Komunikat o błędzie

Could not retrieve the oEmbed resource.

Nasiona rozumu

Grzech pierworodny popsucia „naturalnego” praporządku dokonał się w tym samym momencie, kiedy człowiek z biernego zbieracza czy łowcy stał się hodowcą i rolnikiem.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Thorsten Kraska / GETTY IMAGES
/ Fot. Thorsten Kraska / GETTY IMAGES

66 miliardów dolarów. Za taką kwotę udziałowcy koncernu agrotechnicznego Monsanto zgodzili się sprzedać firmę Bayerowi. Największy na świecie producent środków ochrony roślin i wszelkiej chemii stosowanej w rolnictwie stopi się z największym producentem nasion. Nowy twór biznesowy będzie sprzedawał niemal 30 procent wszystkich nasion na świecie i około ćwierci wszelakich pestycydów, które w ślad za nasionami muszą trafić do tej samej gleby.

Monsanto pełni od dekady obowiązki czarnego luda dla ekologów i antyglobalistów, głównie za swoje ekspansywne (inni mówią: chciwe i agresywne) działania wokół modyfikacji genetycznych. Trudno się rozeznać w zgiełku oskarżeń. Zbyt często brak konkretu nadrabiają oni inwektywą, kaskady liczb płyną nie wiadomo z jakich źródeł, a nad wszystkim unosi się atmosfera tej przenajświętszej słuszności. Teksty pisane w obronie wyglądają z kolei aż zbyt wiarygodnie, całkiem bez kantów, czy aby zza pleców eksperta nie wystaje piarowiec podsuwający gotowce? Trudno być sędzią w tej sprawie, ale żeby się porządnie wystraszyć, starczy świadomość, iż w arsenale GMO pozostaje, dotąd niewdrożona masowo na rynek, opcja materiału siewnego z „genem Terminatora”, który sprawia, że to, co wyrośnie, nie zaowocuje nasionami zdolnymi do dalszego wzrostu. Świadome ubezpłodnienie rośliny w imię zapewnienia sobie zysków budzi najgorsze skojarzenia z racjonalnością komór gazowych, z kalkulacją rozumu niepoddaną suwerennej moralności.

Drugiemu partnerowi zapowiedzianej fuzji zresztą często się wypomina nieprawe pochodzenie – wszak Bayer to nieodrodne dziecko niemieckiego geniuszu przemysłowych zastosowań chemii, który – zaprzęgnięty w latach 20. zeszłego wieku do konglomeratu chemicznego IG Farben – walnie się przyczynił do supremacji militarnej swoich aryjskich panów. Produkował rzeczy konieczne do metodycznego obrócenia świata w racjonalnie uporządkowany Lebensraum: półprodukty paliwowe, gumę, materiały wybuchowe oraz ekonomicznie może mało znaczący, ale symboliczny pestycyd przystosowany do trucia ludzi zdegradowanych do rangi robactwa. W składziku rzeczy, o których chciałoby się zapomnieć, leży upchnięty pewien reklamowy filmik z połowy lat 30. Zachwala Cyklon jako łatwy i skuteczny środek na plagę szkodników, które, przypłynąwszy z zagranicy na statkach, panoszą się po niemieckich polach i spichlerzach, zżerają zapasy i roznoszą choroby. Powiada się, że gdy rozum śpi, budzą się upiory. Wpiszcie w wyszukiwarkę YouTube’a „Klein Krieg” – zobaczycie rozum, z którego wykluwa się nie gorszy upiór.

Zostawmy na boku te krzywdzące skojarzenia. Bayer to przecież ważne i skuteczne leki, Monsanto to nasiona dające większe plony – niezbędne, kiedy trzeba wykarmić pięć razy tyle ludzi niż w czasach, kiedy wszystko rosło po bożemu. W zapowiedzianej fuzji ciekawsze jest uwypuklenie tego, że współczesne rolnictwo nie przeżyłoby nawet jednego sezonu bez szeroko pojętej chemii. Nie ma nowoczesnego siewu bez nowoczesnego oprysku. Im więcej wyciskamy z natury, tym bardziej musimy ingerować w każdy zakątek tego rzekomego cudu, jakim są pola malowane zbożem rozmaitem. Rośliny uodpornione ręką współczesnego czarnoksiężnika na jedne choroby wymagają osłony przed innymi czynnikami, dotychczas nieczyniącymi szkód. Nie ma końca spirali manipulacji.

Można by rzec, że ten grzech pierworodny popsucia „naturalnego” praporządku dokonał się w tym samym momencie, kiedy człowiek z biernego zbieracza czy łowcy stał się hodowcą i rolnikiem. Różnica zatem polegałaby może tylko na skali, na tym, że to błędne koło po prostu przyspieszyło do tego stopnia, że zanim oswoimy się z jedną zmianą, przychodzi następna. Apokalipsa w swoim pochodzie napotyka jeszcze punkty krytyczne, których dotychczas żadna ludzka siła nie umie ominąć. Na przykład zapylanie – nowoczesne hybrydy muszą być zapylane krzyżowo, nie można zostawić tego wiatrowi czy jakimś nieprzewidywalnym pszczołom. Na razie na indyjskich plantacjach bawełny setki tysięcy dzieci (bo do tej roboty przydają się małe paluszki) wycina pieczołowicie pręciki – zwie się to wdzięcznie kastracją kwiatu – i przenosi na słupki ściśle wyselekcjonowany pyłek. Czy nowe behemoty w rodzaju Bayeru-Monsanto stworzą na tyle potężne działy badawcze, by ominąć tę przeszkodę? Skoro i tak pszczoły nam giną – to być może jedyna w tym nasza nadzieja. ©℗


Wszystko w tym roku wcześniej owocowało, właściwie nie sposób już znaleźć na targu węgierek prosto z drzewa, większość z nich przeszła przez chłodnię. Smaku to bardzo nie psuje, ale narusza konsystencję. Tym bardziej trzeba zabrać się do robienia powideł i placków. Nie twierdzę, że znam lepszy sposób na placek ze śliwkami niż wasza babcia, ale może spróbujcie raz dla zabawy jego alzackiego wariantu. Na okrągłej formie do tarty podpiekamy 10 minut spód z kruchego ciasta. Następnie wysypujemy nań garść cukru i cienką, ale jednorodną warstwę bułki tartej (wchłonie nadmiar soku). Następnie dzielimy węgierki wzdłuż i każdą połówkę nacinamy na parę milimetrów przy jednym z końców. Zaczynając od obwodu tarty, układamy bardzo ciasno połówki węgierek na sztorc, nacięciem do góry. Kiedy już cała powierzchnia się zapełni, posypujemy szczodrze cukrem z cynamonem i kardamonem, wstawiamy do pieca rozgrzanego do 180 stopni na kilkanaście do dwudziestu minut – aż śliwki się ładnie zapieką, a cukier się skarmelizuje. Nacięte owoce stworzą rodzaj apetycznego słodkiego „jeża”. Ilość bułki tartej musicie sami wyregulować – zależy od soczystości owoców i grubości spodu; chodzi o to, żeby nie był zbyt rozmiękły.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016