Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rozumiem emocje po ogłoszeniu stanu wojennego, o których pisze Sienkiewicz – podzielało je z nim miliony Polaków i ja z nimi. Nie rozumiem jego przekonania, że przywódcy radzieccy gotowi byli w 1981 r. zaakceptować demokratyzację Polski. Przekonany jestem, że Breżniew by nie odpuścił, polscy przywódcy nie byli w stanie nawet sobie wyobrazić innej Polski, a i Solidarność nie była przygotowana na kompromis. Do jakiejś konfrontacji – jak sądzę – dojść musiało. Sienkiewicz w swoich poglądach nie jest odosobniony, pewnie już zawsze będziemy się w tej sprawie różnili i żadne archiwa – nawet radzieckie – tego nie rozstrzygną. Zaszokowało mnie w tekście Sienkiewicza coś innego. Pisze on o „próbach uczynienia ze stanu wojennego początku drogi do porozumień Okrągłego Stołu, wizji historii, według której czołgi na ulicach i internowania były pierwszym etapem na drodze zwieńczonej rezygnacją z władzy przez partyjnych aparatczyków”. Według Sienkiewicza „postacią symboliczną dla takiej narracji jest Adam Michnik”. Adam Michnik nigdy nic takiego nie napisał, swój stosunek do stanu wojennego formułował wielokrotnie w wypowiedziach przesyłanych w latach 80. z więzienia. Dla wszystkich, którzy stawiali wówczas władzy opór, postawa Michnika miała ogromne znaczenie. Był jednym z najodważniejszych i niezłomnych, był symbolem narracji sprzeciwu wobec stanu wojennego. Bartłomiej Sienkiewicz nie musi podzielać z Michnikiem poglądów na temat wybaczania komunistom czy lustracji, ale wycieranie sobie nim gęby w sprawie stanu wojennego uważam za obrzydliwe.