Nieobramowani

Ludzie nie giną wyłącznie na wojnie, ale także w ślepej plamce naszego oka. Właśnie tam, w nieczynnym punkcie percepcji, przepadają bez wieści.

18.03.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Dinuka Liyanawatte / REUTERS / FORUM
/ Fot. Dinuka Liyanawatte / REUTERS / FORUM

Jeden z najważniejszych konfliktów współczesności, w którym wszyscy (świadomie lub nieświadomie) uczestniczymy, który wszystkich nas dotyczy i wobec którego wszyscy musimy zająć stanowisko, toczy się między dwoma rodzajami życia: życiem biologicznym i życiem poetycznym. Uprzedzę od razu, że nie chodzi o spór między stronnikami świętości życia i osławioną cywilizacją śmierci. Opozycja ta – dzieląca rzeczywistość społeczną za pomocą topora – uniemożliwia nam wgląd w realne napięcia i antagonizmy, które determinują dziś nasze życie.

Konflikt między biologicznością i poetycznością rozgrywa się gdzie indziej – jego śladów nie powinniśmy szukać wyłącznie w przestrzeni publicznej, na scenie dziejów, na cywilizacyjnej arenie, lecz w sobie.

Brak możności tworzenia

Z całą pewnością walka, o której tu mowa, toczy się o życie, o jego definicję, o sposób, w jaki je przedstawiamy, a także o wszelkie zabiegi, za pomocą których nim dzisiaj zarządzamy (o ile w ogóle dysponujemy takimi możliwościami). Życie biologiczne lub inaczej nagie życie to istnienie sprowadzone do swego fizjologicznego czy materialnego poziomu.

 Wyobraźmy sobie istotę ogołoconą z wszelkich atrybutów tożsamości, pozbawioną praw społecznych, środków komunikacji i możliwości swobodnego działania. Wyobraźmy sobie uchodźcę, który znalazł tymczasowe schronienie na terenie jakiegoś zachodniego państwa, w jakimś mieście, w jakimś ośrodku dla azylantów, a jeśli nie w ośrodku, to przynajmniej w budynku wskazanym przez władze, a jeśli nie w budynku, to chociaż na jakimś skwerku lub wyznaczonym placu. Oto człowiek, który wiedzie – czasem blisko naszych domów, w pobliżu naszego miejsca pracy, niedaleko naszej ulubionej ścieżki spacerowej – życie wyłącznie biologiczne. Wypadł z systemu komunikacji, tożsamości, politycznych identyfikacji i społecznych więzi. Jego egzystencja – jako że nie oddziela go od sfery władzy żaden bufor, żadna reprezentacja, żadne prawo, żadna forma – jest wydana na łup mechanizmów zarządczych, przed którymi nie może się obronić inaczej niż za pomocą agresji, potwierdzającej jedynie jego bezsilność.

Życie poetyczne – wbrew swej nazwie – nie musi mieć nic wspólnego z tym, co tradycyjnie nazywamy poezją (wiersze, poematy, proza poetycka etc.). Jego związek z poezjowaniem należy rozumieć zgodnie z etymologicznym znaczeniem greckiego czasownika poiein: robić, działać, tworzyć, wytwarzać, lepić, formować, modelować. Poetycznie (a nie poetycko, jak chciał Heidegger) żyje człowiek wtedy, gdy ma możliwość kształtowania swej egzystencji, nadawania jej formy (czy raczej: różnych form). W „Kategoriach” Arystoteles zwraca uwagę na fakt, że poiein odsyła do dynamicznej przemiany czegoś lub kogoś, zawsze wiąże się z ruchem i oddziaływaniem (co znajduje odbicie w sformułowanej przez filozofa definicji: pojawiają się w niej wyłącznie czasowniki w stronie czynnej). Giorgio Agamben sugeruje, że poetyczny rodzaj życia – w którym za pomocą różnych narzędzi (z poezją i sztuką na czele) wytwarzaliśmy formy alternatywne względem empirycznie danego świata – jest dziś w zasadzie nieosiągalny. Utraciliśmy możliwość działania, nasze twórcze dyspozycje zostały zniszczone, a siły, które niegdyś służyły formowaniu egzystencji, uległy dezaktywacji. Nie zauważyliśmy tej radykalnej przemiany, nie dostrzegamy jej konsekwencji, które objawiają się w codziennym życiu każdej i każdego z nas. Los uchodźcy wydaje się różny od naszego, a jednak z pewnej perspektywy my także wiedziemy życie biologiczne.

Poza utratą i odkupieniem

Jaką rolę pełni w tej walce poezja? Czy wiersz może przeciwstawić się procesom, które wywłaszczają nas z formy, wydzielają w nas nagie życie i wskazują miejsce, w którym to ogołocone istnienie będzie (jest!) poddawane kontroli? Agamben przypisuje poezji (a ogólniej: całej sztuce) dwie funkcje. Z jednej strony jest ona sferą, w której konfrontowani jesteśmy z doświadczeniem utraty. Wiersz nie jest dziś opowieścią o świecie i zamieszkujących go ludziach, nie jest fikcyjną alternatywą dla otaczającej nas rzeczywistości, lecz powtarzaną w nieskończoność historią o niemożliwości tworzenia. Za jego pomocą nagie życie raz po raz żegna się ze swymi formami i z narzędziami, które niegdyś służyły do ich rychtowania. Z drugiej strony poezja może również przezwyciężyć (jeśli nie na trwałe, to choć na krótko) ów stan biologicznego bezwładu. Jeśli życie biologiczne jest również życiem zwierzęcym, to wiersz próbuje przywrócić nam możliwość doświadczenia, niejako zawrócić nas do chwili, w której wyobrażenie innej egzystencji nie było wyłącznie złudzeniem, lecz realną szansą.

To prawda, że współczesny wiersz bardzo często opowiada o swych wewnętrznych ograniczeniach i objawia nam rzekomą prawdę na temat zerwanych więzów, które niegdyś łączyły język i świat. Wiem, jak silna i wpływowa jest ta negatywna tradycja poezjowania (jej początków powinniśmy szukać w drugiej połowie XIX wieku). Niemniej nie podzielam Agambenowskiego przeświadczenia, zgodnie z którym poezja może się dziś spełniać wyłącznie w inscenizowaniu utraty i szukaniu szans na odkupienie.

Wróćmy na chwilę do naszego uchodźcy, któremu wyznaczono we wspólnej przestrzeni określone miejsce. Ten punkt może być widoczny z naszego okna, możemy przechodzić obok niego każdego dnia, a jednak nie znaczy to wcale, że pojawia się on (punkt i uchodźca) w polu naszej percepcji. Z zadziwiającą łatwością rugujemy z pola widzenia to, co z jakiegoś powodu wydaje nam się niewygodne (jest inne, nowe, niepokojące, niejasne etc.). Nieco trudniej (ale tylko odrobinę) przychodzi nam wsparcie dla siłowego rozwiązania problemu owego „kłopotliwego” sąsiedztwa. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego, że nasze ramy poznawcze, etyczne i polityczne obejmują tylko niektóre rodzaje życia. Istnienie pewnych ludzi jest dla nas ważne – troszczymy się o nie, chronimy je, gdy zaś zostaje utracone, opłakujemy. Egzystencja ludzi, których w niniejszym tekście nazywam umownie uchodźcami, znajduje się poza wspomnianymi ramami. W wyniku działania rozmaitych impulsów (redukcjonistycznych systemów wartości, ideologii, mechanizmów kontroli, politycznych strategii...), których nie mogę tu wyczerpująco opisać, w naszym spojrzeniu pojawia się ślepa plamka. Ludzie nie giną wyłącznie na wojnie, ale także w tym szarym obszarze naszego spojrzenia. Właśnie tam, w nieczynnym punkcie percepcji, przepadają bez wieści.

Żądanie Antygony

Pamiętacie gest Antygony? Wbrew zakazowi władcy grzebie brata, który w efekcie swych czynów stał się wyrzutkiem. Klasyczna interpretacja tragedii Sofoklesa zwraca uwagę na konflikt między zobowiązaniami rodzinnymi i powinnościami, jakie narzuca nam władza. Dużo ciekawsza wydaje mi się wykładnia Judith Butler, która podkreśla społeczne konsekwencje działania bohaterki. Otóż Antygona zmienia ograniczoną percepcję swojej wspólnoty. To, co zostało uznane za życie niegodne opłakiwania (a co za tym idzie – unieważnione), na powrót pojawia się w polu widzialności. Zostaje wyprowadzone z mroku, wydobyte z biologicznej klatki i wprowadzone między żywych. Żeby zmianie uległy nasze przeświadczenia epistemologiczne, etyczne i polityczne, potrzebna jest – jak przekonuje Butler – transformacja emocji, przekształcenie afektów. Musimy poczuć, by na coś zwrócić uwagę. Musimy ująć jakieś życie w ramy, by je dostrzec. Ale to nie wszystko. Żądanie Antygony sięga dalej: bohaterka chce, by wspólnota uznała życie jej brata za godne opłakiwania, czyli życie, które zostało przeżyte.

I właśnie na tę sferę może oddziaływać wiersz, choć niechętnie akceptujemy go w takiej roli, powołując się na nowoczesne koncepcje sztuki, zgodnie z którymi poezja – by uniknąć śmieszności i sentymentalizmu – nie może odwoływać się bezpośrednio do afektów.

Ten osobliwy zakaz – najczęściej przychodzący ze strony ekspertów (krytyków, teoretyków i filozofów) – znajduje swój odpowiednik w edykcie władzy. W jednym ze swych tekstów Butler przywołuje opublikowane przed kilkoma laty wiersze więźniów z Guantánamo. Dwadzieścia dwa utwory, które jakimś cudem ocalały i zostały wydane wbrew zakazowi amerykańskiego Departamentu Obrony. W specjalnym oświadczeniu tego ostatniego czytamy, że teksty przetrzymywanych w więzieniu są niebezpieczne, wręcz wywrotowe tak ze względu na swą treść, jak i formę.

Czego w tym przypadku obawiała się władza? Zmiany społecznej percepcji, emocjonalnego wstrząsu, w wyniku którego zmieniłyby się ramy życia uznawanego za zasługujące na ochronę i godne opłakiwania.

Ludzie wytrzebieni z wszelkiej formy, bici i poniżani, ludzie zredukowani do czystej biologii, nieobramowani, uznani przez innych za nie-ludzi piszą wiersze, a następnie – omijając cenzurę – podają je dalej: poza mury więzienia.

Gdy w konflikcie między życiem biologicznym a poetycznym szala przechyla się na stronę tego pierwszego, wiersz ma do odegrania ważną rolę.

I odegra ją, o ile w ogóle uznamy go za przykład poezji.  


GRZEGORZ JANKOWICZ (ur. 1978 r.) jest redaktorem działu kultury „Tygodnika Powszechnego”, wiceprezesem Fundacji Korporacja Ha!art, dla której redaguje serie „Linia krytyczna” i „Proza obca”. Juror Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS. Dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Europejski Poeta Wolności 2014