Pałac nie jest ich

Adriana Porowska, społeczniczka, doradczyni Szymona Hołowni: Skoro w naszym domu dla bezdomnych mogą razem jeść zupę facet w koszulce „Polska Walcząca” i osoba transpłciowa, to podobną wspólnotę da się zbudować w całym kraju.

13.07.2020

Czyta się kilka minut

 / FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”
/ FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Przeprowadzki do Pałacu nie będzie.

ADRIANA POROWSKA: Nie będzie. Ale jeśli czegoś żałuję, to nie Pałacu. Raczej tego, że nie udało się przekonać Polaków.

Do czego?

Że może być inaczej.

„U mnie nie będzie kapelana prezydenckiego, tylko pracownik socjalny – mówił w kampanii Hołownia. – I to nie jest populizm, bo jest ze mną Ada Porowska, mam nadzieję, przyszła pełnomocniczka prezydenta ds. przeciwdziałania wykluczeniom”.

Szymon przyszedł do mnie w sierpniu zeszłego roku. Gdybym go nie znała, tobym się nie zdecydowała. A tu nie miałam wątpliwości: ufałam mu, to dobry i uczciwy człowiek. Dostrzegłam też szansę, by pomóc większej liczbie ludzi – nasz sztab był czymś w rodzaju centrum kryzysowego. Pomogliśmy realnie wielu ludziom, np. samotnej kobiecie z niepełnosprawnym wnukiem – stanowią rodzinę zastępczą. Szymon zobowiązał się wspierać ich osobiście, dziewczyny znalazły terapeutę.

Nie miała Pani zawahań? Pani, pomagająca od lat bezdomnym, w dodatku kierująca organizacją kościelną, czyli Kamiliańską Misją Pomocy Społecznej, agituje za jednym kandydatem.

Nie rozumowałam w taki sposób: widziałam i nadal widzę siebie w roli ekspertki, która agituje za dobrymi pomysłami i wspólnotową Polską. Nie odmówiłabym ani Andrzejowi Dudzie, ani Rafałowi Trzaskowskiemu, gdyby poprosili o doradztwo.

Z Trzaskowskim Pani akurat wojowała. Tak ostro, że samo to mogło być dlań dobrym powodem, by starać się o przeprowadzkę do Pałacu.

(Śmiech). Wojowałam bardziej z urzędnikami i przepisami, które uniemożliwiały skuteczną pomoc osobom w kryzysie bezdomności. W kampanii starałam się być grzeczna. Choć z czasem stało się dla mnie jasne, że dwaj główni kandydaci robią sobie jaja.

Jaja?

Tak, programowe jaja. Andrzej Duda ogłosił swój dokument kilka tygodni przed pierwszą turą, Rafał Trzaskowski jeszcze później. Nie mieliśmy nawet jako eksperci szansy się do tego odnieść.


WYBORY PREZYDENCKIE 2020: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


A Pani podopieczni – co mówili, widząc Panią za plecami kandydata?

Różnie mówili. Od jednego z panów usłyszałam, że chcę zdejmować krzyże. Przeczytał gdzieś w internecie, że „Hołownia jest przeciwko Kościołowi”.

„Panowie przy papierosie toczą ostre spory światopoglądowe (…) Są wśród nich i zdeklarowani zwolennicy PiS-u, i jego zaciekli przeciwnicy (…) Mamy lewaków i konserwatystów” – mówiła Pani w reportażu Marka Rabija o aktywności obywatelskiej bezdomnych przed poprzednimi wyborami.

Emocje udzielały się teraz nie tylko panom. Od przedstawicielki innej organizacji usłyszałam, że chcę robić karierę. Jedna z przyjaciółek – do której często jeździłam na wakacje, odwiedzając też jej rodziców – powiedziała mi, że mama i tata mocno wspierają PiS. Pomyślałam, że moja kolejna wizyta u nich może już nie być taka fajna.

Dostała Pani kilkumiesięczną lekcję odporności.

Niebywałe, czego doświadczyliśmy od publicystów i internautów wspierających Rafała Trzaskowskiego. „Żółta zaraza”, jak pisał Zbigniew Hołdys, „pożyteczni idioci”… Wymieniać?

Nie trzeba. Napisała Pani, że czeka na kaca moralnego, np. redaktorów Lisa czy Żakowskiego.

Tam był duży cudzysłów – żadnych przeprosin się nie spodziewałam. Ale mam nadzieję, że kilka osób zdało sobie sprawę, iż agresja jest przeciwskuteczna, bo szkodzi własnemu kandydatowi.

Nic na to nie poradzę: ja naprawdę uważam, że po obu stronach są ludzie.

„Prezydent Polski (...) może być wybrany głosami ludzi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska” – to Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, na Twitterze.

Jeśli Twitter jest odzwierciedleniem naszej rzeczywistości, to ja dziękuję. Od lat bywam wśród ludzi z niskim wykształceniem, w brudnych pustostanach, spotykam się z osobami skrajnie zaniedbanymi, ale nigdy nie doświadczyłam w tych miejscach i wśród tych ludzi tyle agresji i brudu, co przez kilka tygodni na Twitterze czy Facebooku.

Pisała też Pani, że problemem są nie kandydaci, tylko ich wyborcy. Mówi Pani o wspólnocie, a obraziła się Pani na trzy czwarte Polaków.

Nie tyle się obraziłam, co chciałam nimi trochę potrząsnąć. Robiłam to, bo odnosiłam wrażenie, że poczuli się lepsi. Zanim ogłoszono wyniki pierwszej tury, oczekiwano, że Hołownia się podda i zacznie mówić, jaki Rafał Trzaskowski jest wspaniały. To był szantaż. Potraktowali trzy miliony ludzi jak idiotów. Żaden mój wpis o krzywdzie osoby bezdomnej nie zgromadził tylu komentatorów co wybory. Niektórzy moi znajomi pisali, że dolewam oliwy do ognia. A to nie była oliwa – prędzej zimna woda na gorące głowy.

Groziła Pani: jeszcze jedna obelga i nie pójdę na wybory.

W tym przypadku chodziło o obrażanie moich podopiecznych – bezdomnych, którzy na moim Facebooku krytykowali Rafała Trzaskowskiego. Nagle na głowę jednego z nich ktoś wylał kubeł pomyj, nie znając w ogóle kontekstu.

Co to za kontekst?

Choćby taki, że bezdomność tego człowieka zaczęła się, gdy Warszawą rządziła Platforma. I że ma prawo mieć żal.

O co?

Na przykład o to, że nie dostał mieszkania komunalnego, że nie było dla niego pracy albo były złe przepisy dotyczące pomocy osobom w kryzysie. Ten pan napisał zresztą spokojnie, że nie ma swojego kandydata. I tyle. Tymczasem nagle pojawia się na Facebooku jakiś zadowolony z siebie fircyk i tego człowieka gnoi. Więc zareagowałam.

Ale na drugą turę w końcu zdecydowała się Pani iść.

I zagłosować na Trzaskowskiego.

Bo?

Bo jest mi programowo mimo wszystko bliższy niż Andrzej Duda.

Ale to Pani robiła mu publiczny bilans. Karta praw osoby doświadczającej bezdomności – brak. Łaźnie w każdej dzielnicy – nie ma. Dodajmy Kartę LGBT – przyjętą, ale niezrealizowaną.

To wszystko prawda. Jak również to, że mam dobre zdanie o programie 500 plus. A jednak Andrzeja Dudy nie mogłam poprzeć, bo to prezydentura żyrandolowa – podpisywanie niemal wszystkiego jak leci. Bliski jest mi postulat Szymona Hołowni: kancelaria prezydenta jako instancja kontrolna, grupa osób dokładnie sprawdzających ustawy, prawo.

Nie mogłam też poprzeć Dudy z powodu łamania przez niego Konstytucji. No i ze względu na tę straszną propagandę TVP. To podburzanie, podżeganie do nienawiści. Nie jakiejś anonimowej masy, tylko naszych rodziców, dziadków, sąsiadów. Tych wszystkich ludzi, którzy mając do dyspozycji wyłącznie TVP, tak głęboko tej władzy uwierzyli. Wie pan, moja mama nie założy sobie na wsi kablówki, jej sąsiadki też nie. „Ada, a was to w ogóle nie ma w TV” – powiedziała mi pewnego razu mama…

„Wspólnota naszych marzeń” – pisała Pani. Co to za wspólnota?

To świat, w którym wszyscy mają coś do powiedzenia. I nikogo się nie wyklucza.


CZYTAJ TAKŻE

BUDUJEMY ARKĘ. Rozmowa z Adrianą Porowską, pracowniczką socjalną: Nie rozumiem, jak my, chrześcijanie, możemy się zgadzać na stereotypy o bezdomnych >>>


To ogólniki – każdy to może powiedzieć, a nawet mówi.

To odpowiem konkretem. U nas w domu mieszkał pan chodzący w koszulce „Polska Walcząca”. Chwalił się, że idzie na marsz, a ja go pytałam, czy wie, dlaczego tam idzie. Była też u nas osoba transpłciowa: rozmawialiśmy o sytuacjach, w których ten człowiek był poniżany lub wyśmiewany. I my naprawdę siadamy razem do stołu, jemy obiad, rozmawiamy. Od innego z podopiecznych dostało mi się, gdy poparłam apel Fundacji Ocalenie dotyczący przyjmowania uchodźców. Był za granicą, przesiąknął tam nienawiścią do obcych, mówił, że nie chce „jeść z brudasami jedną łyżką”.

Zmierzam do tego, że w każdej sytuacji można próbować rozmawiać. A nawet jeśli trudno jest rozmawiać, to można ze sobą być.

Łatwiej wśród 80 facetów niż 38 milionów ludzi.

Trudniej! U nas jest czasami ogień i benzyna. Ci ludzie jedzą zupę, dotykając się niemal nosami!

Biorą się czasami za łby, jak Polacy podczas tej kampanii?

Nie bez kozery skończyłam też kierunek mediacje – bo się przydaje. Nieraz się zdarzało, że musiałam dwóch kłócących się panów wyprowadzić za furtkę, by ochłonęli.

Widzę Szymona i nasz ruch jako takiego polskiego mediatora. Obserwowałam z bliska, ile on i wiele innych osób z naszego ruchu wkładali wysiłku w dobieranie słów, które nikogo by nie wykluczały, nie raniły.

Pani zajmowała się programem społecznym. Jakie grupy państwo polskie powinno zauważyć?

U nas w domu jest np. cała masa osób 60 plus. Trafiły do nas, bo straciły dom. A straciły go, bo miały bardzo niskie dochody, bo są niepełnosprawne, bo mają zaburzenia psychiczne. To ostatnie było ważnym punktem naszego programu: reforma polskiej psychiatrii jest absolutną koniecznością.

To moja codzienność: przychodzi do nas pan, który ma zaburzenia, nie potrafi się kontaktować ze światem, a co dopiero pójść do urzędu i – chcąc uzyskać pomoc – wypełnić formularze, z którymi nawet ja miewam problemy. Nasz system pomocy społecznej jest zły: kostyczny, sformalizowany. Trzeba go zmienić tak, by mniej ważne były procedury, a ważniejsze potrzeby człowieka.

Pod tym też pewnie podpiszą się wszyscy.

To dam panu znowu konkret: nie mamy systemu taniego wynajmu mieszkań dla ludzi ubogich. Z dofinansowaniem państwa, dzięki któremu osoba z niskimi dochodami nie musiałaby płacić za taki wynajem więcej niż jedną trzecią swoich dochodów. Kolejna rzecz: trzeba zlikwidować to przekleństwo rejonizacji pomocy dla osób w kryzysie bezdomności.

Dzisiaj trudno pomóc w Warszawie komuś, kto przyjechał np. z Pomorza.

Bo trzeba czekać na tzw. decyzję administracyjną – by przyjąć pod nasz dach pana, który przyszedł z ulicy, muszę w zasadzie łamać przepisy. System powinien wyglądać inaczej – np. opierać się na czymś w rodzaju bonu społecznego, który można wykorzystać, gdziekolwiek się jest i jakiejkolwiek pomocy się potrzebuje.

To nie dotyczy wyłącznie osób w kryzysie bezdomności. Chciałabym żyć w kraju, gdzie senior albo ktoś z niepełno­sprawnością sam decyduje, czy chce otrzymywać pomoc pod własnym dachem czy w Domu Pomocy Społecznej. Teraz ten wybór bywa teoretyczny: albo DPS, albo brak wsparcia.

Koronawirus zebrał w prze­łado­wanych placówkach śmiertelne żniwo.

Tymczasem miejsce w DPS-ie kosztuje około 4 tys. zł! Za te same albo mniejsze pieniądze osoba potrzebująca mogłaby dostać pomoc w miejscu zamieszkania. Albo – gdyby chciała – zamieszkać w lokum chronionym. Podkreślę, że nie mówię o likwidacji DPS-ów, tylko o zbudowaniu bardziej zróżnicowanego systemu wsparcia.

Chciałabym też żyć w kraju, w którym kandydat na rodzica adopcyjnego nie drży przed decyzją o przysposobieniu dziecka z alkoholowym zespołem płodowym, albo z innym rodzajem niepełnosprawności. A tak niestety często jest.

Efekt: dzieci chore, z wadami rozwojowymi tułają się po systemie pieczy zastępczej.

Rodzice, którzy mają już dziecko z niepełnosprawnością, przeżywają swoje dramaty w samotności, bez wsparcia państwa i instytucji. Rafał Trzaskowski mówił w kampanii, że nie ma wielkiej różnicy między dużym miastem i wsią. Nie ma, jak ktoś mieszka w domku z basenem. Ale są w Polsce miejsca, z których do psychiatry, psychologa, fizjoterapeuty jest nawet sto kilometrów, a rodzice z uboższych rodzin nie mają jak tam dojechać.

To też zna Pani z autopsji.

Mam o trzy lata młodszego brata z dziecięcym porażeniem mózgowym. Nie wyjeżdżaliśmy na wakacje, bo zwyczajnie nie mieliśmy na to pieniędzy. Wszystko szło na ratowanie życia i zdrowia brata – jego wyjazdy do kolejnych szpitali, sanatoriów. Odwiedzaliśmy go, a potem płakaliśmy, że musimy się rozstać na kolejny tydzień lub dwa.

To było dawno, ale rzeczywistość nie zmieniła się bardzo. Polskie państwo mówi o wspieraniu rodziny, o ochronie życia. Ale życie wielu rodziców z niepełno­sprawnymi dziećmi bywa gehenną.

Koronawirus stworzył kolejny problem: zapomniane już w Polsce jako masowe zjawisko bezrobocie. Jesteśmy na tę falę gotowi?

Nie jesteśmy, bo polska pomoc społeczna, ale też system wsparcia dla osób bez zatrudnienia nie są u nas traktowane jako inwestycja, tylko jako koszt. Te nieco ponad 700 zł zasiłku dla bezrobotnych nie jest realną pomocą. On powinien wynosić około 2 tys. zł.

Czyli mniej więcej tyle co pensja minimalna. Znowu: takimi kwotami może rzucić każdy.

Być może, ale jakoś nikt tego dotąd nie wcielił w życie. Nie wolno ludzi wpędzać w biedę akurat w momencie, gdy mają stanąć na nogi.

Problem drugi: współpraca urzędów pracy i pomocy społecznej. To dwa światy, które się ze sobą nie komunikują, przerzucając sobie tylko osobę bezrobotną czy wykluczoną niczym gorącego kartofla. Te dwa systemy to częściej fabryki zaświadczeń, a rzadziej pola autentycznego wsparcia.

A jak Wy w Misji przechodzicie przez epidemię?

Pierwsze tygodnie były trudne. Nie wiedzieliśmy, jak się zabezpieczyć, gdzie tworzyć miejsca izolacji na wypadek zakażenia. Po początkowym chaosie pojawiły się wytyczne od wojewodów, ale one nadal są ogólne.

Wiele placówek stacjonarnych jest nadal zamkniętych – problemem staje się kondycja psychiczna mieszkańców.

Tymczasem pan Morawiecki powiedział po pierwszej turze, że nie ma się już czego bać. Czyżby? Niedługo po tej wypowiedzi jeden z naszych mieszkańców zapytał: „A więc mogę wreszcie pojechać w odwiedziny do mojej siostry?”. Pan po siedemdziesiątce, grupa ryzyka.

Co mu Pani powiedziała?

Tłumaczyłam, że jak wróci, to będzie musiał sobie robić testy, a być może przechodzić kwarantannę. Problem w tym, że to na nas, prowadzących placówki, przerzuca się odpowiedzialność. Musieliśmy do wszystkiego dochodzić sami: np. podzielić budynek na strefę bezpieczną – dla osób, które nie opuszczają domu – oraz obszar dla tych, którzy np. chodzą do pracy. Ministerstwo zrobiło jedną przydatną rzecz: potrząsnęło samorządami, by zabrały się za tworzenie tzw. placówek buforowych, bo wcześniej nikt o tym nie pomyślał. To placówki przejściowe – jeśli ktoś chce trafić pod dach schroniska z ulicy, musi spędzić w takim miejscu dwa tygodnie. Choć nadal w wielu gminach takich placówek nie ma.

Jak myślę o jesieni, jestem przerażona.

Bo?

Bo nie wiem, jak długo da się utrzymać dyscyplinę. Mam panów, którzy mówią wprost: „Jak to tak ma być, to ja pieprzę, wolę być w parku na ławce”. Jeśli będziemy mieli drugą falę epidemii, a równocześnie coraz więcej osób będzie trafiać na ulicę, to boję się jeszcze jednego: że staną się kozłami ofiarnymi. Kimś, kto „roznosi zarazę”, i kogo łatwo popchnąć, pobić, zwyzywać.

Jesteśmy gotowi na kumulację wirusa i mrozu?

Nie jesteśmy, zwłaszcza że niektóre noclegownie przemieniły się we wspomniane placówki buforowe. O tym ryzyku mówimy od marca, od kiedy zaczęły się też prognozy drugiej fali.

A co z przyszłością ruchu Szymona Hołowni?

To kompletna nowość w polskiej polityce. Ruch równocześnie oddolny i z wyrazistym przywództwem. Ideowo będzie jak w kampanii Szymona: zieloni, solidarni, demokratyczni. Z trzema filarami: pomoc ludziom, think tank, no i działalność polityczna.

A więc – nie bójmy się tego słowa – partia. Od której założenia Szymon Hołownia jeszcze niedawno się odżegnywał.

Te wybory pokazały, jak wiele z naszego życia politycznego zagarniają właśnie partie. I jak mało jest przestrzeni poza nimi. Jeśli chce się zmiany, trzeba wejść do Sejmu. Nie ma innej drogi.

Pani chce pójść tą drogą?

Nie mam takich planów – lubię pracę w Misji. Wolę pisać programy, doradzać.

Rozmawiamy tuż przed II turą. Tak więc na koniec pytania w dwóch wersjach. Pierwsza: Andrzej Duda znowu prezydentem.

Pani Dudowa odwiedzała nas na Ursusie. Lubi nas, dostajemy często gadżety z Pałacu. Odnoszę wrażenie, że rozumie nasze problemy.

Ale?

Ale jej mąż rządzący drugą kadencję to ryzyko dalszej demolki. Konstytucji, sądownictwa.

Dostaniecie za swoje: Duda wygrał przez „żółtą zarazę”, bo hamletyzowała przed II turą.

Tak będzie. Będą nas winić, w ogóle nie widząc przyczyn porażki we własnych działaniach, obrażaniu ludzi. Tego „tępego narodu”, który właśnie dał im nauczkę.

Scenariusz drugi: prezydent Rafał Trzaskowski.

I mamy chaos w Warszawie, bo na jego miejsce do magistratu przychodzi ktoś przypadkowy. Wymienia urzędników, nikt nie ma głowy, by zajmować się problemami warszawiaków.

A co do prezydentury Trzaskowskiego, to zaczynamy sprawdzać: czy program wyborczy, do którego się zobowiązał, także pod wpływem rozmowy z Szymonem Hołownią, jest realizowany.

Zresztą, którykolwiek scenariusz się ­ziścił, na pewno pojawię się w Pałacu.

A więc jednak – Pałac Prezydencki!

Tak, ale będę tam jako gość, który mówi „sprawdzam”. Nikt mnie nie wyrzuci. Pałac nie jest ich. ©℗

ADRIANA POROWSKA jest dyrektorką Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. Prowadzi m.in. schronisko dla osób w kryzysie bezdomności Pensjonat Socjalny „Św. Łazarz”, a także mieszkania treningowe dla osób oczekujących na lokal komunalny. Współprzewodnicząca Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Była doradczynią w sztabie wyborczym Szymona Hołowni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2020