Obóz kondycyjny Wakara

Deszcz padał kolejny dzień. Niby początek kanikuły, a tu kałuże coraz potężniejsze. Wylały rzeki, pełne zwierza bory nasiąkły do cna beznadziejnym oczekiwaniem na koniec kataklizmu. Tylko pani w obuwniczym miała taki ruch, że jej się kalosze rozeszły (że zacytuję pogodnego klasyka). Ale generalnie - tragedia. Nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Wiadomo, że pierwsze przemokły łamy dziennika "Dziennik".

18.07.2007

Czyta się kilka minut

Tam właśnie red. Wakar zaprosił elitę znajomych krytyków teatralnych do ważkiej debaty. Właśnie tam rozpoczął się deszcz łez ronionych nad kondycją. Czyją kondycją? Korzeniowskiego? Naszych piłkarskich Orlątek? Pudziana? Nie. Dyskutują mianowicie nad "kondycją (sic!) krytyki teatralnej". Polszczyzna nie jest najmocniejszą stroną Wakara. Nie wymagajmy zbyt wiele, to tylko recenzent jednej z największych gazet w kraju, zastępca redaktora naczelnego działu kultura. Ale może Wakar niejakie braki we władaniu mową ojczystą jest w stanie zrekompensować? Może tak. A jak? Niewąskim intelektem i nieograniczoną ofiarnością w obronie etycznych pryncypiów. W tym celu zorganizował obóz kondycyjny w odcinkach. Udział wzięli: Tomasz Mościcki (PR), Elżbieta Baniewicz ("Twórczość") i sam selekcjoner Wakar. Brakuje jeszcze Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej ("Nasz Dziennik"), ale ona musi dobiec z Torunia. Jako kwiatek do kożucha zaproszony został także Łukasz Drewniak ("Przekrój"), ale on się wyłamał i szybko wyjechał.

Pozostali zaczęli płakać. Przenikliwie skonstatowali, że z kondycją jest haniebnie. "Polska krytyka teatralna spaskudniała. Grzeszy ideologizowaniem kultury, zaprowadzaniem szkodliwej dla sztuki monokultury, powiązaniami z popieranymi przez siebie teatrami i artystami, stygmatyzowaniem ludzi niewygodnych, brakiem kompetencji, a czasem zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości". Autorem tych gorzkich słów jest Tomasz Mościcki. Krytyk, który zasłynął m. in. tym, że kilka miesięcy temu podczas spektaklu w Krakowie wygłaszał głośne komentarze, chrząkał, sapał i wzdychał wraz z kolegą (Pawłem Głowackim - recenzentem lokalnym). Wtedy wyczyniał na widowni najdziksze brewerie, aktorom i widzom przeszkadzając, a teraz w tekście "Krytycy bez zasad" zarysował rysę. "Rysa dzieli środowisko na dwie części: tych, którzy wciąż pamiętają o zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości (niezbędnej dla uczciwego uprawiania każdego zawodu, zwłaszcza zaś naszego, polegającego wszak na osądzaniu innych), i na tych, którzy pewnych zasad zwyczajnie się wyzbyli, z wygody, dla doraźnych korzyści, dla szybkiego wejścia do historii polskiego teatru. Czasem ze strachu przed uznaniem za przedpotopową mumię". Mościcki zapłakał przedpotopowo. Ale, zaprawdę, nie nad sobą łka rzewnie. To szloch protestu. Deszcz rosił ziemię kolejną dobę.

Red. Wakar rozpętał to pandemonium, więc nie dziw, że w artykule nieestetycznie zatytułowanym "Krytycy modlą się do lustra" leje łzy czyste, rzęsiste nad krytyki teatralnej nikczemną kondycją. "Z góry obstawiać można, jak rozłożą się recenzenckie sympatie i antypatie". Ale Wakar oczywiście znalazł na to sposób. Mianowicie, aby uniknąć napisania nierzetelnej recenzji, on na spektakle nie przychodzi. "Na efekty nie trzeba było czekać. [Zagłaskiwany na śmierć] reżyser najwyraźniej uwierzył, że jest wielki. Wypuszczał coraz większe kurioza (nie oceniam dwóch jego ostatnich spektakli, bo ich jeszcze nie widziałem), a jego duma puchła i puchła". W ten sposób Wakar jest krytykiem obiektywnym i nieskalanym, który nakłuje zagłaskany balon i osuszy bagno. Recenzent, który nie przyszedł do pracy, gdyż był wakarował. Leniuszek? Nie, po prostu nie miał czasu, bo musiał wymyślić dla "Dziennika" dyskusję o etyce w teatrze.

Ale Wakar widzi światełko w tunelu. Jak każdy prawdziwy dżentelmen, jest dyskretny, pisze więc o "jednej z najzdolniejszych młodych polskich reżyserek". Otóż kiedyś Wakar "bezlitośnie zjechał jej przedstawienie". Ale teraz już może na łamach ją dopieszczać. Dlaczego? Gdyż młoda reżyserka doczołgała się do karzącego Wakara... i poprosiła o spotkanie. Od tego czasu redaktor reżyserkę ceni. I wyznaje trafnie: "Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy przecież we własną nieomylność. Artystyczną pozycję buduje się także na błędach, a te powinny być zauważane nawet przez najbardziej życzliwych krytyków". Ja na marginesie pragnę zauważyć, że każdy prawdziwy mężczyzna będzie Wakarowi wdzięczny za nowatorski sposób nawiązywania znajomości. Koniec z odzywkami typu: "Co tak wspaniała dziewczyna robi w tak parszywym miejscu jak to?". Zamiast tego trzeba "bezlitośnie zjechać". Ponieważ Wakar nasycił się kawą z reżyserką, nie dał się skusić kawą z premierem. Z Olimpu krytyków leją się łzy. Protest trwa. To lepsze niż blokady. Policja jest bezradna.

Tymczasem do spazmu dołączyła bodajże Baniewicz (tekstem "Nowa republika spłyciarzy"). Krytyczka z marszu wyznaje, że jest "porażona" relacją z dziesięciogodzinnego "Wallensteina", berlińskiego spektaklu Petera Steina. Więc łka za Steinem, którego dzieła osobiście nie widziała (ale z pewnością jest genialne, więc nie ma po co trudzić się podróżą). Baniewicz płacze, gdyż dostrzega w Polsce brak Steina.

Łkający Mościcki stosuje nawet groźby: "Być może moje pokolenie znudzone tym spsiałym polskim teatrem już niedługo powtórzy doświadczenie swoich profesorów i mistrzów. Niemal każdy z nich odchodził od krytyki teatralnej: udawał się w stronę badań historycznych, pracy translatorskiej, czasem poezji". Nie! Byłoby tragicznie, gdyby mistrz Mościcki się w tę stronę udał.

Więc uporządkujmy wyniki badań: Wakar nie ogląda spektakli, które mu się nie podobają, Baniewicz nie ogląda spektakli, które ją zachwycają, a Mościcki jako jedyny ogląda spektakle, ale przy okazji urządza konkurencyjny show na widowni. Nieskalani reprezentanci trzech do bólu rzetelnych form uprawiania zawodu płaczą po kolei w "Dzienniku" nad upadkiem etyki wśród krytyków. Innych. Tych nierzetelnych. W imię zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości.

Łzy ostatnich sprawiedliwych płyną już kolejny dzień. "Krąg niemożności już się zamknął - i będzie tylko coraz gorzej". Społeczeństwo ma przerąbane. Nie może wypocząć na przyrody łonie. Do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu wpływają roszczenia restauratorów z Sopotu. Zmokły im saturatory. Pielęgniarkom przemoczyło się białe miasteczko pod Łazienkami. Cały naród ma nadzieję, że premier w końcu się ugnie. Mościcki, Baniewicz i Wakar będą lać do odwołania, a jakby co - za­ostrzą. Postulaty: likwidacja nieodpowiednich, krnąbrnych teatralnych szczeniaków, i natychmiastowy powrót teatralnych cacuszek! Prawa wolna dla pokornych czterdziestolatków! A przede wszystkim: żądamy polskiego Steina, który walnie dziesięciogodzinnego "Wallensteina"! Na to muszą się znaleźć środki. Rząd odpowiada, że nie ma środków. Budżet "Wallensteina" nie zdzierży. Nie starczy na teatralne cacuszka. Impas? Nie.

Baniewicz wie, gdzie znaleźć pieniążki. Kiedyś napisała o tym w periodyku: wystarczy obciąć festiwalowe wyjazdy TR Warszawa. I budżet uratowan, a wręcz ozdrowion!

Gilowska wraca ze szpitala. Pielęgniarki wracają do szpitala. Wakara brać skuteczna. Najbardziej skuteczny protest społeczny od czasów Gandhiego został zakończony.

Rzetelni krytycy przestają płakać. Ocalili imponderabilia. Mościcki może osuszyć bródkę i udać się z kumplem do teatru, żeby troszkę zaszaleć na widowni. Porażona Baniewicz przez niebiańskie sześćset minut zastępczo wpatruje się w zdjęcie Steina. Zza chmur wyszło słońce.

To Wakar promienieje nad zbożową kawą czterdziestolatków. A pod teatrami zbierają się radosne tłumy. Wdzięczni widzowie masowo odlewają braci wakarów pomnik. Z betonu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2007