Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
17 kwietnia w muzeum sztuki współczesnej w Awinionie doszło do niezaplanowanego performance’u. Zamaskowany mężczyzna (nie był to Daniel Olbrychski) wdarł się do sali, w której eksponowano najsłynniejszą pracę amerykańskiego fotografika Andresa Serrano "Piss Christ", z 1987 r. Na pięknym, wysmakowanym kolorystycznie fotogramie widać zanurzony w moczu krzyż i wiszącego na nim Jezusa. Mężczyzna rozbił młotkiem szklaną gablotę, zniszczył też zdjęcie.
Mógłbym napisać, że był to bezprzykładny akt wandalizmu i przemocy wobec sztuki, akt jednoznacznie godzien potępienia, nie pierwszy zresztą wymierzony w pracę Serrano. Mógłbym tak napisać, a jednak nie potrafię, coś (ktoś?) podpowiada mi bowiem, że są w historii sztuki prace obliczone na wywołanie reakcji znacznie poważniejszej niż ożywiona dyskusja na wernisażu, przy lampce Dom Pérignon, i "Piss Christ" do nich właśnie należy; że są dzieła, a kompozycja Serrano jest niewątpliwie dziełem, w które wpisane jest zaproszenie do przemocy. Krytycy sztuki mogą w nieskończoność analizować piękny rozkład żółci i pomarańczy, mglistość i niedookreślenie tej pracy, nie zapominajmy jednak, że co człowiek, to interpretacja, i są jeszcze na świecie mało wykształceni osobnicy, traktujący sztukę niezwykle poważnie, jak coś więcej niż konstrukt, którego kontakt z tak zwanym światem realnym jest nikły bądź żaden.
Dlatego śmiem twierdzić, że mieszkańcy Awinionu, którzy protestowali przeciwko tej fotografii, traktują Serrano znacznie poważniej niż krytycy. Młotek stał się narzędziem dyskusji w rękach ludzi z pewnością mało obytych we współczesnej fotografii, z pewnością nie wiedzą oni zbyt wiele o perspektywie, a ich rozeznanie kolorystyczne jest więcej niż słabe. Posiadają jednak, okazuje się, przestrzenie, wyjątkowo dla nich cenne i, przyparci do muru, są skłonni ich bronić.
Sprawa oczywiście jest delikatna i płynna. Czym innym, będę się upierał, jest Serrano, czym innym praca Moniki Drożyńskiej, która włożyła do krakowskiej szopki swój nowotwór w formalinie zamiast miłego, maleńkiego Jezuska. Można też zapytać, czy próba zrozumienia młotka nie usprawiedliwia przypadkiem byłego europosła LPR Witolda Tomczaka i happeningu, który urządził 11 lat temu w Zachęcie, niszcząc rzeźbę przedstawiającą Jana Pawła II przygniecionego meteorytem poprzez jej (cytat z zarzutu prokuratorskiego) "gwałtowne przesunięcie" - na skutek tego przesunięcia papieżowi odpadła część lewej nogi. W końcu: czy młotek jako narzędzie dyskusji nie jest wstępem do działań znacznie poważniejszych, takich choćby jak wisząca nieustannie nad Salmanem Rushdim groźba śmierci?
Użyję jednak bardzo lubianego przez krytyków sztuki wyrazu: kontekst. Otóż kontekst jest ważny. Kontekst podpowiada zaś, że sztuka krytyczna bierze w ostatnich latach na warsztat ikonografię głównie chrześcijańską, że z jakichś przyczyn to krzyż właśnie stał się polem działań, happeningów i miłych subtelnemu oku rewolucji. Pozwólmy sobie na śmiały eksperyment myślowy: artysta X maluje minaret tak sprytnie, że przypomina on fallusa, po czym tłumaczy, że jest to głos w niewątpliwie potrzebnej dyskusji o patriarchacie w krajach muzułmańskich; wyobraźmy sobie, że ktoś zanurza model Al-Kaby w moczu, żeby sprowokować dyskusję o napięciach na linii sacrum-profanum. Tego typu przekroczenia nie są mile widziane, a przedsmak dyskusji, jaka toczyłaby się wokół proponowanych tu prac, dają zdarzenia z jesieni 2005 r., kiedy to duński dziennik "Jyllands-Posten" wywołał falę zamieszek na całym świecie, publikując karykatury Mahometa.
Wróćmy do Serrano. Tłumaczenie samego artysty wydaje się cokolwiek bałamutne. Chrystus zanurzony w moczu, dowodził słynny fotograf po wielokroć, nie znieważa choćby w najmniejszym stopniu chrześcijaństwa, a jest jedynie (aż?) głosem w dyskusji o komercjalizacji wizerunku Jezusa w kulturze współczesnej i dryfie znaczeń, jakie wiążą się z krzyżem. Są to oczywiście kompletne bzdury i uczciwiej byłoby powiedzieć, że Chrystus w moczu to arcypiękna prowokacja. Z jakichś przyczyn artysta unika jednak tak szczerych deklaracji. Równie dobrze mógłby twierdzić, że zoofilski akt jego autorstwa, eksponowany w najważniejszych galeriach świata, to nic innego jak niezależny głos twórcy w obronie praw zwierząt, a wysmakowane (?) zdjęcie masy kałowej to głos w dyskusji o dostępności worków stomijnych.
Jak się zdaje, właściciel galerii w Awinionie, mimo słów potępienia, dobrze zrozumiał rolę młotka. Pracy nie zdjął, wisi ona nadal, strzaskana i jeszcze - ma się rozumieć - przez to ciekawsza. Serrano dołączył do wyśmienitego grona artystów, których prace były niszczone, łamane, palone itd.
Swoją drogą: Laszlo Toth również posłużył się młotkiem. Konkluzja wydaje się aż nazbyt oczywista: jakie czasy, taka Pieta.