Ojcowie dżihadu

Mohammed Hanif, dziennikarz i pisarz: Dziś afgańscy i pakistańscy talibowie to dwie strony tego samego medalu. Pakistańczyków trzeba przekonać, że to, co robią talibowie, nie ma nic wspólnego z islamem. Rozmawiał Max Fuzowski

07.07.2009

Czyta się kilka minut

Max Fuzowski: Od śmierci generała Zia-ul-Haqa minęły dwie dekady, lecz Pakistan w dalszym ciągu odczuwa skutki jego rządów.

Mohammed Hanif: To generał Zia uczynił religię podstawowym założeniem swojej polityki. Do tej pory nie jest jasne, czy faktycznie pozostawał głęboko wierzący, czy może chciał wykorzystać religię. Trzeba też wziąć pod uwagę międzynarodowe uwarunkowania tamtych czasów. Największym sojusznikiem generała były Stany Zjednoczone. Priorytetem Waszyngtonu była wówczas walka z Sowietami w Afganistanie. W tym celu zawiązano międzynarodową koalicję islamistów, która, z pełnomocnictwem USA, miała walczyć w Afganistanie. Żeby osiągnąć cel, Stany finansowały szkoły koraniczne, tworzyły wojskowe obozy szkoleniowe dla bojowników, których także zbrojono. Nad wszystkim czuwał duet CIA-ISI [ISI to służby specjalne Pakistanu - red.] oraz europejskie i saudyjskie agencje wywiadowcze.

Możemy porównać sytuację z Pańskiej powieści - lata 80. - z dzisiejszą?

Kultura dżihadu jest bezsprzecznie produktem tamtych działań. Zia był również odpowiedzialny za wprowadzenie szariatu, czego skutki widać do dziś. Żadnemu z kolejnych rządów nie udało się rozwikłać pajęczyny, którą Zia oplótł swój kraj. Pozostawił po sobie wielu nowych mułłów, wyszkolonych dżihadystów i polityczną kulturę, w której zakwestionowanie wiodącej roli religii w państwie jest bardzo trudne. Wiele problemów, które nasiliły się dziś, ma początki w latach 80. Nie tylko pakistańska przemoc związana z islamem, ale w ogóle islamski ekstremizm ma korzenie w latach 80. Generał Zia i jego amerykańscy przyjaciele z CIA są ojcami chrzestnymi współczesnego, wielonarodowego przemysłu dżihadu.

Pakistan Zii i współczesny mają ten sam problem - Afganistan. Tylko dziś ten problem wydaje się dużo większy.

O tak, dużo większy. Dziś afgańscy i pakistańscy talibowie to dwie strony tego samego medalu. Dość swobodnie przekraczają granice i są zagrożeniem dla całego regionu. Trzeba ich pokonać nie tylko militarnie, ale i politycznie, co jest dużo bardziej skomplikowane.

Niedawno miał miejsce kolejny terrorystyczny atak w Peszawarze. W zamachach od 2007 r. zginęło w Pakistanie około 2 tys. osób.

Gdy jest się na miejscu, widać, że po raz pierwszy pakistańska armia podejmuje prawdziwy wysiłek stanięcia twarzą w twarz z problemem. Ale potrzebujemy czegoś więcej - ideologicznej walki z talibami. Pakistańczyków trzeba przekonać, że to, co robią talibowie, nie ma nic wspólnego z prawdziwym obliczem islamu.

Jednak rząd idzie na ustępstwa - zezwolono na funkcjonowanie sądów islamskich w Północno-Zachodniej Prowincji Granicznej.

Faktycznie, próbowano dobić targu z talibami, pozwalając na wprowadzenie islamskich sądów. Ale żaden kompromis z talibami nie spełni swojej roli. Dziś mamy przecież już otwartą wojnę. Zeszłoroczne wybory powszechne pokazały, że w kraju zgody na islamskie sądy nie ma. A wszelkie próby wprowadzenia takiego prawa będą prowadziły wyłącznie do coraz większych nieszczęść.

Nie ma żadnego poparcia dla ekstremistów?

Oczywiście, jakieś jest - inaczej talibowie nie mogliby funkcjonować. Ale to nie wola ogółu, lecz działania naprawdę nielicznej garstki.

Problem w tym, że talibowie wykorzystują ekstremizm do walki z pakistańskim państwem, ale wykorzystuje go też od dłuższego czasu sam Pakistan, aby usprawiedliwić i napędzać konflikt z Indiami.

Barbara Crossette pisała w "New York Timesie": "Ze wszystkich nagłych politycznych śmierci w XX wieku, żadna nie leżała tak w interesie Stanów Zjednoczonych (...) jak tajemnicza katastrofa powietrzna, w której zginął Muhammad Zia-ul-Haq".

Zgadzam się z jej stwierdzeniem. Nie zauważyłem, aby USA wykazały jakiekolwiek zainteresowanie znalezieniem sprawcy, pomimo że ich własny ambasador, Arnold Lewis Raphel, również zginął w katastrofie. Zaintrygowało mnie w tej historii, że nie znalazł się dosłownie nikt, kto chciałby rozwikłać zagadkę katastrofy. Ani pakistańska armia, ani Amerykanie, ani nawet rodziny ofiar. Stąd w "Wybuchowym mango" fikcyjna hipoteza dotycząca przyczyn zamachu.

"Wybuchowe mango" zostało przetłumaczone na kilkanaście języków, lecz nie ukazało się w Pakistanie. Dlaczego?

Gdy starałem się, aby powieść została wydana w Pakistanie, mieliśmy dyktaturę wojskową generała Musharrafa. Wydawcy się po prostu bali. Ale książka została opublikowana w Indiach i stamtąd trafiła do pakistańskich księgarń. Jak do tej pory, nie było problemu z jej sprzedażą. W zeszłym roku wylądowała nawet na listach bestsellerów i dostała kilka niezłych recenzji.

Wrócił Pan do Pakistanu w niespokojnych czasach, po 12 latach w Londynie. Dlaczego?

Bo Pakistan to mój dom. Brakowało mi jego dźwięków i zapachów. Ale wszystkie dźwięki, które dziś słyszę, to odgłosy spadających pocisków, po których wybrzmiewają jeszcze głośniejsze słowa oburzenia.

Mohammed Hanif, przez wiele lat dziennikarz, a także szef BBC Urdu, stworzył świetną polityczną powieść "Wybuchowe mango" (wydana przez Znak właśnie trafia do księgarń). Jej punktem wyjścia jest tajemnicza katastrofa lotnicza, w której ponad 20 lat temu zginął pakistański dyktator, generał Muhammad Zia-ul-Haq, pierwszy z bohaterów książki. Kolejny to generał Akhtar Abdur Rahman - także postać prawdziwa - szef pakistańskiego wywiadu, który odpowiadał za represjonowanie opozycji i koordynację antysowieckich działań w Afganistanie. Trzeci, już fikcyjny, nazywa się Ali Shigri: to żołnierz Pakistańskich Sił Lotniczych, oskarżony o próbę zgładzenia dyktatora. Książka - niczym powieści Llosy - rozprawia się z konkretnym dyktatorem, lecz także z dyktaturą jako formą rządów. W pochopnych działaniach amerykańskich służb wywiadowczych i koniunkturalizmie władz Pakistanu Hanif doszukuje się sedna współczesnych problemów regionu. A wszystko w formie thrillera politycznego okraszonego sporą dawką absurdu. Powieść została nominowana do nagrody Bookera w 2008 r. i zdobyła prestiżową Commonwealth Writers’ Prize jako najlepszy debiut literacki z Europy i Azji Południowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2009