Nie ma obywateli, są tylko poddani

TYGODNIK POWSZECHNY: - W ubiegłym tygodniu zakończyła się w Warszawie V Międzynarodowa Konferencja “Prawa Człowieka i Uchodźców z Korei Północnej". Przedstawiono na niej m.in. świadectwa uchodźców i ofiar reżimu. Co na pewno wiemy na temat przypadków łamania praw człowieka przez północnokoreański reżim?

ANDRZEJ RZEPLIŃSKI: - Korea Północna (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna - KRLD) to wciąż - w erze Internetu i powszechnej komunikacji - jeden z najbardziej tajemniczych zakątków świata. Do 2000 r. mieliśmy bardzo niewiele relacji bezpośrednich ofiar masowego łamania praw człowieka w tym kraju. Rąbka tajemnicy uchyliły następstwa obłędnej polityki gospodarczej Kim Dzong Ila: permanentny, trwający od 1997 r. głód. Z jednej strony z KRLD zaczęli uciekać przed śmiercią głodową poddani Kima, z drugiej organizacje humanitarne silnie naciskały, by choćby fragmentarycznie, kontrolować dystrybucję żywności do osób innych niż członkowie aparatu partii komunistycznej, ministerstw, służby bezpieczeństwa i wojska. To dało pewien wgląd w rozmiary i skutki owej zbrodniczej polityki.

W ciągu ostatnich lat organizacje prawoczłowiecze i humanitarne uzyskały też, głównie od firm komercyjnych, satelitarne zdjęcia systemu obozów koncentracyjnych w KRLD. Wreszcie przemycony w pobliże największego obozu Yudok operator nakręcił krótki film pokazujący podobóz dla kobiet. Wciąż jednak niewiele wiemy o mechanizmach działania zbrodniczego reżimu.

- Jakie, oprócz głodu, negatywne skutki dla całego społeczeństwa spowodowały rządy Kim Dzong Ila? Czy władze w ogóle realizują swoje podstawowe powinności? Wiemy choćby o nieremontowanych od 30 lat szpitalach, w których brak czystej wody i żywności...

- W Korei, po 60 latach rządów komunistów i to w formie znanej w Polsce z najbardziej represyjnych lat 1944-56, nie ma społeczeństwa - są zglajszachtowane masy. Nie ma obywateli - są poddani, podzielni na trzy klasy polityczne i 51 kast zawodowych. Są też miliony ofiar agresywnej wojny przeciwko Południu, ofiar głodu i setki tysięcy wymordowanych w obozach koncentracyjnych. W tym państwie nie ma prawa, ale są zalecenia wodza, często pijanego i do szpiku kości zdemoralizowanego. W tym państwie sądy to de facto wydziały do spraw legalizacji decyzji służb bezpieczeństwa. Nie ma żywności, tylko głodowe, nie dla wszystkich i rzadko realizowane, racje żywnościowe po cenach urzędowych. Oprócz tego można jeść korzonki, płazy, gryzonie, korę drzewną. W ostateczności zdarzają się przypadki kanibalizmu.

W tym kraju wypalono do spodu tradycyjną azjatycką uczciwość; powszechne są za to - tolerowane jako narzędzie kontroli nad poddanymi - złodziejstwo, oszustwo i korupcja. W Korei nie ma kultury ani nauki. Są organizowane dla wodza i jego dworaków projekcje filmów amerykańskich i intensywne badania nad bronią masowego rażenia. W jedynym programie telewizyjnym poza dziennikami nadawane są soc-opery w aranżacji wodza.

Cała infrastruktura jest katastrofą, bo władze dbają jedynie o siebie. Pozyskiwanie do pierwszej klasy politycznej, przy wykorzystaniu przywiązania do wartości konfucjańskich, stanowi jeden z najważniejszych - obok terroru - mechanizmów zapewniania sobie spokoju ze strony poddanych. Ta strukturalna katastrofa działa też wyraźnie na korzyść KRLD w relacjach z Koreą Półudniową. Seul ma coraz mniejszą ochotę na przyłączenie Phenianu. Południowi Koreańczycy widzieli, jaką górę pieniędzy (ok. 700 mld euro) kosztowała westernizacja Niemiec Wschodnich. Wiedzą, że na zdewastowaną gospodarczo, społecznie i kulturowo Północ musieliby wyłożyć o wiele więcej pieniędzy.

- Jak zatem w takich warunkach wygląda codzienne życie przeciętnego Koreańczyka?

- Koreańczycy, jak my w czasie II wojny, starają się ratować przyrodzoną im godność. Szansą na przeżycie i niedostanie się do obozu koncentracyjnego (przy unikaniu zaangażowania się w zbrodniczy aparat władzy) jest zamknięcie się w gronie najbliższej rodziny, mechaniczne deklarowanie zarówno poparcia dla wodza w czasie seansów miłości do niego, jak nienawiści do wskazanych wrogów klasowych i międzynarodowych.

Życie przeciętnego Koreańczyka skupia się wobec “zorganizowania" ochłapów do jedzenia. Absolutnym świętem jest pełna miska ryżu. Głośny był przypadek rodziny, która postanowiła choć raz najeść się do syta, zjeść potrawy, o których tylko słyszała, że są sycące i smaczne. Sprzedali w tym celu wszystko, co mieli i urządzili ucztę. Na koniec popełnili zbiorowe samobójstwo - wiedzieli, że ich czyn był polityczną zbrodnią.

Podczas ciężkich koreańskich zim problemem jest też zaopatrzenie w opał, a w dużych miastach - w wodę. Najgorszy jest los dzieci porzucanych przez głodujących rodziców lub pozbawionych z różnych przyczyn rodziców. Wałęsają się, żebrzą, kradną, sprzedają się, umierają z głodu i z zimna. Koreańczycy nazywają je “jaskółkami".

- Wydaje się, że tym ważniejszą rolę mają do odegrania w KRLD organizacje pozarządowe i broniące praw człowieka...

- W trakcie trwania konferencji, w ferworze dyskusji telewizyjnej, znakomity politolog prof. Roman Kuźniar nazwał działaczy takich organizacji “kawiarnianymi". Byłem zdumiony, że ktoś tak dobrze znający świat, piszący książki o prawach człowieka, może być tak słabo poinformowany o roli organizacji charytatywnych w ratowaniu ludzi od głodu w KRLD albo o działalności organizacji praw człowieka, które np. w północnych prowincjach Chin bronią ludzi od deportacji, tortur i sprzedaży na chłopskich targach. Rezultaty działań tych organizacji są oczywiście grubo poniżej potrzeb. Mają za mało pieniędzy, ich działacze są wyrzucani, represjonowani, torturowani, prowokowani, nie otrzymują praktycznie żadnej pomocy ze strony strachliwej w tym regionie struktury UNHCR (Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców). Raczej nie mają czasu na kawiarniane dysputy.

Warto przypomnieć, że to Polska (w czym spora zasługa prof. Zdzisława Kędzi), motywowana udokumentowanymi przypadkami śmierci, torturowania i innych represji nieludzkich reżimów wobec tych, którzy niosą pomoc najbardziej dotkniętym, była w latach 90. autorem projektu deklaracji ONZ o ochronie obrońców praw człowieka.

- W jaki jeszcze sposób - patrząc realistycznie - możemy, każdy z osobna, zapobiec dalszym zbrodniom reżimu Kim Dzong Ila?

- Wbrew pozorom możemy osiągnąć wiele. Paradoksalnie, naszym sojusznikiem jest natura totalitarnego reżimu i jego wodza. Jak pijawki krwią, tak wódz i jego dworacy żywią się uwielbieniem ludu i szacunkiem świata. Wywieranie nacisków na przyjmowanie uciekinierów z KRLD przez Koreę Południową, stałe protesty pod ambasadami KRLD, wysyłanie tysięcy listów do Kim Dzong Ila przez Amnesty International, cierpliwe i nieustępliwe zabiegi tej i innych organizacji międzynarodowych: Międzynarodowej Helsińskiej Federacji Praw Człowieka, Human Rights Watch czy Międzynarodowej Ligi Praw Człowieka o coroczne przyjmowanie - na wniosek państw UE - rezolucji potępiającej reżim i ustanawiającej specjalnego sprawozdawcę dla KRLD, przedkładanie przez te organizacje raportów o łamaniu podstawowych praw, wspieranie każdego objawu pokojowej opozycji wobec reżimu - wszystko to dotyka do żywego zarządców z Phenianu. Wiadomo, choćby z historii Polski Ludowej, że suma takich działań i zabiegów łagodzi ostrze represji, żłobi szczeliny w strukturze reżimu.

- Pół wieku temu na Zachód dotarły za sprawą Jana Karskiego informacje o gazowaniu Żydów w obozach koncentracyjnych. Skutek: nie zbombardowano nawet linii kolejowych prowadzących do obozów. Dzisiaj o losach Korei decydują chyba także głównie względy polityczne.

- Na Zachodzie wciąż są ludzie zajmujący wpływowe stanowiska, którzy wolą nie wiedzieć. Są i tacy, którzy wierzą, że lepiej nie drażnić wilka w owczarni. Myślę jednak, że jesteśmy w lepszej sytuacji niż polski kurier - w erze masowej komunikacji możliwości organizacji broniących praw człowieka do mobilizowania opinii światowej, do protestu i nacisku na własne rządy są spore. Nie wzywamy do bombardowania KRLD, czy zaprzestania dostaw ryżu do głodującej Korei. Oczekujemy za to stanowczo, że nasze rządy nie będą traktowały zbójeckiego reżimu jak partnera, że będą wspomagały organizacje charytatywne, np. lekarzy w niesieniu pomocy cierpiącym głód, że będą naciskały, aby władze Chin stosowały się do ratyfikowanej przez siebie Konwencji Genewskiej z 1951 r., która dotyczy statusu uchodźców - także w odniesieniu do uciekinierów z Korei Północnej.

- Jednak na razie światowe potęgi bardziej od informacji o obozach koncentracyjnych i głodzie w Korei przejmują się doniesieniami o programie budowy broni atomowej - choć i tu dalekie są od skuteczności.

- Jest obowiązkiem mocarstw prowadzących rozmowy z KRLD - Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji i Japonii - doprowadzić do samorozbrojenia się reżimu. To element zapewnienia bezpieczeństwa nas wszystkich. Ważne jest to, że dla Amerykanów i wspierających ich Japończyków kwestie bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego nie ograniczają się do broni. Oni wcale nie mówią: “najpierw zapewnijmy bezpieczeństwo, potem weźmiemy się za prawa człowieka". Amerykanie jak mało kto rozumieją, że prawo każdego człowieka do poszukiwania szczęścia na własną odpowiedzialność, do wolności od arbitralności władzy publicznej jest nieodłączną częścią bezpieczeństwa narodowego.

- Przeciwnicy wojny w Iraku mawiali: “czemu napada się na Irak, skoro w Korei Północnej dzieją się rzeczy prawdopodobnie okropniejsze?". I odpowiadali: “bo w Korei nie ma ropy". Jakkolwiek naiwna byłaby ta logika, pozostaje pytanie, czemu światu jest tak trudno rozwiązać problem KRLD?

- Byłem zwolennikiem zbrojnego wysadzenia z siodła ludobójczego reżimu Saddama Husajna. Tak jak policjanci służą do tego, by uwolnić zakładników pojmanych przez bandytów w czasie napadu na bank, tak wojsko, gdy to absolutnie konieczne i brak innych metod działania oraz gdy istnieje racjonalna nadzieja na sukces przy możliwe najmniejszych stratach po obu stronach, służy do akcji zbrojnej o charakterze humanitarnym.

Oczywiście każdy przypadek jest inny. Nie możemy zbrojnie zlikwidować ludobójczego reżimu w Phenianie nie dlatego, że nie ma tam ropy, ale dlatego, że dysponuje on gotową do odpalenia bronią rakietową dalekiego zasięgu, a niektóre rakiety mogą być wyposażone w głowice z bronią atomową, biologiczną lub chemiczną. Wreszcie cichym obrońcą tego status quo są Chiny. Zapewne zgodziłyby się na złagodzenie reżimu - choćby po to, aby mniej ludzi uciekało do ich ubogich prowincji północnych, ale boją się, że zjednoczenie wzmocni Koreę. Sama Korea Południowa też się boi. Poza zrozumiałą obawą przed potencjalnym konfliktem zbrojnym Południowych Koreańczyków trapi fakt, iż efektem wojny humanitarnej z Phenianem musiałoby być zjednoczenie i związane z tym olbrzymie koszty, o których już wspominałem.

- Korea Północna uchodzi za najbardziej izolowane państwo świata, a jednak wiadomo, że prowadzi nieformalne interesy z wieloma państwami - zazwyczaj określanymi mianem "bandyckich". Jak wygląda koreańska polityka zagraniczna?

- Korea może liczyć na poparcie co najmniej połowy z 53 członków Komisji Praw Człowieka ONZ, a w przypadku korzystnego dla niej składu Komisji nawet na więcej. Ci sojusznicy to położone głównie na półkuli południowej państwa Trzeciego Świata, które zawsze głosują przeciw jakimkolwiek rezolucjom dotyczącym państw z ich grupy. Dzięki wyniszczającej eksploatacji swojego społeczeństwa Korea dysponuje wystarczającymi zasobami do korumpowania polityków tych państw - np. w razie embarga ONZ może im oferować dostawy broni, szkolenie wojska i policji. Takie jest źródło jej poparcia. Mniejsze znaczenie mają zaś pochodzące z wolnych krajów grupy lewaków zafascynowanych budową za każdą cenę “nowego społeczeństwa bezklasowego". Są tacy dewianci również w Polsce. Budzą moje obrzydzenie na równi z nazistami.

- Jak długo może utrzymywać się obecna sytuacja w Korei Północnej? Przez ile lat będzie trwał przy władzy reżim?

- Nie dłużej niż komunizm w Chinach. Jestem optymistą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2004