Narodowość duszy

Miałem dziadków z Petersburga, Wilna, Drohobycza, Grodzieńszczyzny (a nawet może i z podwarszawskich mariawitów). Żyję w Europie i w Afryce, jestem Polakiem, ale moją pierwszą ojczyzną jest Kościół.

05.06.2017

Czyta się kilka minut

Księża Marianie popularyzują życie i twórczość swojego założyciela, o. Stanisława Papczyńskiego, ale ja zawsze będę im wdzięczny również za inny skarb: błogosławionego Jerzego Matulewicza, dzięki któremu w ogóle istnieją, bo w 1909 r., składając śluby zakonne na ręce ostatniego marianina, uratował zakon przed wymarciem. Żył na przełomie XIX i XX w., ale jest prorokiem na miarę XXI w.

Z jego dziennikiem zetknąłem się już w latach 90., ale z niektórymi duchowymi książkami jest podobnie jak z Proustem czy Musilem: możesz to czytać przed czterdziestką, tylko po co? Parę tygodni temu, podczas pracy nad kolejną rozprawką o świętych, wróciłem do Matulewicza. Tym razem do monumentalnej biografii (pióra współbrata, ks. Tadeusza Górskiego), do listów i wspomnień. Dziś wiem już, że mam nowego patrona. Świętego dla mnie. Miałem dziadków z Petersburga, Wilna, Drohobycza, Grodzieńszczyzny (a nawet może i z podwarszawskich mariawitów). Żyję w Europie i w Afryce, jestem Polakiem, ale moją pierwszą ojczyzną jest Kościół. „Tyle dziś nienawiści na świecie; trzeba ludziom przypominać, że są dziećmi tego samego Ojca, a braćmi między sobą” – pisze ks. Matulewicz. Nie gapić się w paszport, narodowość, kolor skóry czy wyznanie. Gdy się nie można dogadać – znaleźć część wspólną, którą dla wielu jest chrzest, a dla wszystkich człowieczeństwo. Nie stawiać ideologii nad Boga. Zamiast na siłę przeszczepiać sobie mózgi – współpracować.

Matulewicza, w opinii wszystkich (w tym wrogów) świętego człowieka, wykończyły (zmarł przed sześćdziesiątką): polityka, nacjonalizmy, ludzka złość. Z pochodzenia Litwin, stawał na rzęsach, by ułatwić kohabitację poróżnionym kresowym narodom. Po upadku systemu rozbiorowego Polacy i Litwini zaczęli toczyć boje o ziemie Wielkiego Księstwa, przede wszystkim o Wilno. Zaczęła budzić się świadomość (i roszczenia) Białorusinów. W przedwojennych spisach, niejednokrotnie fałszowanych, by wykazać etniczny prymat tej czy innej nacji, spora część ludzi z moich stron w rubryce „narodowość” wpisywała po prostu: „tutejsza”. Wiele wieków gotowania religijno-narodowościowej zupy stworzyło tu wyjątkowy tożsamościowy amalgamat. W czasach, gdy granice państw rysowano na nowo, a każde z nich musiało potwierdzić swoje prawa do ziemi, na złożoność nie było już miejsca. I Polacy, i Litwini, i Białorusini rozkręcili nacjonalizmy, ideologie, w których miłość do swoich odżywia się pogardą dla obcych. W tę walkę próbowali też włączyć najważniejszą instytucję społeczną – Kościół. Wspólnotę powszechną porozbijać na kościółki narodowe.

Ksiądz Matulewicz, wybitny kapłan, działacz społeczny, teolog i prawnik, a przede wszystkim człowiek „stąd”, znający lokalne uwarunkowania i języki, objął najbardziej skomplikowaną narodowościowo polską diecezję, w Wilnie. Spędził tam siedem lat. Nie było obelgi, której by o sobie nie usłyszał, grożono mu śmiercią. Nagonkę przeciw niemu prowadziła polska endecja, jego właśni księża pisali donosy, polski rząd inwestował olbrzymie środki, by wybłagać w Watykanie odwołanie go z Wilna. Z prawdziwym wstrętem czyta się dziś memoriały niektórych polskich ziemian, pełne jadu (i głupot) paszkwile Władysława Sikorskiego, urzędowe noty Wincentego Witosa, dopytującego, dlaczego Matulewicz jeszcze jest biskupem w Wilnie. Wszyscy przyznają: to w porządku człowiek, ma tylko jedno wadę – to Litwin. A „Wilno ma prawo i chce mieć biskupa o duszy polskiej”.
Wielu się starało, ale nikt nie zdołał dowieść, że faworyzował którąś nację. Polski MSZ zżymał się, że zamiast twardych faktów, którymi mógłby wreszcie ustrzelić biskupa, dostaje wciąż tylko pełne wykrzykników memoriały. Sam Matulewicz pisał, że będzie w Wilnie tak długo, jak będzie chciał tego papież, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zagrożeniem życia. Robił wszystko, by nie wszczynać zamętów (stąd za niedostateczne wspieranie ich dążeń krytykowali go też Litwini i Białorusini), a priorytetem było dlań, by ludzie z różnych etnosów otrzymali Słowo Boże. „Moje zadanie to wszystkich ludzi godzić, prowadzić do miłości i zjednoczenia, i to będę czynił, wy zaś panowie (politycy) postanawiajcie sobie i róbcie, co chcecie, z waszą polityką. Jestem przeciwny również temu, że księża mieszają się do polityki”.

Przy jednym z pierwszych konfliktów w Wilnie pisze: „Nigdy tak jak teraz nie ukazały mi się marnymi, godnymi pogardy, wszystkie narodowościowe spory, zawiści, nienawiści. Wydaje mi się, że przy odrobinie dobrej woli i ustępliwości można było wszystkich pogodzić w Chrystusie”. Do kleryków wileńskich mówi: „Koniec końców: bądź sobie, kim chcesz, ale miej serce kapłana, apostoła i gdy dostaniesz się na parafię, naprawdę służ ludziom z wielką gorliwością, przystosowując się do nich, a nie zmuszając ich, żeby oni według twoich zachcianek uczyli się obcego dla nich języka. Jezus posłał nas uczyć wiary, głosić Ewangelię, a nie żeby uczyć języków. Jezus kazał nam troszczyć się o zbawienie ludzi, a nie prowadzić swoją politykę narodowościową, wykorzystując ślepotę i ciemnotę ludu”.

Z biografią Matulewicza powinni zapoznać się wszyscy narzekający, że polski Kościół zachorował dziś na nacjonalizm. Ilu mamy aktywnych publicznie księży-nacjonalistów? Pięciu? W międzywojniu były ich zastępy. Sączyli ideologię przez gazety, z trybun (bywali też posłami), mieli stowarzyszenia, knuli spiski. Powinni ją przeczytać wszyscy, którzy twierdzą, że skoro gdzieś tam ksiądz myli mszę z wiecem, można przekreślić Kościół. Otóż nie można, bo wraz z nim przekreśli się też księży świętych. Którzy jak abp Matulewicz tak bronią się przed zarzutami, iż zamiast święcić karabiny, mówią o Jezusie: „W czasie wizytacji często głosiłem słowo Boże w ciągu dnia. Nie uważam, żeby ta moja posługa pasterska mogła przynieść Rzeczpospolitej Polskiej jakąkolwiek szkodę. Cóż bowiem lepszego mogłoby się w Rzeczpospolitej wydarzyć, jak gdy obywatelom głosi się Ewangelię i ich obyczaje kształtuje się na wzór Chrystusa?”.

Ta biografia to wytchnienie dla tych, co sami już nie wiedzą, czy to oni zwariowali, czy świat, w którym politycy stwierdzają, że teraz to oni, a nie papież, będą nam tłumaczyć, jak interpretować Ewangelię. Próbują dobierać się (jak donoszą media) do obsady kościelnych stanowisk, tak by zajęli je ludzie ulegli nie wobec Dobrej Nowiny, ale subiektywnego rozumienia racji stanu.
To wspaniałe przypomnienie dla tych, którzy pozwalają podgrzać sobie głowy nienawiścią, lub nienawiścią, która ma być odpowiedzią na nienawiść. Cierpliwości, rozsądzą nas czas i historia. Kościół w 60 lat po śmierci Jerzego Matulewicza uznał, że jest on świętym. O żadnym z tych, co (rzecz jasna w imię Wielkiej Sprawy) poniżali go wtedy, kłamali o nim, którzy „krzyż mieli na piersi, a browning w kieszeni” – jak dotąd niczego podobnego nie stwierdzono. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2017