Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kobieta, która z całego serca pragnęła uzdrowienia nie podeszła, aby błagać Jezusa o cud. Nie rozmawiała z Nim, tylko po kryjomu dotknęła jego szaty. Przez to dotknięcie została uzdrowiona. Komentarz Jezusa do tego wydarzenia jest znany: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. A więc w tej kobiecie była moc uzdrowienia. Jak wiemy z Ewangelii, Jezus poznał, że wypłynęła z Niego moc, ale z całej wypowiedzi wynika, że to właśnie kobieta potrafiła uwolnić, wziąć tę moc. Wielu innych też dotykało Jezusa i nic z tego nie wynikało, przecież „wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali”.
Czyli istnieje coś takiego jak moc wiary, która jest obecna w naszym wnętrzu. Ta moc Ducha Świętego, który działa w nas, wierzących.
A więc jest w nas moc ducha, ale choć jest ona „nasza”, to nie jesteśmy jej niepodzielnymi panami. Nie da się pokazać zestawu ćwiczeń i praktyk ascetycznych, który odpowiednio zastosowany doprowadziłby do osiągnięcia zaplanowanej mocy duchowej. Duchowość to pielęgnowanie, nie technologia. Co więcej: historia pokazuje, że wielu ludzi poświęciło całe życie, aby osiągnąć taką moc wiary i niewiele zyskało mimo ogromnych wysiłków, inni natomiast są jakby bez wysiłku przeniknięci takim duchem. Tę dziwną nierówność, która sprawia, że jedni szybko osiągają doskonałość duchową, a inni - na pozór tak samo usilnie starający się o tę doskonałość - niewiele zyskują, zauważyli już pustelnicy egipscy. Mówił abba Pojmen: „Bywa człowiek, który sto lat spędził w celi, a jeszcze się nie nauczył, jak należy w celi przebywać”.
Ks. Jan Słomka