Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzięki mądremu przywództwu Ojca Narodu, Stworzyciela Pokoju i Zgody Narodowej, wielce szanownego prezydenta Imama Alego Rahmana, piłka nożna przeżywa niebywały rozkwit. Pełną parą idą reformy, wre praca, a nasz futbol nigdy nie odnosił większych sukcesów” – tak ubiegły rok podsumował prezes tadżyckiego związku piłki nożnej, Rustam Imam Ali. Prezydencki syn pierworodny, który do roli następcy tronu wdraża się także w roli burmistrza stołecznego Duszanbe.
W oficjalnym, liczącym 221 pozycji rankingu FIFA najlepszych narodowych drużyn świata Tadżykistan zajmuje dopiero 126. miejsce. Ale słuchając dworzan tadżyckiego prezydenta można odnieść wrażenie, że kraj odnosi same sukcesy. I że w ogóle wszystkie radości, większe i mniejsze, które ich w życiu spotykają, Tadżycy zawdzięczają wyłącznie przywódcy. Powinni więc dziękować Bogu, iż w swojej łaskawości zesłał im na przewodnika tak dobrego pasterza.
Urzędnicy prezydenta – niczym nadworni heroldowie – prześcigają się w wychwalaniu jego zasług i wymyślaniu najwznioślejszych tytułów. Jedni przyrównują go więc do wielkich prezydentów w historii USA, Waszyngtona i Lincolna. Inni – do prześwietnych emirów samanidzkich, władców Samarkandy, Buchary, Fergany i Heratu, którzy w Azji Środkowej wskrzesili perskie imperium. Najwspanialszemu z nich, Ismailowi Samaniemu, tadżycki prezydent kazał wznieść w stolicy pomnik ze złota. Mieszkańcy Duszanbe twierdzą, że gdyby zapuścił brodę i wąsy, Imam Ali Rahman wyglądałby wypisz wymaluj jak emir na cokole.
Pięć lat więzienia
Telewizja, radio i gazety nazywają go „Waszą Wysokością”, „Nauczycielem Nauczycieli”, „Słońcem Szczęścia”, „Tym, Który Rozwiązuje Wszystkie Problemy”. Parlament nadał mu oficjalny tytuł „Ojca Narodu, Stworzyciela Pokoju i Zgody Narodowej”, a także postanowił, że może panować tak długo, jak tylko zechce. A kiedy złoży urząd, otrzyma (wraz z najbliższymi) gwarancję nietykalności i dożywotnią emeryturę w wysokości niemal równej prezydenckiej pensji (plus służbowy samochód z kierowcą). Posłowie przyjęli też prawo, że za publiczne uchybienie czci „Ojca Narodu” karać się będzie pięcioma latami więzienia.
Bronić imienia „Najlepszego Przywódcy na Świecie” trzeba, bo w Tadżykistanie, jak wszędzie, nie brakuje malkontentów, którzy zamiast sukcesów widzą klęski i błędy, biedę i zacofanie, niewolę i tyranię. I za wszystko obwiniają „Najlepszego Przywódcę”, którego nie uważają wcale za wybawcę od straszliwej wojny, lecz jej sprawcę, winowajcę koszmaru, który pochłonął 100 tys. ludzkich ofiar, a prawie milion skazał na tułaczkę i wygnanie.
Dworzanie tadżyckiego prezydenta mają czarnowidzów za niewdzięczników i niegodziwców. Wszak gdyby dowodzone przez prezydenta wojsko nie rozgromiło wrogów i nie wygrało wojny, trwałaby pewnie do dziś. Zawarł z nimi pokój, podzielił się władzą. A jak mu za to odpłacili? Nie uznali w nim prawowitego władcy, lecz próbowali odebrać stery rządów, knuli spiski. Nic dziwnego, że w końcu zabrakło mu cierpliwości i zakazał działalności ich opozycyjnej partii...
W lustrze dziejów
Portrety prezydenta, którymi przyozdobiono miasta i wioski, przypominają Tadżykom, za co winni są wdzięczność „Najlepszemu Przywódcy”. Przyniósł im pokój, wybawił z wojennego chaosu, upadku, głodu i chłodu, ognia i powodzi, dba o porządek, krzewi patriotyzm. Troszczy się też o ich pomyślność oraz o to, aby nie zapomnieli o historii i obyczajach.
Przypomina też nieustannie rządowa telewizja (innej nie ma), donosząca o każdym uczynku przywódcy i nadająca „na żywo” wszystkie jego przemówienia. Przy takich okazjach przerywany jest program telewizyjny, programy rozrywkowe, ulubione seriale czy transmisje z piłkarskich meczów, a nazajutrz telewizja nadaje powtórki. O wszystkim, co zrobił i co powiedział, donoszą też stacje radiowe, zarówno rządowe, jak też prywatne, zajmujące się na co dzień rozrywką. Od jesieni 2017 r., pod groźbą utraty licencji, muszą nadawać słuchowiska, w których aktorzy czytają napisane przez prezydenta dzieła.
Ma ich na koncie ponad dwadzieścia. Dzieła o historii Tadżyków, równie starej, co wspaniałej, o ich mowie, kulturze, tradycjach i zwyczajach. Najważniejsza książka, „Tadżycy w lustrze dziejów”, wydana w nakładzie ćwierć miliona egzemplarzy i przetłumaczona na rosyjski, angielski, niemiecki, francuski, arabski i chiński, stała się w urzędach, szkołach i uczelniach elementarzem, encyklopedią i księgą świętą. Nic dziwnego, że jeden z usłużnych urzędników nazwał go „Posłańcem Bożym”. Inny zaproponował, by ogłosić go szachem. Co tam szachem! Szachinszachem! Królem nad królami!
Do tego właśnie przekonywał zwycięzca konkursu na najpiękniejszy wiersz o „Najlepszym Przywódcy”. Zwycięzcą okazał się minister policji Ramazan Rahimzodah – w konkursie występujący pod artystycznym, ma się rozumieć, pseudonimem.
Przewodnik dla rodziców
Szumne tytuły, kult jednostki i absolutna władza są od ćwierćwiecza chlebem powszednim we wszystkich – poza Kirgistanem – państwach Azji Środkowej, które wyrosły na ruinach dawnego imperium Rosji i Związku Sowieckiego.
Pierwszy prezydent niepodległego Turkmenistanu kazał tytułować się Turkmenbaszą, „Wodzem Wszystkich Turkmenów”, a jego następca – „Opiekunem”. Pierwszy i jedyny jak dotąd prezydent Kazachstanu został ogłoszony „Ojcem Narodu”. Pierwszy przywódca Uzbekistanu, zmarły przed dwoma laty, nie zawracał sobie głowy tytułami, ale poddani drżeli przed nim jak przed średniowiecznym Tamerlanem.
Zresztą Azja Środkowa zawsze uchodziła za światową kolebkę satrapii – także przed rosyjskim podbojem. Tamtejsi przywódcy skupiali w rękach całą władzę i różnili się tym tylko, że jedni sprawowali ją w sposób łagodniejszy, oświecony, a inni – brutalny. Jednak po rozpadzie Związku Sowieckiego żaden nie wkroczył w życie poddanych tak bardzo jak tadżycki „Najlepszy Przywódca na Świecie”, który wyręcza ich we wszystkich sprawach, ważnych i drobnych, od kołyski po grób.
Na początek polecił im pozmieniać zruszczone nazwiska. Sam dał przykład: skreśliwszy rosyjską końcówkę „-ow”, z Rachmonowa przemienił się w Rahmana. Starszym pozostawił jeszcze wolny wybór, ale przychodzące na świat dzieci kazał rejestrować już tylko pod tadżyckimi nazwiskami. Polecił też rodzicom, by wybierali dzieciom imiona tadżyckie, a nie obce – zachodnie, rosyjskie czy arabskie. Aby ułatwić wybór, władze wydały przewodnik z czterema tysiącami tadżyckich imion, a także zaleciły, by zamiast trwonić pieniądze na przyjęcia z okazji obrzezania czy chrzcin, rodzice wpłacali je na specjalne lokaty bankowe, mające pokryć koszty przyszłej nauki.
Zabiegając o wszystko, co ojczyste, prezydent ogłosił też, że tadżycki będzie jedynym językiem urzędowym. Z tego samego powodu zakazał ubierania w szkołach choinek bożonarodzeniowych, zabronił świętych Mikołajów i Dziadków Mrozów, a także świętowania Nowego Roku fajerwerkami. Gdy rodzice mimo wszystko ruszyli na zakupy noworocznych prezentów dla dzieci, polecił właścicielom sklepów z zabawkami, by u chińskich producentów lalek Barbie zamawiali wyłącznie figurki w ubrankach przypominających tadżyckie stroje ludowe – i pod żadnym pozorem nie sprowadzali Barbie w bikini ani w czadorach. Półnagie Barbie wystawiałyby dzieci na zachodnią zgniliznę moralną, a czadory na muzułmański fanatyzm, który „Najlepszy Przywódca” uznał za najgorsze z zagrożeń.
Łapanki na brody
Niemal wszyscy mieszkańcy 10-milionowego Tadżykistanu są muzułmanami. Wojna domowa, która wybuchła w 1992 r., zaczęła się od muzułmańskiej rewolucji w Duszanbe, gdy zwolennicy partii odwołujących się do islamu i demokracji odebrali władzę komunistom. Trwający pięć lat konflikt wygrali dawni komuniści, a islamska opozycja znalazła schronienie i wsparcie za afgańską miedzą, u mudżahedinów.
Afgańskie sąsiedztwo, tamtejsza wojna, talibowie i dżihadyści z „terrorystycznej międzynarodówki” trwożą władze nie tylko Tadżykistanu, ale wszystkich środkowoazjatyckich państw, leżących na północnych brzegach granicznych rzek, Amu-darii i Pandżu. Tym bardziej że kilka tysięcy Uzbeków, Turkmenów, Tadżyków, Kirgizów, Kazachów i Ujgurów zaciągnęło się jako ochotnicy do armii „kalifatu” w Iraku i Syrii.
I to właśnie troska, by ustrzec Tadżyków przed zarazą religijnego fanatyzmu i wojny, sprawia, że tak wiele czasu zajmują prezydentowi pozornie błahe sprawy męskiego i żeńskiego ubioru i wyglądu.
Zabronił więc nosić – kojarzące mu się z fanatyzmem – czadory w szkołach i zakładach pracy. I w ogóle poradził kobietom, aby wiązały chustki z tyłu głowy, jak ich matki i babki, a nie pod brodą jak Iranki. Urzędnikom nakazał przygotowanie żurnala mód z kobiecymi strojami, wzorowanymi na ludowych, spośród których wybrano by te najlepiej nadające się na szkolne mundurki dla dziewcząt i na ubrania, w których kobiety przychodziłyby do pracy. Każde z ministerstw ma wybrać dla swoich pracowników odpowiedni styl (tadżycki albo zachodni, ale lepiej tadżycki), fason i kolor służbowych strojów.
Prezydent nie zapomniał o mężczyznach. Ogłosił, że podobnie jak czadory, z tadżycką tradycją sprzeczne są męskie turbany i brody. Na targowiskach i ulicach policja urządza co jakiś czas łapanki, podczas których zatrzymuje i przymusowo goli mężczyzn o podejrzanie bujnym zaroście, a kobietom ściąga z głów chusty. „Tylko ktoś, kto ma powód do wstydu, zakrywa twarz” – ogłosiła telewizja, sugerując, że kobiety w czadorach trudnią się nierządem.
Kobietom i mężczyznom zabroniono też wstawiać złote zęby, mężczyznom – palić papierosy. Policjantom kazano schudnąć i chodzić do teatru. A handlarzom z bazarów zakazano sprzedawać gwoździe, śruby czy karbid klientom, którzy nie będą mogli wylegitymować się ważnym dowodem tożsamości. Ma to ustrzec Tadżyków przed domorosłymi producentami bomb, podkładanych potem przez muzułmańskich fanatyków.
Do Mekki po czterdziestce
Zabezpieczeniem przed religijnym fanatyzmem mają być też szczegółowe przepisy, regulujące życie duchowe Tadżyków.
Władze zarządziły, że na modlitwy do meczetu można chodzić dopiero po ukończeniu 18. roku życia, a urzędnicy w ogóle powinni się wystrzegać religijnej ostentacji, za jaką może być wzięty udział w piątkowych modłach. Prezydent zdecydował też, że imamami meczetów i dyrektorami medres mogą być wyłącznie zatwierdzeni przez rząd imamowie, którzy religijne wykształcenie zdobyli dzięki rządowym stypendiom, a nie na własną rękę, wyjeżdżając na studia do Kairu, Dżuddy czy Karaczi. W 2017 r., aby ustrzec ich przed religijnym fanatyzmem, władze sprowadziły na swój koszt kilka tysięcy tadżyckich studentów, pobierających nauki w uczelniach na niespokojnym Bliskim Wschodzie.
Urzędnicy w Duszanbe niechętnie udzielają zgody na zakładanie nowych meczetów i medres (za prowadzenie nielegalnych świątyń i szkół grozi 12 lat więzienia), a nawet na otwieranie sklepów z dewocjonaliami i religijną literaturą. Imamowie zaś muszą regularnie przechodzić urządzane przez władze egzaminy ze znajomości prawa i lojalności wobec świeckiego państwa. Zabroniono też umieszczania w meczetach i na minaretach głośników oraz podwyższono z 35 do 40 lat wiek, po ukończeniu którego obywatelom zezwala się na legalną pielgrzymkę do Mekki.
Płakać, nie lamentować
Prezydent dba zresztą o każdy aspekt codziennego życia poddanych.
W ramach promocji tadżyckości zachęca młodych chłopców, aby – zamiast zajmować się boksem czy karate – ćwiczyli miejscową odmianę zapasów, gusztingiri. Zabronił studentom przyjeżdżać na wykłady prywatnymi autami, a uczniom korzystać z telefonów komórkowych w szkołach i bursach.
Na polecenie prezydenta Rahmana pod koniec 2017 r. sporządzono rejestr homoseksualistów, lesbijek i transwestytów, młodym parom nakazano przedślubne badania (na koszt państwa) na obecność AIDS. Wobec protestów kobiet wycofano się z pomysłu przedmałżeńskiego sprawdzania dziewictwa.
W trosce o stan portfeli rodaków (bieda, jak wiadomo, najprędzej popycha ludzi ku radykalizmowi i desperacji) „Najlepszy Przywódca” zabronił urządzać hucznych przyjęć. Wydano specjalne prawo, ustalające, że na wesele można zaprosić najwyżej 150 gości, przyjęcie powinno zakończyć się w jeden dzień, a orszak weselny nie może składać się z więcej niż czterech samochodów.
Inne przepisy regulują sposób, w jaki obywatele żegnają się z tym światem. Na pogrzeb i stypę wolno zaprosić tyle samo osób, co na wesele, należy ugościć ich jednym i tylko jednym posiłkiem, a żałobnicy powinni przybyć ubrani na niebiesko (w żadnym wypadku w czerń, kojarzącą się z fanatyzmem), w tradycyjne ludowe stroje. Wolno im płakać, ale nie lamentować wniebogłosy. I pod żadnym pozorem nie wolno zatrudniać zawodowych płaczek.
Wyniosła go wojna
Wdzięczni poddani co roku piszą do dalekiej Szwecji prośby o przyznanie tadżyckiemu prezydentowi Pokojowej Nagrody Nobla. Nie mogąc się tego doczekać, sami układają dla niego wiersze i pieśni.
Jeszcze niedawno na to nie pozwalał. „No już mnie tak nie chwalcie, nie trzeba” – mówił. Nie pozwalał wieszać w urzędach swoich portretów, do dziś nie pozwolił sobie wystawić pomnika. Kult jednostki, jakim otaczali się jego koledzy po fachu z sąsiedztwa, jego samego zdawał się krępować.
Znacznie od nich młodszy (miał zaledwie czterdziestkę, gdy stawał na czele państwa), skrępowany czuł się też w ich towarzystwie. Oni, zanim zostali prezydentami niepodległych państw, rządzili nimi jako pierwsi sekretarze, namiestnicy Kremla. Oswoili się z władzą i wielkim światem. On zaś, jeszcze jako Rachmonow, zarządzał tylko kołchozem w rodzinnym miasteczku Dangara, z którego wyjechał tylko raz, żeby nad Pacyfikiem odbyć w sowieckiej marynarce obowiązkową służbę wojskową.
Do najwyższych godności wyniosła go wojna, która wybuchła wkrótce po tym, jak proklamowano niepodległość. Zaczęła się od obalenia byłego pierwszego sekretarza, który ogłosił się prezydentem. Po wyrwaną z rąk, niczyją władzę rzucili się powiatowi sekretarze i samozwańczy watażkowie, często pospolici przestępcy, mający doświadczenie w obchodzeniu się z przemocą. To właśnie oni, świadomi swojej przeszłości, wziąwszy górę w domowej wojnie, wybrali Rachmonowa na swego prezydenta. Sam nic nie znaczący, miał być marionetką w ich rękach.
Nowe miejsce, nowe życie
Zrazu onieśmielony i przestraszony, powoli oswoił się z władzą, a podpuszczając przeciw sobie wrogów i sojuszników, po kolei pozbywał się i nieprzyjaciół, i rywali, i dobrodziejów. Zajęło mu to ponad dziesięć lat. Przekonał się, że także on, parweniusz, nadaje się na szacha – tak samo dobrze jak sekretarz na prezydenta.
Usadowiwszy się już wygodnie na prezydenckim fotelu, poczuł się na tyle pewnie, że hołdy poddanych przestały go drażnić, a nawet stały się miłe. Uwierzył w nie i w swoją wielkość. Odtąd zaczął nie tylko sprawować władzę, ale kształtować, urabiać jak ciasto swoje państwo i jego obywateli. Mówić im, jak mają żyć, w co wierzyć, co im wolno, a co zabronione.
Tadżycy, podobnie jak Uzbecy czy Kazachowie, nigdy nie mieli własnego państwa. Stracili nawet swoje metropolie, Samarkandę i Bucharę, które z woli Kremla przypadły Uzbekom (wtedy jeszcze Uzbeckiej Republice Radzieckiej). Duszanbe, zanim zostało ogłoszone tadżycką stolicą, było osadą, w której co niedziela urządzano targ. Jako miasto służyło raczej przyjezdnym Słowianom, przysyłanym lub zsyłanym tu przez Moskwę do pracy, a nie miejscowym.
Przybysze uciekli, gdy wybuchła wojna. Właściwie dopiero wtedy Duszanbe przeszło na własność Tadżyków. Już po wojnie, uciekając z górskich kiszłaków przed biedą i rozpaczą, zapełnili miasto w nadziei, że znajdą w nim lepsze życie.
W nowym miejscu, w nowym życiu łatwo było uwierzyć, że historia zaczęła się wraz z ich przyjazdem do stolicy. I wraz z rządami „Najlepszego Przywódcy na Świecie”.©℗
STRONA ŚWIATA – czytaj analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>