Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podatek nie jest wysoki – dwieście szylingów czyli około dwudziestu polskich groszy dziennie, co daje nieco ponad sześć złotych miesięcznie. Zważywszy jednak na to, że według rozmaitych szacunków jedna piąta z czterdziestu milionów Ugandyjczyków żyje biednie, zarabiając ok. 150-160 złotych miesięcznie, dodatkowy podatek może okazać się dla nich sporym obciążeniem. Tym bardziej, że gospodarczy rozwój, jaki Uganda przeżyła na przełomie wieków pod rządami panującego od 1986 roku prezydenta Yoweriego Museveniego sprawił, że prawie połowa ludności kraju korzysta z internetu i wydaje na niego jedną piątą zarobków. Dodatkowo opłaty za korzystanie z portali społecznościowych i komunikatorów takich jak Facebook, Twitter, Instagram, WhatsApp, Viber, Google Hangout, YouTube, Skype czy Yahoo Messenger, a także z serwisów randkowych Tinder i Grindr (za korzystanie ze zwykłych stron internetowych nie trzeba będzie płacić) można uiszczać wyłącznie płacąc go za pomocą bankowości internetowej, a poza opodatkowaniem „ćwierkania” władze opodatkowały (na jeden procent) przy okazji wszystkie dokonywane w ten sposób transakcje pieniężne.
Demonstracja na Twitterze
Broniąc wprowadzonego podatku (parlament uchwalił go jeszcze w maju) Museveni przekonywał, że portale społecznościowe, a zwłaszcza komunikatory są luksusem, a ich użytkownicy to ludzie „szukający zabawy” albo „nienawistnicy”. „I jedni, i drudzy zasługują, by ich opodatkować” – napisał Museveni… na Twitterze.
Prezydent powiedział też, że opodatkowując „ćwierkanie” może uda mu się przynajmniej ograniczyć rozsiewania pogłosek i kłamstw przez użytkowników portali społecznościowych. Wypomniał też rodakom, że wydając pieniądze na telefony komórkowe i internet przysparzają zysków cudzoziemcom – dwoma głównymi operatorami komórkowymi w Ugandzie są południowoafrykańska firma MTN i indyjska Bharati Airtel – zaś podatek będzie patriotyczną powinnością, wzbogacającą budżet państwa. Obiecał, że zarobione w ten sposób pieniądze – ministrowie mają nadzieję na około pół miliona dolarów rocznie – jego rząd spożytkuje dla wspólnego dobra, przede wszystkim na budowę dróg i energetykę. Uganda przymierza się do rozpoczęcia wydobycia ropy naftowej ze złóż, które zostały odkryte nad brzegami jeziora Edwarda, na granicy z Demokratyczną Republiką Konga.
STRONA ŚWIATA – analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>
Ugandyjczycy podejrzewają jednak, że prezydentowi nie chodzi wcale o ich słabość do plotek i nieumiejętność rozróżnienia prawdy od kłamstwa czy dobra od zła, ale o to, by nie krytykowali rządu, a przede wszystkim, by za pomocą komunikatorów nie skrzykiwali się na antyrządowe demonstracje czy wiece.
Prezydent z początku wieku
Museveni zdobył władzę wygrywając w 1986 roku wojnę domową. Obiecywał wtedy, że porządzi najwyżej pięć lat. Panuje do dziś, w 2021 roku zamierza ubiegać się o kolejną reelekcję. Dawno już kazał już wykreślić z konstytucji zapis ograniczający prezydenckie kadencje do jedynie dwóch, a ostatnio polecił wymazać też paragraf, ograniczający wiek prezydenta do 75 lat. Za trzy lata Museveni obchodzić będzie już 76 urodziny.
Jeszcze na początku wieku Ugandyjczycy nie mogli się go nachwalić. Zaprowadził w Ugandzie pokój i demokrację. Odbudował gospodarkę zniszczoną wojnami i tyraniami swoich poprzedników Miltona Obotego i Idiego Amina. W ostatnich latach sam jednak zaczął się upodabniać do dyktatora, nie znoszącego żadnej krytyki, za to przekonanego o własnej mądrości i słuszności w każdej sprawie. Rządowa telewizja, radio i gazety już dawno wyrzekły się jakiejkolwiek rzetelności, a niezależne gazety, które rozkwitły w Kampali za czasów Museveniego-liberała, zmagają się z cenzurą i prześladowaniami.
Na cenzurowanym: blogerzy, fake newsy i komunikatory
Arabska Wiosna, jaka przetoczyła się przez Maghreb i Bliski Wschód na przełomie lat 2010 i 2011, nauczyła Museveniego i innych podobnych do niego afrykańskich autokratów, że śmiertelnym zagrożeniem może być też dla ich władzy wymykający się wszelkiej kontroli internet przy pomocy którego ludzie nie tylko wymieniają się informacjami, ale zwołując na polityczne akcje. Podczas ostatnich wyborów w 2016 roku Museveni kazał zamknąć Twittera, by nie pozwolić „ćwierkać” zwolennikom opozycji.
Nie jest w tej walce odosobniony. W sąsiedniej Tanzanii wprowadzono podatek – około tysiąca dolarów rocznie – dla wszystkich internetowych blogerów. Inni sąsiedzi, z Kenii, wprowadzili prawo zakazujące rozpowszechniania świadomie kłamliwych informacji i przewidujące karę więzienia i grzywny dla winowajców. Władze Mozambiku przymierzają się do przyjęcia praw ograniczających posługiwanie się komunikatorami społecznościowymi ponieważ dzięki nim przemytnicy narkotyków z Afganistanu ostrzegają się przed patrolami policji. W ostatnich latach, także dzięki internetowym możliwościom komunikacyjnym, Mozambik stał się jednym z głównych szlaków narkotykowej kontrabandy z Afganistanu przez Afrykę do Afryki Południowej i Europy.
Prawo mające umożliwić walkę z rozpowszechnianiem w internecie kłamliwych informacji służących politycznej manipulacji zwłaszcza w czas wyborów zamierza przyjąć także Francja. Projekt ustawy, przewidującej grzywny i więzienie dla „ćwierkających” kłamców i manipulatorów przyjęło już Zgromadzenie Narodowe i trafiła do Senatu.
Ugandyjskie podatki, podobnie jak tanzańskie zostały zaskarżone przez obrońców praw człowieka do Trybunałów Konstytucyjnych. Oba sądy znane są jednak z wyjątkowej nierychliwości i mogą minąć całe lata zanim zajmą się tymi skargami. Tymczasem ugandyjskie gazety donoszą, że od wprowadzenia podatku liczba użytkowników portali i komunikatorów społecznościowych zmalała.
CZYTAJ TAKŻE
UGANDYJSKI DOM GROZY: Muzeum grozy, upamiętniające najmroczniejsze i najbardziej krwawe lata z najnowszej historii Ugandy, ma powstać w stolicy kraju, Kampali. Władze liczą, że przyciągnie zagranicznych turystów i przyniesie spory zarobek.