Od serca

Jednym z punktów zwrotnych tej opowieści stała się śmierć ojca pisarza. Siłą rzeczy jest to najbardziej osobista z wypowiedzi Aleksandra Jurewicza.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Najnowszą powieść Aleksandra Jurewicza zamyka poetycki motyw, który otwierał utwór wcześniejszy. Raz w ostatnim, a raz w pierwszym zdaniu pojawiają się "dwa ciemne ptaki, jak nadpalone latawce". Takich powtórzeń, nawiązań i powiązań - obrazowych, personalnych, fabularnych, ideowych - jest w "Dniu przed końcem świata" mnóstwo, co nie powinno specjalnie dziwić. Kto zna "Prawdziwą balladę o miłości" (poprzednia rzecz Jurewicza), kto czytał jeszcze wcześniejsze opowieści tego autora ("Lida", "Pan Bóg nie słyszy głuchych"), ten wie, że gdański prozaik pisze wciąż jedną i tę samą książkę. Książkę o sobie? Niekoniecznie, choć każdy z czterech wymienionych tu tytułów zawiera silny ładunek autobiograficzny, we wszystkich pojawiają się najbliżsi (rodzice, dziadkowie) i domowe sprawy; każdy utwór Jurewicza jest wypowiedzią osobistą w sensie ścisłym.

Rodzinna trauma

Nie trzeba tu zresztą niczego zgadywać - swój program literacki autor "Lidy" sformułował dyskursywnie w kilku szkicach zawartych m.in. w tomie "Popiół i wiatr". Od samego pisarza wiemy tedy, iż jego proza artystyczna niezawodnie krąży wokół kluczowych wydarzeń z przeszłości, spośród których rodzinna trauma przesiedlenia z Białorusi do Polski zajmuje miejsce centralne. Krąży po coś - po to, by zrozumieć, co się wydarzyło, aby te wydarzenia uporządkować, dojść z nimi do ładu przede wszystkim "w sobie", dla siebie. Wiemy także - i to na długo przed ukazaniem się "Dnia przed końcem świata" - że jednym z ważniejszych punktów zwrotnych w owej opowieści napisanej przez życie stała się śmierć ojca pisarza. Właśnie o tym wydarzeniu traktuje najnowszy utwór Aleksandra Jurewicza. Siłą rzeczy, jest to najbardziej osobista z osobistych wypowiedzi tego autora.

Bohater traci ojca w chwili, gdy sam znajduje się na progu dojrzałości: "Mam trzydzieści dwa lata, tyle lat miałem ojca..."; "wraz z nim umarły moje dzieciństwo i młodość". Co istotne - opowieść o stracie ojca, ta konkretna, zawarta między okładkami "Dnia przed końcem świata", powstała blisko ćwierć wieku po tym wydarzeniu. Nie jest jednak rekonstrukcją, próbą odsłonięcia myśli i uczuć sprzed wielu lat, jest - co nie zaskakuje w najmniejszym stopniu - opowieścią "zmąconą", "nieprzytomną".

Krzyżują się tu i nakładają na siebie rozmaite perspektywy czasowe i narracyjne, nie tylko w tym znaczeniu, że opowieść o trzech dniach w rodzinnym domu, licząc od dnia przyjazdu bohatera do dnia pochówku ojca, przerywana jest raz po raz partiami retrospekcyjnymi. Nie wiadomo, gdzie i w jakim momencie znajduje się ten, który podjął pracę żałoby, i czy ową pracę można uznać za dokonaną, skończoną. Raz widzimy go w rodzinnej pomorskiej wiosce (owe trzy dni w domu zmarłego), kiedy indziej, jak siedzi w gdańskim mieszkaniu "w lipcową noc" i rozmyśla o śmierci. O tamtej czy raczej o własnej ("dopala się jeszcze jedna noc życia")? Zapewne o jednej i drugiej.

Mimo że "Dzień przed końcem świata" jest utworem skromnym objętościowo, pisarz zawarł w nim najróżniejsze konwencje opowieści o śmierci, zmarłym, żałobniku i - szerzej - dramacie przemijania. Wyśledzić tu można elementy nekrologu i portretu pośmiertnego, kilka różnych form narracji wspomnieniowo-nostalgicznej, ujęcia zgoła reportażowe (np. relacja z pogrzebu), obok których pojawiają się skupiska refleksji, niekiedy podane w stylu aforystycznym ("Jest ojcem nawet wtedy, gdy go już nie ma, może jest nim przede wszystkim, gdy go zabraknie"), a także kilka innych form gatunkowych. Kształt artystyczny tego utworu rymuje się zatem z dość oczywistym, dobrze ugruntowanym w dzisiejszej świadomości literackiej poglądem, zgodnie z którym doświadczenie utraty osoby bliskiej pozostaje w dużej mierze niewyrażalne. Można je wypowiedzieć tylko w ten sposób - w gorączce i jak gdyby chciało się powiedzieć (zapisać) wszystko naraz, przy użyciu wszelkich dostępnych środków. Hybrydyczność czy niespójność tekstu wydaje się ceną, jaką trzeba zapłacić za mówienie (pisanie) o stracie.

Pytanie o język

Nie znaczy to wcale, że autor stracił kontrolę nad swoją opowieścią. Wystarczy wziąć pod uwagę tematykę, która zdominowała partie wspomnieniowe. Bohater Jurewicza z natłoku obrazów i wspomnień związanych z ojcem najchętniej wybiera te dotyczące szaleństwa oraz końca świata. Z jednej strony mamy więc anegdoty mówiące o wioskowych szaleńcach czy niepodjętej przez ojca pracy w "domu wariatów", z drugiej - wielostronicową opowieść o psychozie, jaka zawładnęła umysłami wieśniaków, którzy uwierzyli w przepowiednie Nostradamusa. Obłęd i koniec świata mają tu, rzecz jasna, sens metaforyczny. Nagła strata ojca jest zdarzeniem niepojętym, należy do tego samego porządku, co szaleństwo i ostateczna zagłada, urąga rozumowi, drwi z wszelkiej racjonalności.

Być może najciekawszym problemem, jaki podsuwa "Dzień przed końcem świata", jest pytanie o język, który pozwala powiadomić o stracie i oddać hołd zmarłemu. Nie ma tu kodu dominującego, Jurewicz używa wielu języków należących do szerokiego repertuaru "mowy kultury". Nie podejmuję się rozstrzygnąć, czy któryś z nich jest niestosowny, brzmi nazbyt zgrzytliwie bądź pretensjonalnie, acz niektóre są doprawdy zaskakujące. Oto - by dać jakiś przykład - mamy do czynienia z pochówkiem prostego, wiejskiego krawca, jesteśmy na zwykłym, gminnym cmentarzu, a tymczasem grabarze są przez narratora konsekwentnie nazywani "wysłannikami" lub "posłańcami Hadesu"; nie zabrakło też monet wrzuconych do grobu - jak czytamy - "tak na wszelki wypadek" czy "mętnych wód Styksu". Takich ryzykownych, koturnowych "kulturalizmów" jest tu cała masa: "Ojcowska piżama stała się całunem, którym musiałem teraz okryć swoje życie"; "Tato, wybacz, że chodzę po rozbitych tablicach dekalogu".

Równie zaskakująco przedstawiają się kody, którymi posłużył się Jurewicz, opisując przywiązanie syna do ojca, informując o miłości, jaka ich łączyła. Tu jedną z matryc literackiej uczuciowości stał się "Mały pisarczyk z Florencji", niezapomniane, czułostkowe opowiadanie z tomu "Serce" Amicisa. Ano właśnie - czułostkowe, a nie wzruszające... To oczywiście kwestia subtelnych odcieni, drobnych przesunięć w obrębie poetyki i nastroju, lecz z owego nagromadzenia rzewności - bo tak, moim zdaniem, sprawy się tutaj mają - płynie wniosek, że bliżej Jurewiczowi do prostej sentymentalności niż do wysmakowanej melancholii. Lecz czy można mieć o to pretensję? Nie, ponieważ w "Dniu przed końcem świata" gdański autor - by tak rzec - jest sobą, pisze na własną miarę, zapewne bardziej - nomen omen - sercem niźli literackim rozumem utożsamianym zazwyczaj ze sprytem. Żadnych kalkulacji, ekwilibrystyki, wspinania się na palce.

Zawsze mi się wydawało, że Aleksander Jurewicz jest na naszej scenie literackiej jednym z nielicznych, może jednym z ostatnich pisarzy autentycznych, w najbardziej szlachetnym rozumieniu tego miana. Po lekturze "Dnia przed końcem świata" jestem tego jeszcze bardziej pewien.

Aleksander Jurewicz, "Dzień przed końcem świata", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2008