Obraz wielokrotny

LILKA. Wspomnienia o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej - lektura tej książki uczy, by uważać z formułowaniem kategorycznych sądów o innych ludziach. I stanowić może przestrogę dla biografów, by nie sugerowali się nadmiernie relacjami świadków. Sylwetka wielkiej poetki, odbita w stłuczonym lustrze pamięci kilkudziesięciu autorów, zmienia się niczym kameleon.

18.05.2010

Czyta się kilka minut

Poetka Beata Obertyńska porównuje ją do kolibra: "Cała w trzepocie, migocie i tęczy wisiała nad życiem, jak zawisnąć umie w locie nad kwiatem tamten skrzydlaty klejnot - zdyszana wieczną pogonią za nową słodyczą czy trutką. Nie umiała ich prawie rozróżnić... Była wobec życia bezbronna, bo nieświadoma jakby jego niebezpieczeństw i bezradna". "Lilka - pisze zaprzyjaźniona z autorką "Różowej magii" pisarka i współtwórczyni "Tygodnika", Zofia Starowieyska-Morstinowa - jak to świetnie wyraża francuskie słowo, była avenante - wychodząca naprzeciw. Naprzeciw każdego. Nawet dla nudziarzy miała zawsze miły uśmiech powitalny, ten swój specyficzny uśmiech...". Natomiast aktorka Krystyna Chruścielska stwierdza kategorycznie - na podstawie jednego spotkania! - że Pawlikowska-Jasnorzewska "była kobietą wyniosłą i mimo pozorów delikatności, jakie naokoło próbowała roztoczyć, pewną siebie", że "nie mogła budzić sympatii", bowiem "swoim zachowaniem zdawała się w towarzystwie być ponad, być kimś lepszym", a przy tym "nie była dobrą aktorką". Nie ma to jak życzliwy obserwator (obserwatorka)!

A więc "urocze zwierzątko w norce" o "twarzy wróżki" - czy też osoba zgorzkniała i znudzona, w dodatku źle odgrywająca swoją rolę? Piękna, krucha istota o niezwykłych oczach, przypominająca "opalizujące szkiełka z Murano" (to określenie Zofii Jachimeckiej), która do końca zachowała delikatny urok - czy też "starsza pani o pospolitych rysach... z najzwyklejszym mieszczańskim wyglądem starzejącej się kobiety", jak ją - zaledwie czterdziestoletnią - zapamiętał aktor i reżyser Jan Kreczmar? Takich zestawień można by poczynić więcej. Pomijam już rozwodzenie się przez Irenę Krzywicką nad fizyczną ułomnością przyjaciółki (która to ułomność nie była wcale, jak podejrzewała Krzywicka, skutkiem choroby Heinego-Medina).

Zofia Kossak boleje nad pustym życiem swej kuzynki i przyznając jej ogromny talent oraz "pojemność duchową", porównuje jej twórczość poetycką do "wytrząsania z rękawa kolorowych piórek i dmuchania na nie, żeby wiatr je poniósł, gdzie chce". Zdziwiłaby się pewnie, że po latach Artur Sandauer i Jerzy Kwiatkowski dostrzegą w wierszach Pawlikowskiej nie tylko mistrzowską i wyjątkową w naszej literaturze lirykę miłosną, ale i poważną problematykę filozoficzną. Może więc bliższy prawdy był Zygmunt Leśnodorski, pisząc o "salamandrze, co wypełzła z ognia i zamieniła się w kobietę po to, by tajemnice różnych czarów, misteriów i niesamowitych wcieleń wyrazić w formie subtelnej miniatury wierszowej"?

Są w tym tomie teksty irytujące, są i bardzo piękne. Zapis radiowych nagrań siostry poetki, Magdaleny Samozwaniec. Kilkadziesiąt rozdzierających zdań pozostawionych przez męża, lotnika Stefana Jasnorzewskiego, i równie krótkie świadectwo jego siostry. Ostatni przedwojenny wieczór w Warszawie opisany przez Hannę Mortkowicz-Olczakową. Wojenne listy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej do Antoniego Słonimskiego. Ostatni jej list do Tymona Terleckiego, pisany w manchesterskim szpitalu 14 czerwca 1945 roku ze świadomością nadchodzącej śmierci: "Rozumiem teraz wstyd zwierząt, gdy się kryją z cierpieniem". I wspomnienie Terleckiego, z takim oto obrazem: "Pogrzeb odbył się nazajutrz. Szybkim truchtem jechaliśmy we dwu za umykającą trumną na jakiś kraniec bezgranicznego miasta. Potem brnęliśmy otwartą, piaszczystą pustką cmentarza aż na skraj grobu, z obłymi brzegami, z których sypki miał zsuwał się siłą bezwładu. Było słonecznie i czarno od tego słońca. I niebo nad obcą płaskością stało wyżęte z koloru, niskie i ślepe". (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010. Zebrała i opracowała Mariola Pryzwan. Niektóre z tekstów - np. Leśnodorskiego - chyba zanadto zostały przez redaktorkę skrócone.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2010

Podobne artykuły