Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po pierwsze, nie rozumiem polityków, którzy nagle przejrzeli na oczy i uczestniczą w seansie zbiorowego oburzenia. Przypomnę, że kontrakt z prezesami został podpisany przez ówczesnego ministra sportu, Adama Giersza, w lutym 2008 r. W radzie nadzorczej spółki są przedstawiciele czterech resortów, w komisji sportu siedzi aż 41 posłów (zdaje się, że to jedno z ulubionych miejsc, w którym przesiadują parlamentarzyści), a kontrakt Marcina Herry od roku wisi w internecie (pokazała go min. Mucha). Rząd i opozycja miały czas na protesty.
Po drugie, warto policzyć, ile zarabiał ten Herra. Czytam kontrakt i widzę, że 26 tys. miesięcznie. Plus premie (sześć pensji w roku) za postęp prac – daje to w sumie 39 tys. zł miesięcznie. Do tego premia 1,3 mln zł za sukces końcowy, czyli za udaną organizację Euro 2012. Jeśli to rozłożyć na pięć lat (od podpisania kontraktu do dziś), wychodzi, że prezes mógł liczyć na 60 tys. zł miesięcznie (pensja, premia za postęp prac i sukces końcowy). Nie chcę bronić pana Herry, ani mi on brat, ani swat. Przytaczam te wyliczenia, bo tak jest uczciwie.
Czy 60 tysięcy miesięcznie to dużo? Prezydent żyje za 20 tysięcy, a premier za niecałe 17 tysięcy – choć zarządzają trochę większym biznesem niż pan Herra. Z drugiej strony prezes banku kasuje średnio blisko 200 tys. zł miesięcznie, podobnie prezes dużej firmy. Umówmy się, że zadania postawione przed PL2012 były spore, tak samo jak odpowiedzialność. Większość Polaków (ja należę do mniejszości) uważa, że Euro wyszło znakomicie. Skoro tak, to trzeba płacić. A jeśli było za drogo, to trzeba było wyrzucić Herrę przed Euro i nająć kogoś tańszego, np. za 3,2 tysiąca miesięcznie. Dlaczego tego nie zrobiono? Może dlatego, że to nie byłoby zbyt rozsądne?
Boję się, że często w imię taniego państwa politycy stawiają na tandetę. Nie po to, żeby było tanio, ale po to, by nie narażać się na „gniew społeczeństwa”. Prowadzi to do paranoi – ministerstwa korzystają z porad zewnętrznych kancelarii prawnych, bo etatowi prawnicy są słabo opłacani i sobie nie radzą. Drogi buduje się tanio (bo tylko tak można wygrać przetarg), więc za rok będą dziurawe. Rząd od 20 lat wstydzi się kupić samolot i prezydent lata do Ameryki jak zwykły pasażer.
Politycy tak bardzo boją się społeczeństwa, aż zapominają, że społeczeństwo nie jest głupie. Wie, że tandeta to tandeta.