Reklama

Ładowanie...

Może teatralne, ale...

Może teatralne, ale...

12.10.2003
Czyta się kilka minut
Przeczytałem interesujący tekst Joanny Wawrzyniak “Recycling" (“TP" nr 36/03) - opis litewskiego parku wolnostojących pomników pozostałych po okresie sowietyzacji. Poznawałem Litwę na różnych etapach historii. Ostatnio dwukrotnie widziałem park Grűtas oraz muzeum martyrologii w podziemiach sądów na byłej ulicy Mickiewicza w Wilnie. Grűtas, mniej wstrząsający w wymowie, jest ważnym miejscem, w którym przypominana jest codzienność sowieckiego kraju. To, co odeszło z ulic Wilna i innych miast, a o czym łatwo się zapomina. Nie jest to miejsce dla intelektualistów, ale park okazał się ważnym i popularnym ośrodkiem na Litwie. Za parę lat, kiedy znikną z miast ostatnie ślady czerwonej przeszłości, jego znaczenie okaże się jeszcze istotniejsze. Wystawa mówi m.in., że w obcej służbie znaleźli się nie tylko zdrajcy, ale i ci, którymi Litwa mogła się szczycić jako wybitnymi artystami. Wszystkie obiekty opatrzono obszernymi objaśnieniami w językach litewskim i angielskim. W osobnym baraku stworzono ciekawą wystawę literatury propagandowej i bibelotów. Park Grűtas może wydawać się zbyt nachalnym i teatralnym pomysłem przypomnienia, np. wywózek ludności przez postawienie wagonu towarowego z tamtych czasów, rozciągnięcia drutów kolczastych i głośników nadających sowiecką muzykę. Ma to jednak znaczenie.
C

Część Litwinów jest jednak przeciwnych temu miejscu. Mój przyjaciel, który przeżył zesłanie, nie widział wystawy i przysięga, że jego noga tam nie postanie i nie jest w tej postawie wśród litewskich patriotów odosobniony.

I na koniec: 100 tys. turystów, którzy odwiedzili małą wioskę na skraju bagien, jeśli nawet nie zrozumiało przesłania tego miejsca, przyczyniło się do zatrudnienia okolicznej ludności i grona inteligencji litewskiej w tym nieco zapomnianym regionie kraju. Mam jednak jedno zastrzeżenie wobec organizatorów parku Grűtas. Położone na skraju Druskiennik, odwiedzane jest masowo również przez Polaków. Czy nie zasłużyli sobie przynajmniej na polskojęzyczną informację, taką, jaką otrzymują turyści anglojęzyczni?

JANUSZ DUNIN-HORKAWICZ (Łódź)

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]