Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Piosenki z niektórych filmów okazały się ich niezbywalnym składnikiem, estetycznym i wartościotwórczym. Nie żeby "Absolwent" Mike’a Nicholsa czy "Powrót do domu" Hala Ashby’ego były "same w sobie" słabymi filmami. Ale nie sposób wyobrazić sobie tego pierwszego bez Simona i Garfunkela, drugiego zaś bez innych wspaniałych piosenek. Wiele wskazuje, że takim dziełem stanie się również film Wong Kar-Waia "My Blueberry Nights". O tym niewyświetlanym jeszcze w Polsce obrazie dobrze pisano, a wydany już soundtrack pobudza wyobraźnię i, by tak rzec, intensyfikuje oczekiwanie.
Zestaw piosenek wybranych do filmu wypada bardzo spójnie, co świadczy o solidnym przemyśleniu muzycznej ścieżki, złożyły się na nią bowiem piosenki z różnych lat, od m.in. Ruth Brown i Otisa Reddinga poprzez Cassandrę Wilson do Cat Power i Hello Stranger. Utwór tej grupy łączy pastisz grania z lat 50. i 60. z nader współczesnymi aranżami, niektóre fragmenty śpiewane są zresztą ze sporym cudzysłowem. To przykład wiązań szczegółowych, o te ogólniejsze zadbał Ry Cooder, przeplatając i łącząc piosenki kawałkami instrumentalnymi. Bluesowe, potężne i dźwięczne jęknięcia strun, wizg tulejki przesuwanej po gryfie, mocny fundament basu - czyż może być coś bardziej filmowego, amerykańskiego i drogowego niż Ry Cooder? Już po drugiej nucie wyraźnie widać pod powiekami szosę aż o horyzont...
Oprócz bluesa dużo tu soulu - Otis Redding z namiętnym śpiewem, wejściami dętych i porywami akordów hammonda. Jest też znakomita jazzowa wokalistyka, poza wspomnianą Cassandrą Wilson pojawiła się piosenka Nory Jones, która debiutuje w filmie jako aktorka. Wszystko zaczyna się od jej "The Story", pozostałe ścieżki (przy całym zróżnicowaniu), jak się wydaje, kontynuują stylistykę zainicjowaną przez tę piosenkę - aż się okaże, że Norah Jones śpiewa jednak skądinąd i właśnie naznaczyła sobą mit.