Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żyje w końcu tylu świadków, są archiwa, a normalne procedury wydawnicze zakładają, że nawet teksty bardzo poważnych autorów uważnie czytają redaktorzy. Minęło dziewięć miesięcy i "Wstańcie, chodźmy!" trafiło do księgarń.
Papieskie wspomnienia omówił już na tych łamach Redaktor Naczelny (“TP" nr 21/04), koncentrując się - i słusznie - na ich warstwie merytorycznej. I on, i inni recenzenci zmilczeli o rzeczach, których przecież przy spokojnej lekturze nie sposób nie zauważyć, a których w “niesłychanej wagi świadectwie" być po prostu nie powinno. Pomińmy niewielkie nieścisłości, jak ta dotycząca okupacyjnej pielgrzymki akademickiej na Jasną Górę (szczegóły, zatarte już w pamięci Papieża, przywołał na tych łamach Tadeusz Ulewicz - przecież i z Watykanu, i z wydawnictwa św. Stanisława można było do niego zadzwonić...). Są w książce błędy jaskrawsze. “Potem jednak, muszę zaraz przyznać, okazało się, że jeszcze wiele razy pływałem, nabierając sił na kajaku na wodach rzek i jezior Mazowsza" (str. 17; chyba chodzi o Mazury). “Jest to część dawnej katedry, z czasów króla Bolesława Krzywoustego" (str. 23; Bolesław Krzywousty był księciem). Datę podniesienia biskupa Bolesława Kominka do godności kardynalskiej pomylono o osiem lat (stało się to w 1973 roku, a nie - jak czytamy na str. 30. - w 1965 roku). Z fragmentu na str. 105. wynika, że między Zbigniewem Oleśnickim a Adamem Sapiehą jedynymi w Krakowie biskupami z tytułem kardynała byli Dunajewski i Puzyna (a Fryderyk Jagiellończyk? Jerzy Radziwiłł? Bernard Maciejowski? Jan Albert Waza? Jan Aleksander Lipski?).
Wielkim atutem książki jest żywy, “mówiony" język (“pod tym względem to był geniusz" - komentuje Jan Paweł II godziny spędzane w konfesjonale przez bł. Honorata Koźmińskiego; “musieliśmy potem pędzić - jak to się mówi - jak wariaci"...). Ale przecież i w nim można uniknąć błędów. “Ta wielotysięczna dzielnica była zamieszkała" (str. 67, powinno być “zamieszkana"); “nie sposób wymienić wszystko" (str. 82, powinno być “wszystkiego"). Rzucają się w oczy powtórzenia, charakterystyczne właśnie dla języka mówionego, ale przecież do wyeliminowania w druku (trzykrotne wyznanie, że Autor bardzo lubił wizytować parafie, dwukrotnie podana informacja, że ks. prałat Motyka był w tych wizytacjach cennym przewodnikiem). Dodajmy do tego, o zgrozo, literówki...
Szkoda, że w trakcie przygotowania książki zabrakło kompetentnego redaktora-adiustatora. Bo potem wina spada na Autora. A On, zapytany, z pewnością by powiedział: “nie redagujcie mnie na kolanach, redagujcie mnie dobrze". Cała nadzieja w tym, że przed nami dalsze wydania tej pięknej książki.