Obcy na wrzosowiskach

Do powieści Brontë brytyjska reżyserka podeszła z miłością, a zarazem zuchwale, dostrzegając w niej coś znacznie więcej niż romans dla pensjonarek.

16.04.2012

Czyta się kilka minut

„Andrea Arnold opowiedziała film pejzażem, obrazami budzącego się, to znów gnijącego życia.” / fot. Gutek Film
„Andrea Arnold opowiedziała film pejzażem, obrazami budzącego się, to znów gnijącego życia.” / fot. Gutek Film

Co takiego ma w sobie powieść Emily Brontë z 1846 r., że tak często sięgali po nią twórcy filmowi, z Luisem Buñuelem włącznie, a Kate Bush poświęciła jej swoją niezwykłą piosenkę z albumu „The Kick Inside”? Cóż takiego znalazła w jej gotyckich klimatach feminizująca reżyserka brytyjska Andrea Arnold, tak znakomicie sprawdzająca się przecież w drapieżnych tematach współczesnych, by przypomnieć jej poprzednie filmy „Red Road” (2006) i „Fish Tank” (2009)? Już prędzej samo powstawanie powieści „Wichrowe Wzgórza” mogłoby stanowić dla Arnold temat na film. Bohaterką byłaby jedna z utalentowanych córek pastora z hrabstwa Yorkshire, publikująca pod męskim pseudonimem, oszukiwana przez swego wydawcę i, choć spętana wiktoriańskim gorsetem, aż do śmierci w wieku 30 lat poszukująca niezależności i własnego głosu.

***

Do jedynej pozostawionej przez Brontë powieści brytyjska reżyserka podeszła z miłością, a zarazem zuchwale, dostrzegając w „Wichrowych Wzgórzach” coś znacznie więcej niż romans grozy przeznaczony dla pensjonarek. Jednakże zbyt ortodoksyjni wielbiciele tej książki mogą poczuć się nieco zawiedzeni.

Arnold historię mrocznej namiętności łączącej Heathcliffa i Katarzynę, przynoszącą zgubę kolejnym pokoleniom ich rodzin, zakończyła mniej więcej w połowie powieści. Przede wszystkim jednak przeczytała „Wichrowe Wzgórza” tak, jak się czyta poezję. Zrezygnowała z gęstej, wielogłosowej i wielowątkowej narracji na rzecz impresjonistycznych muśnięć. Opowiedziała swój film pejzażem, klimatem, fakturą rzeczy, obrazami to budzącego się, to znów gnijącego życia. Dlatego próżno szukać na ekranie epickiego rytmu czy dramatycznych zwrotów akcji. Prawdziwy dramat czai się w rozległych panoramach zamglonych wrzosowisk Yorkshire, w zmieniającym się kolorycie nieba i spowijającej wszystko zmysłowej aurze. Jakby na przekór konwencji wyznaczonej przez filmowe adaptacje prozy Jane Austen, w „Wichrowych Wzgórzach” niewiele się mówi, brak także muzycznej ilustracji. Pośród stłumionych szeptów i rozdzierających krzyków najgłośniej przemawia język natury – odgłosy wichru, burzy, szemrzących strumieni, tętent koni, jednostajne bzyczenie owadów... Pomimo XIX-wiecznego kostiumu, Arnold wybrała nowoczesny sposób filmowania: uwolnioną, ruchliwą kamerę i ciasne kadrowanie bohaterów. Przed nami rzadki przypadek literackiej adaptacji, która słowa przekłada na język czysto filmowy, a ponad porządek zdarzeń przedkłada prawdę emocji.

W Heathcliffie – tajemniczym znajdzie, który trafia do Wichrowych Wzgórz, by po latach wziąć odwet za złe traktowanie i zdradę ze strony ukochanej Katarzyny, współczesna reżyserka wyraźnie dostrzegła archetyp Obcego, Innego, Dzikusa, zagrażającego swojskiemu (choć opresyjnemu) porządkowi. By przybliżyć tę postać doświadczeniom współczesnego Europejczyka, zaangażowała do tej roli czarnoskórego aktora (powieściowy Heathcliff był Romem), podkreślając jego odmienność, nieokrzesanie i pogański rodowód. W filmie dominuje perspektywa raczej zaszczutego, cierpiącego odmieńca aniżeli demoniczny obraz Antychrysta, wyzierający z kart powieści. Współczesne „Wichrowe Wzgórza” to film o podeptanym uczuciu, dialektyce uzależnienia i społeczno-etnicznej różnicy. Tworzą one mieszankę wybuchową, która nadaje filmowi obsesyjny, rozgorączkowany ton. Naturalistyczna wizja człowieka zawiera w sobie podwójny pesymizm: idący za głosem gwałtownych uczuć Heathcliff w gruncie rzeczy tak samo przegrywa, jak Katarzyna, która, wybierając wykwintne salony próbowała te uczucia w sobie podeptać.

***

A więc i natura, i kultura jako źródła cierpień. Ów dyskurs snuje jednak Arnold jakby mimo woli. Jej wersja „Wichrowych Wzgórz” jest przede wszystkim dwugodzinnym seansem intensywnego doświadczania świata – wszystkim zmysłami, z dziecięcą zachłannością. Pamięci tych doznań oszukać nie sposób – będą one prześladować parę głównych bohaterów aż do końca. Film Arnold działa na nas z podobną siłą.  


„WICHROWE WZGÓRZA” – reż. Andrea Arnold, scen. na podst. powieści Emily Brontë Andrea Arnold i Olivia Hetreed, zdj. Robbie Ryan, wyst. Kaya Scodelario, James Howson, Nichola Burley, Oliver Milburn i inni. Prod. Wielka Brytania 2011. W kinach od 20 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012