Sponsoring dla kata

Dziwicie się, że w Stoczni Gdańskiej pracują robotnicy zKRL-D za 60zł miesięcznie? Przynajmniej nie głodują. Poza tym widzą, że nie jest tak, jak mówi propaganda: że bogaci Amerykanie jeżdżą mercedesami izabijają biednych polskich żebraków.

13.11.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

BARTŁOMIEJ DZIĘCIOŁOWSKI: - Najpierw byliśmy świadkami spotkania przywódców obu Korei, podczas którego mówiono nawet o możliwości zawarcia traktatu pokojowego. W minionym tygodniu amerykańscy eksperci ogłosili, że Korea Północna rzeczywiście zaczęła wygaszać reaktor atomowy. Czy Zachód zaczyna sobie radzić z tym reżimem?

ANDREI LANKOV: - Przez ostatnie 25 lat Korea Północna zawsze wygrywała. Zajmuję się nią od dawna i także dlatego podchodzę do tych wydarzeń z rezerwą. Co trzy-cztery lata mówi się o historycznym przełomie, ale wciąż nic się nie zmieniło i tym razem nic się nie zmieni. Przekonanie, że Północ pozbędzie się broni atomowej, jest iluzją. Prawdopodobnie wynika ono z tego, że wielu siłom politycznym na świecie zależy na utrzymaniu wrażenia, iż Zachód wygrywa. Amerykanie mają myśleć, że może i Bush namieszał w Iraku, ale za to radzi sobie w Korei Północnej.

- A spotkanie przywódców i zapowiedzi "odprężenia"?

- To efekt politycznych kalkulacji partii rządzącej w Korei Południowej. Pod koniec roku są wybory, władze mają niskie poparcie i chcą przyciągnąć wyborców. A co przeciętny mieszkaniec Południa myśli o Korei Północnej? Jego nie interesuje los zwykłych ludzi z Północy, zależy mu na spokoju na granicy. Prezydent Południa wie, że jeśli będzie sprawiać wrażenie, iż obłaskawia reżim, to zyska kilka procent głosów. Dla jego partii te procenty mogą być decydujące. Tymczasem jeśli przyjrzymy się sposobowi, w jaki zorganizowano spotkanie przywódców Południa i Północy, zauważymy, że to Południe oddało hołd Północy: przywódcy spotkali się w Phenianie, a na Dalekim Wschodzie zawsze podwładny przychodzi do wyżej stojącego od siebie. Poprzedni szczyt, także w Phenianie, nie miał takiego wydźwięku, ale drugie spotkanie to o jedno za dużo. Komunistyczna propaganda znów może twierdzić, że zaprzedane Amerykanom Południe jest gotowe całować stopy Kim Dzong Ila.

- Kim nie pojechał dotąd do Seulu, choć obiecał to na szczycie w 2000 r.

- To "amerykańskie marionetki" powinny oddać mu hołd. A przy okazji przywieźć prezenty: takie spotkania oznaczają pomoc materialną dla Północy.

- Zatem nie mamy do czynienia z krokiem ku zjednoczeniu?

- Celem Korei Południowej, a także Chin, jest uniknięcie kryzysu w KRL-D. W praktyce oznacza to, że zależy im, by Kim pozostał przy władzy. Seul śmiertelnie obawia się demokratycznej rewolucji na Północy. Na Zachodzie uważa się, że Koreańczycy z Południa marzą o zjednoczeniu, jak kiedyś Niemcy. To nieprawda. Oni zdają sobie sprawę, że upadek reżimu na Północy będzie oznaczać kryzys ekonomiczny na całym półwyspie. Południe musiałoby się pożegnać z dotychczasowym stylem życia i podzielić się dobrobytem. A dlaczego Koreańczycy z Południa mieliby poświęcać się dla ludzi, których nigdy nie widzieli i którzy ostatnie 30 lat spędzili na przygotowywaniu się do wojny z nimi?

Korei Południowej zależy na spokoju na granicy, a sposobem na to jest wysyłanie żywności i pieniędzy Kim Dzong Ilowi. On użyje ich w sposób, który przedłuży cierpienia zwykłych ludzi, ale zapewni spokój. A mieszkańcy Południa będą mogli nadal cieszyć się wakacjami w Tajlandii i zmieniać samochody co cztery-pięć lat. Nie chcę ich źle osądzać, to samo można powiedzieć o innych bogatych krajach. Nie wyobrażam sobie, by większość Polaków oddała połowę wszystkiego, co posiada, na rzecz cierpiących mieszkańców Sudanu.

- Sudan jest daleko.

- Po ponad 60 latach rozdzielenia mieszkańcy Południa nie czują żadnej więzi z mieszkańcami Północy.

- A rozdzielone rodziny?

- Ich liczbę szacuje się na 10 mln, ale to dane przesadzone.

- Pieniądze przekazywane Kimowi służą do wzmocnienia reżimu?

- Południe i wspólnota międzynarodowa po prostu dają pieniądze Kimowi, który wykorzysta je na dożywienie strażników więziennych i lepsze zmotywowanie specjalistów od tortur. Powiedzmy: jeśli kaci dostarczą odpowiednią ilość zeznań z "dobrowolnym" przyznaniem się do winy, dostaną wspaniały telewizor, sponsorowany z pieniędzy wspólnoty międzynarodowej.

Skąd partyjni przywódcy mają pieniądze na wznowienie państwowego systemu rozdawania żywności, na zwiększenie liczby patroli na granicy z Chinami, na zintensyfikowanie prześladowań obywateli przyłapanych na zabronionym handlu? Skąd? Z Chin, z Południowej Korei, z ONZ.

- Powiedział Pan kiedyś, że USA to jedyny kraj, który może być naprawdę zainteresowany obaleniem Kima. Jak ocenia Pan amerykańską politykę wysyłania pomocy finansowej w zamian za stopniowe rozbrojenie arsenału atomowego?

- Amerykanie mają tendencję do postrzegania świata wyłącznie w czerni i bieli. Teraz chcą wierzyć, że Korea Północna odda broń atomową. A to niemożliwe.

Obecne rozmowy o rozbrojeniu mają trzy etapy. Pierwszy to skłonienie Phenianu do zamrożenia, a może nawet rozebrania elektrowni jądrowych. Czy to możliwe? Tak, bo Koreańczycy już ich nie potrzebują. Dopóki mają w zapasie więcej niż dwie bomby atomowe, mogą poświęcić swój sprzęt do produkcji broni nuklearnej w zamian za pieniądze i polityczne korzyści.

Druga faza negocjacji będzie trudniejsza, ale jej cel wydaje się możliwy do osiągnięcia: to kwestie przekazania wzbogaconego plutonu i uranu oraz inspekcje międzynarodowych ekspertów. Trzecia faza to przekazanie wyprodukowanej już broni nuklearnej. Do tego nie dojdzie.

Amerykanie chcą stworzyć wrażenie, że w rozmowach z KRL-D odnoszą sukcesy. Ale są ulegli, bo przegrywają w Iraku. Wcześniej czy później będzie jasne, że Phenian nie odda broni atomowej, i negocjacje zostaną zerwane. Mam nadzieję, że obecna sytuacja zostanie wykorzystana przynajmniej do tego, że kilka tuzinów rozwydrzonych dzieci północnokoreańskich przywódców będzie mogło studiować ekonomię np. w Australii.

- Tylko co z tego ma wyniknąć?

- Jeśli chcemy coś zmienić w kwestii Północy, trzeba negocjować. Izolacja nic nie da. Phenian udowodnił, że także w nowoczesnym świecie rząd, który nie dba o życie obywateli, a jest wewnętrznie niepodzielny, może trwać długo. W Polsce Jaruzelski nawet przez chwilę nie brał pod uwagę możliwości rozstrzelania wszystkich uczestników strajków razem z rodzinami. Przywódcy Północnej Korei nie mieliby skrupułów: są przyparci do muru. Gdyby widzieli inną możliwość, która zachowałaby ich przy życiu, razem z ich koniakiem i czekoladkami dla niezliczonych kochanek, prawdopodobnie próbowaliby to wynegocjować. Problem w tym, że nie ma nikogo na wysokim szczeblu, kto mówiłby o rozpoczęciu reform. Owszem, są ludzie, którzy o tym myślą, ale zdają sobie sprawę, że jeśli w wyniku reform reżim upadnie, to jako zbrodniarze trafią do więzienia. To im się nie kalkuluje.

- Czy Phenian w sytuacji zagrożenia może odpalić bombę atomową?

- Nie sądzę. Naciśnięcie czerwonego guzika to forma samobójstwa.

- A jeśli władze nie będą miały nic do stracenia?

- Być może, ale tylko w sytuacji, kiedy - powiedzmy - siły buntowników szturmują ich rezydencje. Ale jeśli buntownicy byliby oddaleni nawet o 5 km, nie zrobią tego. Będą się targować. Oni nie są szaleńcami. Po prostu chcą utrzymać władzę i przeżyć.

- Niedawno opublikował Pan list otwarty do Condoleezy Rice, w którym przedstawił Pan plan obalenia koreańskiego reżimu. Dlaczego środki niemilitarne miałyby być skuteczne?

- Władza Kima opiera się na obietnicach zapewnienia dostatniego życia obywatelom. To, że w tak drastyczny sposób nie wywiązuje się z obietnic, czyni reżim wrażliwym na prawdziwe informacje o świecie.

Potrzeba niezależnych stacji radiowych, a także materiałów na wideo i DVD. Ludzie na Północy oglądają wiele przemyconych filmów z Południa, widzą życie po drugiej stronie i powoli zaczynają rozumieć, że wbrew propagandzie Korea Płd. jest niewyobrażalnie bogata w porównaniu z ich standardami. Ludzie w miastach zdają sobie sprawę, że gazety kłamią. Wielu ma świadomość, że są w strasznej sytuacji. Niestety, żadne siły zagraniczne, agencje wywiadu czy organizacje pozarządowe nie zajmują się rozprzestrzenianiem tych informacji. Radio Wolna Azja, największa amerykańska stacja nadająca na terytorium Korei Północnej, jest słyszalna tylko 2,5 godziny dziennie. Niezbędne są wymiany studenckie i kulturalne. Oczywiście, z takiej wymiany skorzystają tylko dzieci elity. Ale co z tego? Po powrocie będą rozmawiać z tymi, co nie mogli wyjechać, i wieści o świecie będą się rozchodzić. Poza tym ludzie o innych umysłach będą potrzebni w przyszłości, jako nowe elity.

- Polacy odkryli jakiś czas temu z zaskoczeniem, że w Stoczni Gdańskiej od lat pracują robotnicy z KRL-D za 60 zł miesięcznie. Lwią część zarobków oddają partii. Według Kim De Sana, zbiegłego na Zachód ambasadora Phenianu w Pradze, to samo dzieje się w innych krajach.

- Rozumiem dylemat moralny, ale korzyści wynikające z tej sytuacji przewyższają straty. Przynajmniej nie głodują, a gdyby zostali w domu, wielu cierpiałoby głód. Poza tym, ci ludzie widzą wasz kraj. Propaganda wpaja im, że Polska to kraj nędzy, że bogaci Amerykanie jeżdżą mercedesami i zabijają biednych polskich żebraków - taki obraz lansuje północnokoreańska prasa. Kiedy ci robotnicy wrócą do Korei, gdy będą pijani albo wśród zaufanych, powiedzą, że w Polsce nikt nie chce powrotu komunizmu.

- Wierzy Pan w upadek reżimu?

- Nie w najbliższej przyszłości. Ludzie występują przeciw władzy nie tylko wtedy, gdy ich życie jest ciężkie. Przed rozpoczęciem buntu muszą skalkulować szanse, zastanowić się, co się stanie, jeśli przegrają. Dziś dochodzą do wniosku, że lepiej umrzeć spokojnie w domu niż w celi tortur. Poza tym musi być ktoś, kto zorganizuje opór. Takich jest niewielu. Większość żyje w przekonaniu, że zostanie zmiażdżona, gdy tylko otworzy usta.

ANDREI LANKOV jest uważany za jednego z największych autorytetów w kwestiach Korei Północnej. Wykładowca Australian National University i Kookmin University w Seulu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007