Niezdolni do szczęścia

ANNA MATEJA: - Wojtek ma 19 lat: chce mieć pracę, zapewnić legalny pobyt w Polsce ukochanej kobiecie i spokojnie żyć. Czyści kominy przemysłowe, pracuje w chlewni, ale ostatecznie zaczyna się zajmować odzyskiwaniem długów dla miejscowego biznesmena-gangstera. Czy obraz rzeczywistości, w której zło wydaje się nieuniknione, wręcz wiszące nad człowiekiem, jest przekonujący i prawdziwy?

22.11.2006

Czyta się kilka minut

JOANNA HEIDTMAN: - Ten film jest jak psychoterapeuta, który ujawnia kompleksy i trudności pacjenta nie po to, by go wyleczyć, ale by potwierdzić swoje kompetencje i przedstawić siebie jako osobę wszechwiedzącą i analizującą.

ANNA GIZA-POLESZCZUK: - Coś podobnego irytuje mnie w "kinie moralnego niepokoju", które, inaczej niż np. kino czeskie, pokazywało poprzedni ustrój nie tyle w jego codziennej i małostkowej obrzydliwości, ale przez pryzmat mitów i dramatów, w których używa się pojęć zła i dobra jako ścierających się manichejskich sił. Moralny niepokój zmienił tylko swoją twarz: ryzyko czy konieczność zdrady ideałów w socjalizmie zastąpiło upodlenie w kapitalizmie. To w naszej sztuce, nie tylko filmowej, jest wyjątkowo trwałe - bezustanne wywlekanie brudnych stron.

Byle się nie szarpać

- A jeśli te "brudne strony" najbardziej nas przejmują?

JH: - Tylko że nic z tego nie wynika! W filmie istnienie zła i trudności wyjaśniane jest poprzez człowieka, a nie przez okoliczności, wobec których można się zdystansować i je zmienić. Jakie to smutne i jakie polskie... Wszystkim nam zależy, by żyło nam się lepiej, byśmy mieli lepsze relacje między sobą, ale zamiast zmienić swoje nastawienie na myślenie w kategoriach: "co jest możliwe do zrobienia", zachowujemy się, jakbyśmy byli skazani na okoliczności, w jakich przyszło nam żyć. Wyjaśnianie trudności samym człowiekiem - jego naturą bądź "polactwem" - powoduje, że wychodzimy z kina i... nic więcej! Tymczasem sztuka, nawet gdyby miała być najtrudniejsza i najbardziej okrutna w swoim wyrazie, na końcu ma dawać odbiorcy wskazówkę, nadzieję na coś, co może zrobić. Film "Z odzysku" takiej nadziei nas pozbawia.

AGP: - Bohaterowie filmu, co też jest bardzo polskie, są niezdolni do odróżniania uczynku od człowieka, tak więc cokolwiek robią, są odbierani przez innych jako ci, którzy "zdradzają się" ze swoją tożsamością, odsłaniają przed innymi. Godzimy w nasze dusze - to inny aspekt przekonania, że wszystko tłumaczymy człowiekiem, a nie okolicznościami. A podskórnie czai się w tym tragiczno-bohatersko-nierealistyczna figura człowieka, który może się zaprojektować i żyć, nie licząc się z okolicznościami. Toż to bohater romantyczny!

JH: - Czasem, gdy pomaga się ludziom, gdy terapia zmierza do rozwiązania ich problemów, w ludziach odzywa się opór, bo cecha "mam problem" jakoś ich wyróżnia i nie chcą, by ich tego pozbawiać. Czy z Polakami nie jest podobnie? Mamy to nasze polactwo, tę naszą naturę i tragizm - i tak ni stąd, ni zowąd mamy się tego pozbawić?

AGP: - Jak to dobrze być brzydkim kaczątkiem, czyż nie?

- Wojtek wcale nie chce nim być. On chce być porządnym obywatelem, nawet trochę mieszczaninem: chce mieć pracę, spokojne życie - "byle tylko się nie szarpać".

JH: - Ta mała realpolitik jest jak najbardziej zrozumiała i nie ma w tym niczego złego. Problem w tym, że bezustannie dowiadujemy się, także z tego filmu, że to niemożliwe.

AGP: - Czy jesteśmy przekonani, że Wojtek tego właśnie chce? On wydaje się być przygotowany do życia w przymusie, jemu wydaje się, że to normalne ciągle robić coś, czego się nie chce. Bo jaką alternatywą jest chlewnia i gangsterstwo? To też jest jakaś "romantyczna reminiscencja": przekonanie, że dorosłość i tzw. normalne życie jest związane z wyrzeczeniem się swojej wielkości. Trzeba stać się małym. Podobnie w filmie: chcesz spokojnie żyć z ukochaną? No to pracuj w chlewni albo stań się gangsterem. Tam nie ma miejsca na radość, bo dominuje przekonanie, że za możliwość prowadzenia dorosłego życia trzeba zapłacić jakąś cenę. Nic dodać, nic ująć - współczesna wersja "Cierpień młodego Wertera". Umrzeć za wartości, poniżyć się - to jest to.

Dlaczego Wojtek nie bierze pod uwagę, np. dalszej nauki albo pracy w urzędzie? Zauważcie, że on w każdej swojej pracy czyści brudy tego życia. Czy jest to komin, czy chlewnia, czy odbieranie długów, za każdym razem taple się w czyichś brudach, chodzi po dnie życia.

JH: - W tym sensie to bohater tragiczny - czego by nie robił, jest wciąż w tym samym miejscu, jakby ciążyło nad nim fatum. Znowu pojawia się myślenie, że nie mamy mocy kształtowania rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, a nasze losy determinuje prawie że unoszące się nad nami przeznaczenie i choćby nie wiem jak układała się nasza historia, indywidualna czy zbiorowa, na końcu musi być klęska.

AGP: - Nasza sztuka nie wykreowała obrazu normalnego życia, akceptowanego i poruszającego. To Mannowscy Buddenbrookowie byli godni; nasz Wokulski... miał czerwone ręce, odmrożone na Syberii, i nie stał się, jako kupiec, bohaterem narodowym. Miotamy się: albo tkwimy w złu, z którego nie potrafimy się wyrwać, albo tęsknimy za jakimś Kordianem na szczycie Mont Blanc. Nie ma natomiast prawdziwego życia, życzliwego dystansu, jaki znajdujemy chociażby w bohaterach książek Milana Kundery, którzy może i są trochę żałośni, ale jednocześnie głęboko ludzcy. Widać w nich wielkość prawdziwego życia zwykłego człowieka.

JH: - Skoro tyle rozmawiamy o zachowaniach, przyjrzyjmy się przekonaniom, w oparciu o które kształtujemy swoje postawy. Można je badać za pomocą powiedzeń ludowych, przekazów baśniowo-legendowych, tego, co i jak ludzie mówią. Ciekawe, ile jest wśród nich takich, które mówią o tragizmie czy przeznaczeniu? Może dowiedzielibyśmy się też, czy wciąż pokutuje u nas przekonanie, że cierpienie uszlachetnia, więc, choćby podświadomie, dążymy do jego przeżywania, bo przecież każdy z nas chce się uszlachetnić. To wcale nie jest wymyślone! Pamiętam z terapii kobietę, która ciągle narzekała, że tyle pracuje, a nigdy nie zarabia. Wypytywałam ją o przekonania i okazało się, że jednym z głównych jej powiedzeń było, że pieniądze szczęścia nie dają. No toż ona chciała być szczęśliwa, a nie bogata! I robiła wszystko, by przypadkiem nie mieć za dużo pieniędzy. Z badań naszych narodowych przekonań sporo moglibyśmy się dowiedzieć o naszych zachowaniach i przegranych.

AGP: - I może wtedy zrezygnowalibyśmy z pozowania na ofiarę? Przecież to zapewnia komfort moralnej wyższości, a bycie mesjaszem narodów wciąż się w naszej duszy tli. To wręcz kod genetyczny naszej literatury.

Cóż, słaby był

- Dlaczego główny bohater tak szybko ulega złu? Nie jest ani osobą zdemoralizowaną, ani łatwo ulegającą wpływom innych. To brak odporności? Chęć przystosowania się do niełatwego życia?

JH: - Ależ on wcale łatwo nie ulega - walczy i stara się znaleźć jakieś wyjście, co film dobrze pokazuje: zmiana nie dokonuje się z dnia na dzień, ale pod wpływem nacisków, niemożności, współzależności. I dzieje się to małymi krokami. Widać, że Wojtek jest osobą z jakimś systemem wartości, norm i przekonań, wedle których stara się żyć. I kiedy pojawia się pierwszy, jeszcze słaby dysonans poznawczy między tym, w co wierzy, a tym, co robi, mocno to przeżywa. W takiej sytuacji albo musimy zmienić myślenie, albo zachowanie. Wojtek nie chce zmienić myślenia i rezygnuje z pracy ochroniarza w dyskotece miejscowego gangstera, ostatecznie jednak, chcąc pomóc w utrzymaniu swojej dziewczyny i jej dziecka, wraca tam, i to na całego. A że powoli zmienia myślenie, dość łatwo przychodzi mu bicie dłużników czy poniewieranie nimi. Myślenia dojrzałej osoby nie można jednak całkowicie zmienić, stąd ciągłe mocowanie się z sobą, pogubienie się... Przypomina się przestroga filozofa: żyj tak, jak myślisz, bo inaczej zaczniesz myśleć tak, jak żyjesz.

AGP: - Przypomnijmy jednak kontekst psychologicznej przemiany Wojtka. Chłopak był otoczony ludźmi, którzy jego, obciążonego nadludzką odpowiedzialnością, pozostawili samemu sobie. Tak zachowała się Katia, jakby nie było dorosła kobieta z dzieckiem i po przejściach, która mówi do niego: "Słuchaj, ja już nie mogę wytrzymać: nie mam prawa do pobytu w Polsce, mam dość obsługiwania staruszek, a Andriej nie może chodzić do szkoły". Jednym słowem: ratuj, pomóż.

- Ale też nie stroni od wyrzutów: "Ty nawet pracy nie potrafisz utrzymać" - i Wojtek wraca do pracy u gangstera.

AGP: - Przeprasza go za to, ale pewnych słów cofnąć nie można - wiszą w powietrzu, dzielą. Czy to możliwe, by dziadek Wojtka, matka i Katia nie widzieli, jak drogie mieszkanie wynajmuje i jakim jeździ samochodem? Przecież w tym zubożałym śląskim miasteczku to musiało rzucać się w oczy. Tymczasem w filmie nikt niczego nie widzi... Z drugiej strony, jakie to "nasze" - stać i patrzeć, jak ktoś się miota z nadludzkim ciężarem, z którym nie jest w stanie sobie poradzić. A gdy mu się ostatecznie nie udaje i pada pozbawiony sił, podsumowujemy wysiłki: "No cóż, słaby był".

- Nie jesteśmy bliźnimi, ale świadkami albo kibicami.

AGP: - Właśnie - nie umiemy współodczuwać. W filmie na dodatek nikt z nikim nie rozmawia. Porozumienie czy rozmowę zastępuje komunikacja, przez co Wojtek jest rozpaczliwie samotny - wszyscy od niego czegoś oczekują, ale nikt go nie wspiera. Kiedy Katia odchodzi, oburzona, że Wojtek katuje ludzi dla ściągania długów, jakby nie było ewidentne, że robił to dla niej, przygarnia ją dziadek Wojtka, jednocześnie wyrzekając się wnuka-bandyty... Wojtkowi wymierza się jakby podwójny cios: odwracają się od niego ci, z powodu których dopuszczał się tylu gwałcących jego samego okropności, którzy nigdy nie okazali mu wsparcia, a na końcu jeszcze surowo go osądzono. Dla dziadka ważniejsze było pielęgnowanie swojego poczucia bycia surowym strażnikiem wartości, rygorystą moralnym, który "się nie ugiął". Przyznam, że scenariuszowo jest to dla mnie niezrozumiałe i mało prawdopodobne.

JH: - Wojtek jest przerzucany z rąk do rąk - ciągle robi coś dla innych: bo Katia potrzebuje pomocy, bo kolega prosi o "załatwienie" pracy itd. On nie żyje proaktywnie, ale reaktywnie, inaczej starałby się przejąć inicjatywę, rozmawiać, znaleźć inną pracę. W tle czai się przestroga - nie ustawiaj życia pod innych. Mamy przecież wewnętrzny kompas, którym są nasze wartości, i gdy skupiamy się tylko na robieniu czegoś dla innych, on zaczyna się rozregulowywać. Gdybyż Wojtek został chociaż tym "niedobrym wygranym" - dręczył ludzi, ale zbił fortunę, uszczęśliwił najbliższych, z czasem pogodził się ze swoimi wyborami. Tymczasem on kończy jako podwójny przegrany i zostaje z niczym.

AGP: - Jest w filmie charakterystyczny moment - odtrącenia Wojtka przez trenera klubu bokserskiego. Chłopak walczył za pieniądze na jakichś pokątnych ringach, ale czy trzeba było go za to aż wyrzucać? I to bez dyskusji? I co on wówczas miał ze sobą zrobić? Jako społeczeństwo preferujemy kulturę osądzania, na dodatek ludzi, nie ich czynów. Nieprzypadkowo z badań tomograficznych mózgu wynika, że gdy kogoś karcimy, włącza nam się ośrodek przyjemności... Osądzamy i bez przerwy czujemy się osądzani przez innych - to właśnie blokuje w nas jakąś proaktywność. Bez przerwy żebrzemy o akceptację, staramy się przypodobać albo chociaż specjalnie nie wychylać, by nie dostać po łapach. Tak wychowujemy dzieci! Nie słyszę: "pobrudziłaś sukienkę - idź ją teraz uprać", tylko "grzeczne dziewczynki się nie brudzą". Czego więc oczekujemy od chłopaka, który wzrastał w obecności autorytarnego dziadka, uważającego, że jest nieomylny...

Domyśl się sam

- Ale on to jedynie daje do zrozumienia.

AGP: - To następna cecha naszej kultury - "domyśl się sam". Wojtek żyje w świecie niedopowiedzeń - nikt mu nie powie, o co chodzi - i jednocześnie pod nieustannym pręgierzem osądzeń.

JH: - Wojtkowi łatwo przekroczyć granice i wciągnąć się w wir zła, ponieważ jego wychowywanie było prawdopodobnie tresurą w spełnianiu cudzych oczekiwań. Dlatego nie tylko odnajduje się w gangsterskim fachu, ale osiąga dość wysoką pozycję i zdobywa zaufanie szefa. Wewnętrznie nadal się nie zgadza z tym, co robi, ale jest sprawny, bo idealnie przygotowany na realizację cudzych wymagań, szczególnie gdy są jasno podane.

AGP: - Więcej: jest na tyle inteligentny, by móc twórczo, w zależności od okoliczności, narzucone reguły stosować. W przeciwieństwie do socjopatycznego kolegi ze złamanym nosem, który bierze psy ze schroniska, by nauczyć nowicjuszy strzelania do żywych stworzeń, Wojtek podoba się szefowi, bo jest normalny.

- Szef zwierza mu się zresztą, co prawda dopiero wówczas, gdy się upił, że jedyne, czego się boi, to tego, że konsekwencje jego czynów dotkną jego dzieci.

JH: - To chyba jedna ze wskazówek, jak rozumieć tytuł "Z odzysku" - to, co zrobiliśmy, krąży po świecie i kiedyś tam, pod zmienioną postacią, uczynione zło do nas powróci. Nawet cyniczny szef Wojtka to przeczuwa, choć dopiero w stanie alkoholowego oszołomienia jest w stanie to wypowiedzieć.

AGP: - Może dlatego te dzieci bawią się w zabijanie? Może to swoisty "kurs samoobrony"? W filmie widać też naszą niezdolność do brania współodpowiedzialności, wolimy podzielić sobie ludzi na winnych i ofiary: dziadek nie czuje się odpowiedzialny, ani Katia, mimo że wspólnym wysiłkiem wykreowali cały dramat. A przecież życie społeczne polega na współuzależnieniu i godzeniu się na ponoszenie konsekwencji wspólnych działań. Polakom przyjęcie takiej zasady przychodzi z trudem i jest to największa społeczna przeszkoda w transformacji.

Widać też, że Wojtka wychowano w przekonaniu, iż dorosłe życie polega na ciągłym zmuszaniu się do wykonywania czegoś, na co nie ma się ochoty. Przeprowadziłam kiedyś ze studentami badanie na temat mentalnego wchodzenia w dorosłość - młodzi mieli zaprojektować planetę dorosłości. Okazało się, że wygląda ona jak chlewnia: dla młodych dorosłość oznacza wyrzeczenie się ideałów i aspiracji, kierat.

JH: - To już wiemy, dlaczego nie chcą dorastać. Kto chciałby żyć w chlewie?

AGP: - Wolą życie "międzyplanetarne", między planetą dzieciństwa a dorosłości; np. związek - tak, ale nieformalny i bez dziecka. Korzenie tej niedojrzałości tkwią gdzieś w "Odzie do młodości", w jej nierealistycznym idealizmie, założeniu, że życie zwykle wymaga wyrzeczenia się swej niezwykłości.

JH: - Z tego wniosek, że potrzebujemy pragmatycznych, pozytywnych wzorów. Dlaczego młodzi mieliby inaczej dorosłość sobie wyobrażać, skoro mają w pamięci swoje udręczone matki-Polki, walczących ojców, ustawiczne zmaganie się z niedomogami życia codziennego? Życzyłabym sobie, by podczas obecnych, masowych wręcz wyjazdów młodych za granicę nauczyli się tam innego dorosłego życia - takiego, którego nie trzeba się już bać. By potem wrócili i zaszczepili je tu.

AGP: - I może wtedy nasi twórcy przestaną tragizować i pozycjonować się na moralistów, którzy patrząc ze swoich wyżyn na to nędzne życie, mówią: "Cóż, znowu ci, Wojtek, nie wyszło". Jakbyśmy nie potrafili być szczęśliwi. Może potrzebujemy narodowego planu terapii?

JH: - Ale terapii nastawionej na rozwiązanie naszych problemów, a nie terapii psychoanalitycznej, kiedy międli się z pacjentem w kółko jego faktyczne lub wymyślone niedomogi z przeszłości. To nikomu nie służy.

***

- Zło w filmie wydaje się bliskie, pulsujące pod powierzchnią tzw. normalnego życia. Jest tak w istocie?

JH: - U nas dobro i zło nie jest tak wyraźne jak w filmie, gdy Wojtek słyszy od trenera: albo bierzesz udział w nielegalnych walkach, albo trenujesz w klubie. Nasze zło pełznie małymi krokami. Pokazuje to też żywa obecnie dyskusja o szkole: jeżeli dzieci widzą, że ojciec kombinuje, by nie płacić zbyt wysokich podatków, coś "załatwia", matka przekracza prędkość albo nie używa pasów bezpieczeństwa - od maleńkości widzą, że granica między białym i czarnym jest zatarta. I tak zaczynają żyć.

AGP: - Obecność zła jest nieuchronna. Problem w tym, że ono przestaje być wyjaśnialne. Bo jak zrozumieć np. napad na staruszkę albo zabójstwo z powodu kilkuset złotych? Gdy zło ma jasne reguły, daje się poznać i staje się przewidywalne - wiemy, do jakich dzielnic nie wchodzić, jakich ulic unikać po zmroku. Gdy ich nie ma, przestajemy sobie ufać, nauczeni doświadczeniem, że zło może pokazać twarz w najmniej spodziewanym momencie.

  • Dr ANNA GIZA-POLESZCZUK pracuje w Zakładzie Psychologii Społecznej Instytutu Socjologii UW. Jej zainteresowania naukowe dotyczą rodziny, socjologii ewolucyjnej i marketingu w perspektywie socjologicznej. Ostatnio wydała książkę: "Rodzina a system społeczny".
  • Dr JOANNA HEIDTMAN pracuje m.in. w Zakładzie Badania Procesów Grupowych Instytutu Socjologii UJ. Prowadzi badania eksperymentalne dotyczące władzy i konfliktu, a jej zainteresowania obejmują też zagadnienia psychologii społecznej: komunikacji międzyludzkiej, kreatywności, konfliktów i negocjacji. Jest trenerem, konsultantem zarządzania i doradcą rozwoju osobistego. Ostatnio wydała książkę: "W zgodzie z sobą, w zgodzie z innymi".

O filmie "Z odzysku" pisała Anita Piotrowska w relacji z Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni ("TP" 39/06).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006