Ostatni Mohikanie

W atmosferze hałaśliwych sporów o losy wilka, bez medialnego rozgłosu, dyskretnie, wymierają w Polsce żbik, głuszec, cietrzew, batalion i dziesiątki innych gatunków.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

Spośród żyjących w Polsce 455 gatunków kręgowców (krągłoustych, ryb, płazów, gadów, ptaków i ssaków) wymarciem zagrożonych jest 130. Prawie połowa z nich, jeśli nie uruchomi się programów ochronnych, ma nikłe szanse przeżycia najbliższych dekad.

Zgodnie z zaleceniami Światowej Unii Ochrony Przyrody, na podstawie m.in. liczebności, zasięgu geograficznego i tempa wymierania, zagrożone gatunki kwalifikuje się do jednej z pięciu kategorii ryzyka. Najistotniejsze są trzy: krytycznie zagrożone, zagrożone i narażone. Do dwóch pierwszych należą gatunki liczone w setkach (nie więcej niż 2,5 tys. sztuk). W Polsce jest ich blisko 50. Liczebność wielu z nich w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszyła się o 50 proc.

Koniec wielkich łowów

Kulon ma długie, żółte nogi, piaskowe upierzenie, z białymi paskami na skrzydłach widocznymi podczas lotu, wielkie oczy i krótki dziób. Jeszcze 50 lat temu gnieździł się wszędzie, gdzie tylko były porosłe wrzosem ugory, na poły łyse pastwiska, piaszczyste i żwirowe łachy. Teraz ma tylko cztery stanowiska lęgowe. Nieatrakcyjne gospodarczo tereny są w ostatnich dekadach intensywnie zalesiane i zagrożonemu ptakowi mogłaby pomóc jedynie rygorystyczna ochrona rezerwatowa i strzeżenie gniazd. A na to się nie zanosi.

Niepewna jest też przyszłość gadożera. Nigdy nie był w Polsce liczny, ale jeszcze na początku XX w. gnieździł się na łąkach i pastwiskach, obfitujących w węże i jaszczurki. Gospodarka wielkołanowa, mechanizacja i chemizacja rolnictwa zdziesiątkowała gady, a wraz z nimi zniknął i gadożer. Maksymalnie 15 par gnieździ się na wschodzie Polski.

Inni lotni drapieżcy, błotniak zbożowy czy orlik grubodzioby, zanikają w wyniku melioracji błot i trzęsawisk. Polska populacja orlika, 15-20 par, ostała się jedynie w Biebrzańskim Parku Narodowym; 40 par błotniaka lęgnie się w rejonie Zalewu Szczecińskiego i na mokradłach Warty i Biebrzy.

Również w dolinie Biebrzy można zobaczyć ostatnie toki batalionów, choć jeszcze w pierwszej połowie XX w. ptaki te gnieździły się wszędzie, gdzie w dolinach rzek były wilgotne łąki i okresowo zalewane pastwiska. Każdej wiosny zlatywały się tam setki kolorowych samców (podobno nie ma dwóch tak samo ubarwionych), by walczyć o brunatnobure samice. Teraz lęgowa populacja bataliona to 80 samic.

- Środowiska wodno-błotne zanikają w zastraszającym tempie - ocenia prof. Ludwik Tomiałojć z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego. - Ptaki z nim związane, z racji lęgów czy żerowisk, zagrożone są szczególnie mocno. Możemy to zmienić, otaczając ochroną resztki tych środowisk i przywracając naturze miejsca, które jeszcze dadzą się odtworzyć.

Melioracje i intensywne rolnictwo odbiły się niekorzystnie nawet na tak pospolitych do niedawna gatunkach, jak zając i kuropatwa. Przez dziesiątki lat zasiedlały tereny od nizin północy po przedgórze Karpat. Optymalne dla siebie środowisko znajdowały we wschodniej i środkowej Polsce: mozaiki upraw przeplatane spłachciami pastwisk i nieużytków.

- Wystarczyłoby, żeby każdego roku wylęgały się i przeżywały pisklęta kuropatw ze wszystkich złożonych jaj - ich liczebność wzrosłaby 11-krotnie. Podobnie z zającem: gdyby przeżywały wszystkie młode, po roku byłoby ich 5-krotnie więcej - wyjaśnia dr Marek Panek ze stacji badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w wielkopolskim Czempiniu.

Polowania zaczynały się jesienią. Każdego roku pod lufami myśliwych polskich i zagranicznych padało blisko 500 tys. szaraków i co najmniej tyle kuropatw. Kryzys, z niewyjaśnionych do końca powodów, zaczął się pod koniec lat 70.: kuropatw i zajęcy było coraz mniej, a ostra zima na przełomie lat 1978/79 dokończyła niszczącego dzieła. Na początku lat 80. “myśliwskie pozyskanie" zajęcy spadło do ok. 200 tys. sztuk; w sezonie 2002/03 upolowano ich 66 tys., kuropatw 21 tys. Najgorzej jest na zachód od linii Opole-Gdańsk: monokultury upraw, mechanizacja i chemizacja rolnictwa są tam najbardziej zaawansowane i trzeba mieć szczęście, żeby zobaczyć szaraka.

Również w polskich kniejach zaczyna się przerzedzać. Znakomicie mają się u nas sarny, dziki, jelenie i lisy, jednak gatunki o większych wymaganiach środowiskowych - wymierają. Takim właśnie jest cietrzew.

Bez głuszcy i żbików...

Do lat 50. XX w. cietrzew gnieździł się w prawie całej środkowej i wschodniej Polsce. Jeszcze 30 lat później szacowano, że jego populacja liczy nawet 13 tys. sztuk. Dziś nie przekracza 2,5 tys. osobników rozproszonych m.in. w Kotlinie Biebrzy, na torfowiskach orawsko-podhalańskich, w lasach warmińsko-mazurskich i na Roztoczu. Nigdzie nie tworzy już zwartych stad, a poszczególne populacje izolowane są od siebie nie gorzej, niż gdyby dzieliło je morze.

Dr Robert Kamieniarz ze stacji badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w Czempiniu wie, że taka fragmentacja nie tylko degeneruje populację, bo osobniki dobierają się w pary w zbyt bliskim pokrewieństwie, ale grozi też zniszczeniem grupy z pozornie błahego powodu: małego pożaru, choroby, niekorzystnych warunków atmosferycznych czy drapieżników. Zasadniczą przyczyną wymierania cietrzewia jest jednak zanikanie (także na skutek melioracji) typowych dla niego środowisk: lasów pełnych torfowisk, porosłych brzozą i olchą, z płachtami borówczysk i żurawiny. W takich lasach znajduje żerowiska i kryjówki na czas zakładania gniazd i wyprowadzania piskląt. Obecnie 80 proc. polskich lasów to iglaste monokultury: przesuszone i ubogie w poszycie, bogate w gryzonie i postępujące ich śladem lisy czy kuny - śmiertelnie niebezpieczne dla gnieżdżących się na ziemi cietrzewi.

W poważniejszych tarapatach znalazł się jego większy krewniak - głuszec, też wymagający urozmaiconych lasów, a dodatkowo wielkich przestrzeni. Źle znosi ingerencję gospodarczą, nawet samą obecność człowieka. Polowania na głuszca uchodziły za prominentne i byłyby mało szkodliwe dla populacji, gdyby dotykały licznych jego skupisk, a w czasie polowań przestrzegano zasad gospodarki łowieckiej. A to już zależało od tego, kto strzela, np. w latach 50. minister obrony narodowej, gen. Konstantin Rokossowski i towarzyszący mu notable wybili w okolicach Czaplinka (między jeziorami Drawsko i Czaplino) wszystkie koguty głuszca (200 sztuk), a potem kury. Polowania wstrzymano dopiero w 1994 r. Obecnie żyje w Polsce 550-750 sztuk tego gatunku w lasach, m.in. Warmii i Mazur, na Podhalu i Beskidzie Sądeckim.

Zdaniem prof. Tomiałojcia głuszca i cietrzewia może uratować tylko narodowy program ich ochrony, w tym wyłączenie istniejących jeszcze ostoi ptaków z gospodarki leśnej i otoczenie ich ochroną rezerwatową. W dalszej kolejności przywracanie lasom ich naturalnego charakteru.

Zanim tak się stanie, niewykluczone, że do listy gatunków w Polsce wymarłych dołączy drobny okaz z polskich, dzikich kotów - żbik. Przez stulecia, ponieważ uchodził za utrapionego drapieżnika, był powszechnie prześladowany. Choć chroniony od 1952 r. i tak ginie: zabijany pod pozorem tępienia włóczących się kotów, pod samochodami i zimą, bo nie radzi sobie w wysokich śniegach. Trudno oszacować, ile pada ofiarą kłusowników. Mniej niż 200 ostatnich kotów trzyma się jeszcze głuchych ostępów Bieszczadów, Beskidu Niskiego, Gór Słonnych koło Sanoka i Pogórza Przemyskiego.

- Cała wiedza o nim ma bardziej przyczynkowy niż metodyczny charakter: nie wiemy, ile osobników jest zdolnych do rozrodu, jakie są najczęstsze przyczyny śmierci, ile młodych dożywa dorosłości - mówi dr Krzysztof Schmidt z Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży. - Niepodważalne jest jedno: zasadniczą przyczyną wygasania żbika jest zagłada typowych dla niego środowisk - bogatych w poszycie, różnowiekowych i mieszanych lasów. Dzieje się tak na całym obszarze jego występowania: od Grecji i Włoch na południu po północne Chiny na wschodzie. Trzeba wprowadzić złożony program ochrony: utrzymywać sieć leśnych korytarzy umożliwiających migracje, budować specjalne przejścia pod drogami, tworzyć rezerwaty tam, gdzie żbik ma najsilniejsze ostoje. Nic takiego się nie dzieje.

Innego z polskich, dzikich kotów - rysia przez wieki zabijano dla skór (w dawnej Polsce jedna była warta 10 wołów), dlatego na zachód od Wisły był wytępiony już w XVIII w. Teraz żyje u nas blisko 200 rysiów, choć zaledwie 20 lat wcześniej - było ich blisko 600. Bastionem drapieżnika są Karpaty i Pogórze Karpackie oraz północno-wschodnia Polska, gdzie jednak jego szanse przetrwania są najmniejsze: zajmowane przez rysia lasy nizinne nie łączą się z innymi kompleksami leśnymi, a każdy z nich jest za mały, by utrzymać silną populację tego gatunku. Dotyczy to również polskiej i białoruskiej części Puszczy Białowieskiej. Sąsiedzi nie palą się do transgranicznej ochrony rysia, tymczasem areał łowiecki jego dorosłego samca wynosi aż 100 km kw.

Czy coś się stanie?

Paradoksalnie najmniej obaw budzi los wilka. Po trwającej dziesięciolecia eksterminacji (w latach 70. było zaledwie 100 sztuk tego drapieżnika), w 1995 r. objęto go całoroczną ochroną. Obecnie, według szacunków Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży, w Polsce żyje blisko 500 wilków. Najliczniej występuje w górskich lasach południowo-wschodniej Polski.

Los innych, ekstremalnie zagrożonych gatunków, np. żółwia błotnego czy węża Eskulapa, najpewniej za kilka lat dobiegnie końca. Czy stanie się coś złego? Był przecież kiedyś w Polsce tur, tarpan, rosomak. Czy odczuliśmy różnicę, gdy ich zabrakło? W ostatnich dziesięcioleciach wymarła norka europejska, drop, jesiotr zachodni (byliśmy onegdaj głównym dostawcą kawioru na carskie stoły), nur czarnoszyi, suseł moręgowany i wiele innych. Historia życia na Ziemi to w sporej części historia wymierania...

Dla dr. Arkadiusza Nowaka z Katedry Biosystematyki Uniwersytetu Opolskiego istnieje różnica między obecnym wymieraniem, a podobnymi epizodami w permie czy kredzie: - Wymieranie gatunków rozciągnięte było na setki tysięcy, może miliony lat. Wymieranie współczesne, i to w skali globu, postępuje w tempie najszybszym w dziejach Ziemi. Przyczyną tego jest człowiek.

Jak wskazują modele matematyczne, prawdopodobnie każdego roku zanika na Ziemi nawet 27 tys. gatunków. Nie umiemy ocenić czy to dużo, czy mało. Przypuszczamy jedynie, że istnieje blisko 1,4 mln gatunków, choć według biologów ewolucyjnych, jest to liczba przynajmniej dziesięciokrotnie niedoszacowana.

Jeszcze słabiej orientujemy się w mechanizmach organizacji biocenoz. Wiemy, że gatunki wchodzą ze sobą w symbiotyczne związki, a budująca ten porządek logika jest bardzo wyrafinowana. Nikt jednak nie potrafi opisać ciągów zależności i implikacji, przeniknąć wielopiętrowych sieci i powiązań budujących globalne biocenozy. Na ile rządzi nimi przypadek, a na ile nieuchronność zdarzeń? Nie wiemy, jakie skutki niesie niepohamowana i z reguły destrukcyjna aktywność człowieka, skutkująca m.in. zanikaniem gatunków. Chyba, że posłużymy się metaforą pewnego amerykańskiego paleobiologa: wymieranie gatunków przypomina usuwanie nitów w lecącym samolocie. Można usunąć ich setki, bez zagrożenia dla lotu. W końcu jednak usunie się o ten jeden za dużo i samolot zacznie się rozpadać.

KRZYSZTOF DUNIEC (ur. 1960) jest dziennikarzem specjalizującym się w tematyce związanej z ochroną przyrody. Nie jest związany z żadną redakcją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004