Nie ma wzrostu bez rozwoju

Stanisława Golinowska: W latach 90. chodziło głównie o to, by problemy społeczne nie zatrzymały przemian ustrojowych. Dziś widać, że brak właściwej polityki społecznej ogranicza nasz rozwój. Rozmawiał Ryszard Holzer

21.07.2009

Czyta się kilka minut

Ryszard Holzer: Boi się Pani społecznych skutków kryzysu? Masowych zwolnień, bezrobocia, bankructw…

Stanisława Golinowska: Nie boję się politycznych konsekwencji kryzysu w sensie rewolucji czy zamieszek. Ale boję się dłuższego zatrzymania dynamicznego wzrostu gospodarczego i "dryfowania" na poziomie -1 do +2 proc. wzrostu PKB, bo to dla nas za mało. Nieżyjący już prof. Jan Mujżel, przewodniczący rozwiązanej w 2005 r. Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów, której byłam członkiem, mawiał, że silny wzrost gospodarczy jest w Polsce potrzebny jak powietrze ze względu na specyfikę naszego rozwoju - z jednej strony zapóźnienie gospodarcze, a z drugiej wchodzenie nowych technologii, szybko zwiększających produktywność i w konsekwencji ograniczających popyt na pracę. Wzrost rzędu 1-2 proc. nie tworzy obecnie miejsc pracy i nie zwiększa zatrudnienia.

Z tworzeniem miejsc pracy od lat mamy problem. Przez 20 lat tylko dwa razy bezrobocie spadło poniżej 10 proc.

Nie lubię stosować wskaźnika "stopy bezrobocia", bo ze względu na zjawisko pracy "na czarno" nie jest traktowany poważnie. Lepiej obrazuje sytuację wskaźnik stopy zatrudnienia, który mówi o tym, jaki procent dorosłych Polaków zajmuje się pracą zarobkową - szacując w tym też pracujących w szarej strefie.

Stopa pracujących jest w Polsce niska, ale nie tylko z powodu bezrobocia. Także z powodu zbyt szybkiego wychodzenia z rynku pracy. To poważny problem, bo praca jest w gospodarce czynnikiem równie ważnym jak kapitał, a w najbliższej przyszłości będzie czynnikiem rzadszym. Jeszcze niedawno fala wyżu demograficznego podejmowała studia, potem wchodziła na rynek pracy, a my tego nie mogliśmy wykorzystać. W efekcie młodzi w znacznej mierze wyjechali za granicę…

Wielka emigracja

Wielu już nie wróci do Polski…

To będzie zależało od tego, jak sobie poradzimy z kryzysem i jak sobie z nim poradzą kraje przyjmujące naszych emigrantów. Jednak znaczną część kapitału ludzkiego już straciliśmy. Ci ludzie nie zasilą naszego rynku pracy, a ich potencjał zatrudnieniowy szybko ulegnie dewaluacji. W raporcie dla Komisji Europejskiej niemiecki ekonomista Herbert Bruecker nazywa tę falę emigracyjną z Europy Wschodniej "brain waste", czyli "marnowanie mózgów" - taka modyfikacja "drenażu mózgów". Młodzi Polacy w krajach starej Unii z reguły podejmują prace zdecydowanie poniżej swoich kwalifikacji i możliwości. A jeśli ktoś nie inwestuje w siebie w najlepszym okresie życia - nie uczy się, nie pracuje w takiej dziedzinie, która byłaby podstawą jego kariery - to traci potencjał zatrudnieniowy.

Moja magistrantka badała jakość życia pracujących w Wielkiej Brytanii absolwentów szkół wyższych, głównie licencjackich, najczęściej prowincjonalnych studiów marketingu czy zarządzania. Na ogół pracują fizycznie, często w bardzo trudnych warunkach. Mają pieniądze - większe, niż mogliby mieć w Polsce - ale prowadzą życie o bardzo obniżonej jakości. Większość tkwi w dramatycznym stanie przejściowym. Mając po trzydzieści parę lat, żyją samotnie, nie dbają o zdrowie, o regularny wypoczynek, nie dokształcają się. To plus brak więzi i destrukcja wartości społecznych będzie miało w przyszłości dramatyczne skutki zdrowotne i psychiczne. Ci ludzie nie będą mieli powodu, aby na starość cieszyć się z życia, żeby mówić: założyłem rodzinę, zadbałem o nią, powoli, ale uczciwie się dorobiłem, jestem kochany i szanowany, zrobiłem coś dla innych.

Spotkałam w Anglii dziewczynę, która u swojej mamy w Łodzi zostawiła pięcioletnie dziecko. Mówiła, że bardzo je kocha i ciężko pracuje, by mu zapewnić w przyszłości dobrą szkołę. W dzień pracuje w Tesco przy roznoszeniu towarów, a nocą w hotelu. Szara, zmęczona… Zapytałam - dlaczego to robi, przecież dziecko w tym wieku potrzebuje mamy, a nie jakiejś wyimaginowanej "dobrej szkoły"? Bo musi udowodnić, że stać ją na wyższy poziom życia, choć jest samotną matką. Zapytałam, czy przynajmniej uczy się angielskiego. Nie ma czasu, ale pracując w hotelu, może się już porozumieć.

Stracone pokolenie?

Ciągle nie zdajemy sobie sprawy, że obecna emigracja jest największym wychodźstwem w naszej historii! Szacuje się, że dziewiętnastowieczna Wielka Emigracja to było jakieś 800 tysięcy Polaków. W latach 80. wyjechał prawie milion. A teraz aż dwa miliony! I to głównie ludzi młodych. Oczywiście część z nich - może jedna trzecia - nauczy się języka, wróci z zaoszczędzonymi pieniędzmi, założy biznes, kupi mieszkanie. To ci, którzy mogą w Polsce liczyć na pomoc ze strony rodziny, przyjaciół czy środowiska zawodowego.

Nie stać nas na marnowanie ludzi

Czego się pani spodziewa w perspektywie kilku lat?

Sądzę, że wskaźnik stopy pracujących będzie wzrastał, bo nie wyobrażam sobie, by politycy nadal mogli tworzyć regulacje sprzyjające przechodzeniu na wcześniejsze emerytury. Zmieni się jednak struktura popytu na pracę. Nowe technologie wymagają innych kwalifikacji. Pracodawcy będą szukać ludzi z odpowiednimi umiejętnościami, wydajnych i szybko dostosowujących się do zmian.

Nasz problem nie polega tylko na tym, że w gospodarce powstaje za mało miejsc pracy. Także podaż pracy z punktu widzenia kwalifikacji nie odpowiada potrzebom rynku pracy. To efekt tego, że reformę oświaty ograniczono do spraw programowych i organizacyjnych, lekceważąc potrzeby rynku pracy. Nie doceniono konieczności reformy tradycyjnego kształcenia zawodowego w kierunku dostosowania go do nowych technologii i zmian gospodarczych.

Zamieniliśmy szkolnictwo zawodowe na powszechne szkolnictwo ogólne.

Także dlatego, że jest znacznie tańsze. Wystarczy nauczyciel, tablica, podręczniki, najwyżej jeszcze komputery. A szkolnictwo zawodowe wymaga warsztatów pracy, wyspecjalizowanych nauczycieli, praktyk…. Zwykle na Zachodzie szkolenie zawodowe prowadzi się w systemie dualnym. Uczniowie mają praktyki w zakładach pracy, co wymaga dotowania tych zakładów. Nasze państwo nie miało na to pieniędzy i miało inne priorytety, a i zmiany w zakładach pracy były zbyt rewolucyjne.

Reformatorzy hołdowali tezie, że należy masowo kształcić na ogólnym poziomie średnim, potem wyższym, i problem rozwiąże się dzięki włączeniu się pracodawców. Praktyka tej tezy nie potwierdziła się i w efekcie obecna struktura kwalifikacji nie pasuje do skoku technologicznego, który dokonał się w kraju. Brakuje nam kwalifikacji zawodowych, brakuje wielu specjalistów i trudno żeby nie brakowało, skoro nawet politechniki zaczęły kształcić na kierunkach marketingu i zarządzania. Od pewnego czasu toczy się debata na temat kształcenia z perspektywy rynku pracy. Bardzo potrzebna jest debata, choć niektóre głosy nadal są zbyt ideologiczne. W Norymberdze znajduje się słynny instytut zawodoznawstwa (Berufsforschung), w którym analizuje się cechy pracy w przyszłości. Warto te analizy uwzględnić w pracach zaplecza analitycznego rządu.

Przyzwolenie na zróżnicowanie

Czy będzie trwało pogłębianie się różnic zamożności, standardu życia, wykształcenia?

Już w czasach systemu centralnego planowania Polska należała do krajów najbardziej zróżnicowanych w regionie, a obecnie należymy już do europejskiej czołówki. Tyle że w przeciwieństwie od innych krajów my się tym nie przejmujemy. Z badań Eurobarometru wynika, że w Niemczech tak wysoki poziom zróżnicowania dochodów jak w Polsce wywołałby przynajmniej poważną debatę społeczną.

Pani pisała, że koszt zostawienia na boku tych słabszych jest zbyt wysoki.

Zgadzam się z dominującym w Unii poglądem, że nie stać nas na marnowanie ludzi. Tempo starzenia się populacji Europy jest bardzo wysokie, a imigracja z innych regionów to rozwiązanie przejściowe, nieskuteczne w długookresowej i globalnej perspektywie oraz kosztowne - także w sensie politycznym: rozwoju ksenofobii, szowinizmu i politycznego radykalizmu. Odpowiedzią na to jest europejski model aktywizacji - pełnego zatrudnienia kobiet i aktywizacji pokolenia po sześćdziesiątce oraz włączenia tych, którzy są wykluczani, np. osób niepełnosprawnych.

Ale jak ma się u nas odbywać ta aktywizacja? Ludzi już po pięćdziesiątce rynek wypluwa, niepełnosprawnych również, nie ma pracy dla młodych i na wsi, ogromna część społeczeństwa nie może znaleźć zatrudnienia.

Jeszcze na początku wieku tylko do 50 proc. osób w wieku aktywności zawodowej miało zatrudnienie! Dziś to 60 proc., a dla grupy w przedziale wiekowym 25-50 lat nie jest to wskaźnik daleki od pożądanych 70 proc., które Unia postuluje w Strategii Lizbońskiej.

W tej strategii aktywizacji ogromnie ważne jest sprzyjanie tworzeniu miejsc pracy. Dramatyczny przykład pana Kluski jest symbolem niezrozumienia najważniejszego wyzwania naszej transformacji. Nie rozumiemy też, że rozwój oparty głównie na kapitale zagranicznym i międzynarodowych korporacjach jest niebezpieczny. Potrzebna jest dywersyfikacja, która daje obronę przed ryzykiem, przed kryzysami i katastrofami. Obecny kryzys wyraźnie wskazuje sens strategii zrównoważonych.

Czeka nas praca, praca, praca

Podkreśla pani, że mamy trzy grupy najbardziej podatne na biedę - małorolnych, rodziny wielodzietne, długookresowo bezrobotnych. Wcale nie emerytów, o których lubią się upominać politycy…

Starsze pokolenie wyraźnie zyskało na przemianach. Wskaźnik relacji dochodów emerytów w stosunku do przeciętnych dochodów w gospodarce jest u nas wyższy niż w większości krajów UE. W najbliższej przyszłości czeka nas jednak znaczne pogorszenie relacji świadczeń emerytalnych do dochodów z pracy. Będzie to poważny problem dla bardzo licznego pokolenia urodzonego po wojnie, które zaczyna przechodzić na emeryturę. To zderza się z falą emigracji, która potężnie zachwiała proporcjami pomiędzy starszymi i młodszymi rocznikami. Oznacza to, że nas - pokolenie "baby boomers" - czeka praca, praca, praca i praca, bo świadczenia będą niskie.

Na trudną sytuację w systemie zabezpieczenia społecznego wpływa dodatkowo reforma emerytalna. Tej części składki, którą odkłada się do funduszy emerytalnych na indywidualne konta, brakuje w bieżącym bilansie ZUS, więc dziura musi być finansowana z budżetu. Jednocześnie politycy i eksperci nawołują do reformy finansów publicznych. Co to miałoby konkretnie znaczyć? Chyba nie zatrzymanie reformy emerytalnej? Jeśli tak, to niewiele już reform jest do zrobienia, a te, które zostały, są politycznie trudne. Czeka nas bowiem podniesienie wieku emerytalnego, zaczynając od wyrównania wieku emerytalnego kobiet, reforma systemu świadczeń dla rolników i dalsze porządkowanie orzecznictwa inwalidzkiego. Największym wyzwaniem jest jednak poważne zainwestowanie w naukę, edukację i zdrowie, aby wzrastał potencjał zatrudnieniowy ludzi.

Odnieśliśmy ogromny sukces jako kraj, ale kawał narodu zgubiliśmy po drodze. Zgubiliśmy byłych PGR-owców, wysłaliśmy młodych na emigrację, nie wspomogliśmy polskiej rodziny, mamy problem z wykluczeniem niektórych grup… Czy ten koszt społeczny reform był konieczny?

W takiej skali nie był konieczny. To nadal koszt bardzo duży. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie prowadziliśmy naprawdę odpowiedzialnej polityki społecznej. Także w okresie PRL-u, kiedy przede wszystkim przyspieszaliśmy industrializację kosztem wielu grup społecznych. W latach 90., gdy na skutek transformacji pojawiło się więcej problemów socjalnych, polityka społeczna skupiła się na tym, aby nie zatrzymać przemian ustrojowych. Stąd w obawie przed bezrobociem wysyłanie na różne formy wcześniejszego wychodzenia z rynku pracy, stąd relatywnie dobre zabezpieczenie społeczne grup największego elektoratu itd. Jednocześnie państwo nie miało partnerów do prowadzenia polityki społecznej. Nie było organizacji pozarządowych, które dopiero zaczynały działalność, a Kościół pracy socjalnej zaczął uczyć się na nowo po latach uniemożliwiania jej prowadzenia.

Brakuje nam ciągle aktywności i instytucji socjalnych, które nie tylko ratują, ale i wzmacniają ludzi, aby radzili sobie sami. W ostatnich latach pewien ruch wywołały środki UE, które docierają przez samorządy terytorialne do lokalnych grup. Powstaje przy tym pytanie - jak ten ruch uczynić trwałym? Co zrobić, gdy zewnętrznych środków już nie będzie?

A może trzeba powiedzieć - co nas to właściwie obchodzi, za dwa-trzy lata znowu gospodarka będzie szybko rosła, zostawmy na boku tych biednych, nieszczęsnych, bezrobotnych, wykluczonych i przestańmy się przejmować.

Wykluczenie społeczne zawsze kosztuje. Bezpośrednio - bo ludzi wykluczonych się tak po prostu nie zostawi. Będą potrzebowali opieki, choćby szpitala na stare lata, a ponieważ żyli niezdrowo, to ich choroby są znacznie kosztowniejsze w leczeniu. I alternatywnie - bo rozmaitych prac nie będą wykonywać, a za to będziemy zapraszać do pracy na przykład Chińczyków.

Nawet wysoki wzrost gospodarczy nie usprawiedliwia braku rozwojowej polityki społecznej, która spełnia nie tylko funkcje ochronne. Ma ona do spełnienia także funkcje inwestowania w ludzi i podtrzymywania istotnych społecznie wartości. Bez rozwojowej polityki społecznej wzrost gospodarczy osiągać będziemy wyższym kosztem. Dalsze zróżnicowanie przyniesie jeszcze niższy kapitał społeczny, który już jest najniższy w Unii, a zaniedbywanie jakości życia spowoduje, że wzrost ten okupimy większym zmęczeniem, gorszymi wskaźnikami społecznymi, zaburzeniami mentalnymi i ograniczoną radością z zamożności.

Profesor Stanisława Golinowska jest ekonomistką, pracownikiem Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiceprzewodnicząca Fundacji CASE, autorka wielu publikacji naukowych dotyczących podziału dochodu, efektywności polityki socjalnej i rynku pracy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2009