Między nowoczesnością a współczesnością

06.01.2002

Czyta się kilka minut

Dubuffet: ucieczka do dzikości
Wystawę Dubuffeta w Centre Pompidou, zorganizowaną w stulecie urodzin artysty, odwiedzają tłumy. Obejmuje ona około 400 dzieł reprezentujących wszystkie okresy, style i tematy, które charakteryzują jego twórczość. Wernisaż odbył się w dzień po zamachu na World Trade Center i to wydarzenie stało się mimowolnym sprawdzianem wagi lub błahości niejednej sprawy. Dzieło Dubuffeta nie zostało zdmuchnięte katastrofą. Wprost przeciwnie - ujawniło swą wi-talność i siłę.

Stworzona w latach 60. Fundacja Dubuf-feta (obecnie w lokalu przy rue de Sevres, w którym znalazła także pomieszczenie kolekcja „sztuki surowej”, gromadzonej przez artystę), stworzyła najbardziej kompletną dokumentację jego dzieła. Działalność Fundacji jest imponująca: to ona przygotowała wystawę, wydała CD, w którym skatalogowano według tematów i chronologii ponad 600 dzieł. CD zawiera także film zrealizowany w Closerie Falbala, prezentujący przestrzenną realizację w plenerze, ilustrowaną biografię, fragmenty filmów dokumentalnych z lat 1961-77, fragmenty wywiadów, kompozycji muzycznych Du-buffeta, a wreszcie chronologiczny i rzeczowy indeks. Gallimard wydał z tej okazji reprint ilustrowanej przez artystę autobiografii ,,Biographie au pas de course”.

Najpiękniejsze są twarze i postaci z lat 50. „Ciała pań” - rozpłaszczone akty, jak potem u de Kooninga, na pozór unicestwione, a przecież żywe grubą, cielesną fakturą. Portrety przyj aciół-pisarzy - śmieszne i sympatyczne. Groteskowe akty męskie - każdy jakby nagle zdjął mieszczański garnitur pochodzący ze świata, z którego wyszedł. To początek powojennego, dojrzałego malowania. I apogeum tej twórczości - malowane pod koniec życia akrylowe abstrakcje gestu i kaligrafii. Znaczone bielą na czerni lub czerwonymi i niebieskimi znakami na gorącej żółci.

Nic nas dziś nie obchodzą pedantycznie nadawane tytuły, drobiazgowe opisy procedur technicznych, skomplikowane techniki asamblaży z różnych materiałów ze skrzydełkami motyli włącznie. To dla malarza, nie dla nas, ważna była ambicja, by ogarnąć wszystkie żywioły, przestudiować wszystkie faktury i struktury ziemi. By sięgnąć do tego, co naturalne, dzikie, nie skażone „trującą kulturą”. Jakby to było możliwe, jakby to mogło być prawdziwe. 67--letni Dubuffet poprzez swe ,,antykulturalne” teksty w zabawny sposób usiłował przyłączyć się do młodzieżowej rewolty '68 roku. Wymieniał z Gombrowiczem listy na temat tego, co pierwotne, a co wtórne w człowieku i jego wytworach; co mniej kulturą skażone: literatura - jak twierdził Gombrowicz, czy malarstwo - dające zdaniem Dubuffeta większe możliwości wyzwolenia do dzikości. Dziś obojętne jest, co motywowało tę polemikę, od czego Dubuffet chciał się dystansować, do czego upodobnić. Był to po prostu wewnętrzny, napędzający ruch jego życia i dzieła. Dziś ważne jest to, że ta twórczość żyje, przyciąga zmysłową obecnością, świeci kolorem. Że te obrazy istnieją, są porównywalne z obrazami innych, stawiają im czoło, dotrzymują kroku. Nie ma innego sposobu rozpoznawania i definiowania sztuki. Sztuka musi być intensywna i musi być piękna na wiele sposobów, które trzeba opisywać. Piękno jest bytem sztuki.

Od 1962 do początku lat 80. Dubuffet uprawiał swój „hourloupe” - budował formy z prążkowanych czerwono i niebiesko segmentów obwiedzionych czarnym konturem. Na białej płaszczyźnie płótna lub na gąbce, której kształt przypominał przedmioty, sprzęty domowe, elementy architektury w plenerze. Ogromne drzewo pokryte takimi prążkami wyrosło przed Manhattan Chase Bank w Nowym Jorku. „Wieża z figurami” - wielka jak skała, przypominająca maczugę, wykonana została już po śmierci malarza według modelu z 1966. Ustawiono ją w podparyskim parku, a uroczystość odsłonięcia odbyła się w obecności prezydenta Francji.

Prążkowany „Hourloupe” wypełnił cały świat i służył za sygnaturę. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że to Dubuffet, a dla artysty dążącego do wyzwolenia się od jakiegokolwiek artystycznego sąsiedztwa było to z pewnością bardzo ważne. Ale ucieczka od ducha czasu nie mogła się udać: w fachowym piśmie pojawił się właśnie artykuł, którego autor umieścił styl i metodę „hor-loupe” w strukturalizmie, gdyż, jak stwierdził Roland Barthes, strukturalizm objął całą twórczość artystyczną II połowy XX wieku, od francuskiej nowej powieści, poprzez minimal art do Samuela Becketta i Jeana Dubuffeta. Ten ostatni stanowić ma ogniwo pomiędzy Mondrianem a Pollockiem w łańcuchu sztuki...

Wystawa świadczy o czymś innym: o tym, że intensywność wzrokowa (a jeśli wzrokowa, to i myślowa) Dubuffeta jest nienaruszona - sto lat od jego urodzenia i blisko dwadzieścia od śmierci. Przetrwa, żyje.

Balthus: po prostu malarstwo
Trwa także wielka pośmiertna wystawa zmarłego niedawno Balthusa, prezentowana w weneckim Palazzo Grassi. Pisała o niej - wyczerpująco i pięknie - Kinga Kawalerowicz w ,,Gazecie Wyborczej”. Komisarzem jest Jean Clair, ten sam, który w 1983 roku zorganizował w Centre Pompidou znakomitą retrospektywę malarza i opracował katalog jego twórczości, wydany przez Gallimarda.

Jean Clair sprawuje nad dziełem Balthusa naukową i duchową opiekę, której potrzebuje - o paradoksie! - ten jeden z najdroższych współczesnych malarzy.Choć jego obrazy znajdują się już od dawna w zbiorach najważniejszych kolekcjonerów i największych muzeów świata, to jednocześnie jest on malarzem wykluczonym ze współczesności, nie uznawanym przez znaczącą część krytyków. Jean Clair od dwudziestu lat zmaga się z dominującymi trendami we współczesnej krytyce, ograniczającymi sztukę do następujących po sobie „awangard”. Kompletność tej wystawy i szybkość, z jaką została zorganizowana (w niespełna rok po śmierci malarza), świadczy o tym, jak bardzo jej kuratorowi zależy na wprowadzeniu Balthusa do świadomości amatorów sztuki współczesnej.

Ponad dwieście obrazów i rysunków pokazanych w porządku chronologicznym, oglądanych rzadko, bo niechętnie wypożyczanych przez właścicieli - trzeba rozporządzać nie tylko środkami, ale i siłą autorytetu, by do takiej wystawy doprowadzić. Ale nie łudźmy się: stereotypy nie zostaną przełamane tak szybko. Całostronicowe omówienie wystawy w dzienniku „Le Mon-de” nie pozostawia żadnych złudzeń. Dzieło Balthusa zostaje przez recenzenta rozłupane na dwie części: pierwszą, wcześniejszą, kiedy jego obrazy cechować ma „chłód, okrucieństwo, agresywna suchość” oraz „dziwne anomalie” (dające im walor nowoczesności) oraz na część drugą, pełną odniesień do malarstwa mistrzów (Poussin, Corot, Courbet) i całkowicie pozbawioną „perwersji wyrugowanej przez klasycyzm”. Innymi słowy: „dzieło zostało opanowane przez religię malarstwa ze szkodą dla innych namiętności”.

Inaczej opisałabym delikatne przemiany, które następowały w statycznym przecież dziele Balthusa. Ważniejsze jest jednak coś innego: „religia malarstwa” to przecież obelga w dobie, gdy malarstwo nie mieści się już w rachubach i klasyfikacjach. W przypadku tego artysty nie chodzi jednak o żadną religię, ale o malarstwo po prostu. Ale o jego możliwościach coraz częściej zapominamy pod stertą instalacji, tematycznych układanek z przedmiotów i materiałów, do których dołączony jest „sposób użycia” - gadatliwy, ideologiczny komentarz.

Monitor jak obraz
Kilka dni przed otwarciem wystawy Dubuffeta (i przed zamachem na Amerykę) błądziłam po dziale sztuki współczesnej. Chciałam zobaczyć, jak po remoncie Centre Pompidou kuratorzy potraktowali sztukę, która nastąpiła po epoce nowoczesnej, trwającej od początku wieku do 1960 r. Sztuka nowoczesna określana jest jako formalistycz-na. Współczesna - ta od 1960 roku - niesie głębokie sensy. Obiekt lub działanie, akcja zarejestrowana na taśmie filmowej. W przyciemnionej sali wielkie ekrany z nieustającą projekcją: Neumann, łysa głowa, deformuje twarz palcami. Na innym ekranie -Yoko Ono deformująca swoją lub czyjąś pupę. Na największym - zakapturzona postać drażni psa w jakiejś zamkniętej przestrzeni. Parę metrów dalej wisi szara, filcowa opończa naznaczona czerwonym krzyżem. To Joseph Beuys i jego słynne działanie z laską i kojotem - „I like America and America likes me”. Taśma filmowa, na której utrwalono tę akcję w 1974 roku, jest już mocno zużyta, technika cyfrowa pozwoliłaby ją dziś jednak doskonale odnowić. Może bezpieczniej byłoby pokazać ją tak, jak inne dzieła: używając techniki wideo (w Centre Pompidou jest teraz wiele stanowisk z ekranami i wygodnymi fotelami). Ale to nie to samo. Projekcja powinna być jak obraz - stale obecna. Ekrany są wielkie, większe niż nieliczne na tym piętrze obrazy. Czytałam niedawno, że marszandzi sprzedający sztukę wideo cieszą się z nowoczesnych, płaskich monitorów, które jak obraz dają się zainstalować na ścianie mieszkania. Gdy przychodzą goście, można ten obraz po prostu włączyć.

Na podłodze, między Beuysem a Neumannem, siedzi w kucki dziewczyna i przeżywa zapewne niemą transgresję. Dwa lata temu widziałam wideo Pipilotti Rist, która krocząc chodnikiem, w lekkiej sukience i z pałką w ręku, tłukła szyby sklepowe pod okiem przyglądającego się jej życzliwie policjanta. Wspomnienie wróciło całkiem niedawno, gdy w Genui to samo robili an-tyglobaliści, manifestując brutalność w „słusznej sprawie”. Ale dlaczego to wszystko takie blade i nietrwałe? Tak ulotne, że nie ma czasu na zastanowienie, nie mówiąc już o zachwycie. Trochę szamanizmu, czary-mary, obrzędy. A my mamy rozum, a zapewne także i duszę. Jest wiek XXI. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2002