Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Okudżawy słuchano już w Polsce wcześniej, na taśmach, znali go ci, którzy interesowali się rosyjską kulturą, ale niezwykły fenomen popularności rosyjskiego pieśniarza wybuchł, gdy jego piosenki przetłumaczono. W końcu lat 60. i przez całe lata 70. to nie była żadna elitarna inteligencka zabawa, trafił naprawdę pod strzechy. Usłyszeć go można było przy każdym studenckim ognisku, widziałem, jak tańczono do jego piosenek na wiejskiej zabawie, śpiewano w domu przy wódce. Po piosenkach akowskich i legionowych był już zawsze Okudżawa. Towarzyszyłem też wielokrotnie staremu przedwojennemu komuniście, który zapijał się przy piosenkach Bułata. Niełatwo odgadnąć, skąd ta popularność, tym bardziej, że w radiu puszczano go rzadko.
Był związany z dysydencką moskiewską inteligencją, nie unikał też takich kontaktów w Polsce (poznałem Go w domu Jacka Kuronia), ale niewiele jest w jego piosenkach bezpośrednich politycznych aluzji, a i te były słabo czytelne w Polsce. Kto na przykład wiedział, że piosenka “Malarze" jest odpowiedzią na krytykę przez Chruszczowa wystawy malarzy abstrakcyjnych? Melodyjne, wyciszone jakby, śpiewane ciepłym głosem przypowieści o naszej ludzkiej kondycji. O kłamstwie, przemijaniu, strachu, przyjaźni. Słychać w nich echo dramatycznych rosyjskich losów i beznadziei systemu, w którym żyliśmy. Za to go chyba kochaliśmy.
Dla pięćdziesięciolatków, a i dla wielu czterdziestolatków, to ważna płyta.