiadzie dla Radia Nederlands.

Padura znany jest zwłaszcza jako autor przesyconych klimatem rozkładu, ze szczyptą krytyki społecznej, powieści kryminalnych. Pisane dla hiszpańskiego wydawcy książki bez problemów wychodzą jednak także w kraju (nie brak głosów, że miast kontestować, w istocie legitymizują one system). Ostatnia – „Człowiek, który kochał psy”, historia zabójstwa Lwa Trockiego i krytyka stalinizmu – miała kilkumiesięczny poślizg tylko dlatego, że na Kubie skończył się papier. Ale jego artykuły o realiach wyspy, sytuujące się gdzieś pomiędzy prasą reżimową a np. tekstami opozycyjnej blogerki Yoaní Sánchez – już nie.

W kilku artykułach poprzedzających zakończoną 28 marca pielgrzymkę Benedykta XVI, Padura wskazywał na kontekst reform gospodarczych, zakładających m.in. rozbudowę sektora prywatnego i pracę na własny rachunek. Notował, że większość Kubańczyków pozostawała obojętna na tę wizytę, mając więcej przyziemnych i „heretyckich” zmartwień (podczas gdy pielgrzymką Jana Pawła II w 1998 r. żyli wszyscy).

„Jak uczynić »cud«, żeby wystarczyło na życie z miernej państwowej pensji, co zrobić, aby spłynęła »łaska« i starczyło jedzenia do końca miesiąca, jak znaleźć alternatywy w »zmartwychwstałym« sektorze prywatnym, do którego wznosi modły duża część ludności, wierzącej czy też nie?” – pytał Padura, najwyraźniej językiem nowej książki.


Proces „aktualizacji gospodarczej” uchwalony na kongresie Kubańskiej Partii Komunistycznej (PCC) w kwietniu 2011 r. ma na celu uczynić państwowy socjalizm „bardziej zrównoważonym”. Mimo częściowego otwarcia, gospodarka cały czas sterowana będzie centralnie, nie przez rynek. Raúl Castro zapewnia, że jego zadaniem jest „zapobieżenie powrotowi kapitalizmu na wyspę”. Faktycznie sam buduje własny jego model pod rękę z wybranymi wspólnikami: Wenezuelą, Brazylią, Chinami i Wietnamem.

Tygodnik „The Economist” (z 24 marca br.), analizując w specjalnym dossier sytuację społeczno-gospodarczą na Kubie, podkreślał, że „rewolucja jest w odwrocie”, a „zmiany gospodarcze nieodwracalne”. Wyspa z wolna zbliża się do globalnego kapitalizmu, chociaż władze kubańskie odrzucają tymczasem jakąkolwiek reformę polityczną. Dodają tylko, że badają doświadczenia Rosji, Chin i Wietnamu (niezły zestaw!), i niczego nie będą kopiować.

„Po raz pierwszy od wielu lat zarabianie pieniędzy przestało być grzechem. Przeciwnie, zaczyna być postrzegane jako wkład, z którego korzysta reszta społeczeństwa i sam rząd” – podkreślał w cytowanym już wywiadzie Padura. Coś podobnego mówił mi Orlando Márquez, redaktor naczelny katolickiego miesięcznika „Palabra Nueva”, podkreślając, że „zmiany będą możliwe tylko poprzez zaoferowanie ludziom więcej szans i poprzez uznanie, że ich prywatne interesy mogą służyć całemu społeczeństwu”.


W takiej scenerii na wyspę przybył Benedykt XVI, odwiedzając Santiago de Cuba, sanktuarium Matki Bożej Miłosiernej w El Cobre i Hawanę, gdzie na placu Rewolucji odprawił Mszę i spotkał się z braćmi Castro.

Papież, podobnie jak kubański Kościół, popiera „aktualizację gospodarczą” (partyjny, niemal stalinowski beton jak diabeł święconej wody boi się słów „reforma” oraz „transformacja ustrojowa”) i chce przyczynić się do zmian. Wezwał do dialogu i pojednania, zarówno z wewnętrzną opozycją, jak też diasporą w Miami (Hawana ma też ponoć w zanadrzu jakiś rodzaj reformy migracyjnej). Otwarcie potępił amerykańskie embargo, które mimo że przez 50 lat nie zdołało obalić castryzmu, w Waszyngtonie i Miami nadal jest politycznym dogmatem. Podkreślił też, że „Kuba i świat potrzebują zmian”.

Dla kubańskiego Kościoła wizyta Benedykta XVI była okazją do potwierdzenia kursu dialogu i bliskich (zbyt bliskich?) stosunków z rządem, który traktuje Kościół jako interlokutora do rozwiązywania doraźnych problemów (jak np. uwolnienie w 2010 r. grupy więźniów politycznych) czy też partnera do wymiany poglądów. Katolicy cieszą się swobodami (wierzący i praktykujący mogą być członkami Partii Komunistycznej), a Kościół ma konieczną do pracy przestrzeń.

Aby wzmóc na wyspie wiarę, Papież zwrócił się specjalnie do Afrokubańczyków, w większości wyznawców religii synkretycznych, jak Santería czy Abakuá, dla których np. Matka Boża Miłosierna jest wcieleniem Bogini Oshún (aczkolwiek nie spotkał się z ich przedstawicielami). Poprosił też władze o umożliwienie Kościołowi dostępu do nauczania (obecnie prowadzi on wiele pozaszkolnych kursów) oraz o ogłoszenie Wielkiego Piątku dniem wolnym od pracy (Jan Paweł II załatwił u Fidela wprowadzenie Bożego Narodzenia). Znając dotychczasową dynamikę relacji ¬państwo–Kościół, zmiany te z czasem nastąpią.

Prof. Arturo López-Levy z Uniwersytetu w Denver oraz Lenier González z „Espacio Laical”, drugiego ważnego katolickiego periodyku na Kubie, we wspólnym artykule dla „Foreign Policy” (wydanie z marca br.) podkreślają, że wizyta papieska z pewnością przyczyni się do „narodowego pojednania, stopniowego otwarcia, złagodzenia klimatu represji oraz poszukiwania nowych dróg zarówno w opozycji do państwowego totalitaryzmu (sic!), jak i neoliberalnego kapitalizmu”.

Zapewne nieprzypadkowo Carlos Saladrigas, jeden z nieprzejednanych dotąd antycastrowskich biznesmenów z Miami, kilka dni temu w debacie zorganizowanej przez „Espacio Laical” również potępił embargo, wezwał diasporę do porzucenia klimatu konfrontacji i wspomożenia prywatnej inicjatywy na wyspie.


Benedykt XVI nie spotkał się z opozycją ani obrońcami praw człowieka (choć przyjął Fidela). To położyło się cieniem na pielgrzymce. Mimo że w jednej z homilii wspomniał więźniów i modlił się za nich w sanktuarium w El Cobre, w rozmowach z władzami (które w tym samym czasie uniemożliwiały dysydentom udział w Mszach) nie poruszył kwestii swobód politycznych.

Jeśli jednak zawiedzeni jesteśmy postawą Papieża, jego spolegliwością wobec reżimu, to należy podkreślić, że podobne ogólniki serwował on rządzącym podczas wizyty w Meksyku (23-26 marca), zarówno jeśli chodzi o cywilne ofiary wojny z narkotykami i gwałcenie praw człowieka przez meksykański rząd, jak też ofiary pedofilii w Kościele. Obie pielgrzymki przebiegały bowiem w tonie miłym władzy i przy pominięciu tematów, na które lokalne hierarchie wolą przymykać oczy. Kard. Jaime Ortega w wywiadzie dla „L’Osservatore Romano” (z 23 marca) zapewniał, że „na Kubie nie ma już więźniów politycznych” (według opozycji jest ich jeszcze 46), a jeden z meksykańskich biskupów komentując fakt, że Papież nie spotkał się z ofiarami o. Marciala Maciela, mówił, że „nie wiemy, kim są, nie wiemy, jak wyglądają”.

Ma rację Padura podkreślając, że podczas gdy zmiany gospodarcze zdążyły już odmienić Kubę, to politycznie znajduje się ona w tym samym miejscu, co podczas wizyty Jana Pawła II.


Zwiększyła się tylko rola biologii: rząd i Partia Komunistyczna poza kilkoma wyjątkami to gerontokracja. Fidel, choć na emeryturze, nadal ma ogromne wpływy i już 85 lat. Podczas spotkania z Benedyktem XVI (lat 84) wyglądał bardzo krucho. Raúl zaś ma 81 lat i następne lata z pewnością będzie chciał wykorzystać, by ustabilizować system, uczynić codzienną sytuację mniej „heretycką” i zapobiec ewentualnym wybuchom.

Wśród różnych podsuwanych m.in. przez „The Economist” scenariuszy przejścia są wariant chiński à la Deng Xiaoping (Partia trzyma władzę i steruje gospodarką), wariant rosyjski à la Putin (władzę przejmuje ktoś z aparatu bezpieczeństwa lub armii) oraz wariant meksykański à la Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (Partia z pomocą koncesjonowanej opozycji robi wybory i za każdym razem je wygrywa).

Jak na razie, zgodnie z oficjalną linią, nienaruszalnym dogmatem są rządy jednopartyjne, a największą herezją polityczne otwarcie. Do niedawna to samo i w tych samych kręgach mówiono o reformach gospodarczych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2012