Mecenas pięknego Kościoła

Miał problemy z kolanem. Mimo to aktywnie uprawiał narciarstwo, ba, przewodniczył Komisji Turystyki Narciarskiej PTTK i opracował kodeks narciarski. Wydaje się, że pokonywanie trudności było jego powołaniem.

30.06.2009

Czyta się kilka minut

Kontuzji kolana Andrzej Rozmarynowicz nabawił się jeszcze podczas wojny. Uciekał z transportu po tym, jak na początku 1945 r. aresztowali go Niemcy. Była to druga ucieczka - wcześniej zatrzymano go 11 listopada 1944 r. Był wtedy podporucznikiem AK, brał udział w wielu akcjach dywersyjnych (np. na drukarnię "Emisions Bank in Polen", co pozwoliło zebrać sporo pieniędzy dla baonu "Skała"). Uczestniczył w potyczkach partyzanckich pod Zaryszynem, Moczydłem, Krzeszówką...

Do więzienia trafiał też po wojnie. Siedział na lubelskim Zamku, w krakowskim więzieniu przy Montelupich, w Warszawie przy Rakowieckiej... Pomiędzy aresztowaniami współtworzył krakowski Klub Logofagów, wzorowany na brytyjskich debating societies i próbujący w powojennej Polsce odtworzyć tradycję uniwersyteckiej debaty. Klub rozwiązano na przełomie lat 1949 i 1950.

In blanco

W 1954 r. został adwokatem. Siedem lat po ukończeniu studiów na UJ. Jako doradca prawny podjął współpracę z wydawnictwem Znak i kurią krakowską. O tym, jak wielkie zdobył sobie zaufanie, świadczy fakt, że bp Karol Wojtyła wystawił mu pełnomocnictwo in blanco - na wypadek, gdyby wydarzyło się coś nieoczekiwanego. W 1959 r. Rozmarynowicz został członkiem rzeczywistym krakowskiego KIK-u: to dzięki niemu zorganizowano cykle odczytów poświęconych życiu chrześcijańskiemu, a także odnowie soborowej Kościoła.

Wiele zawdzięcza mu Nowa Huta. Wziął udział w walce o dwa tamtejsze kościoły - zbudowane mimo oporu władz, dla których miasto przy kombinacie miało być realizacją komunistycznej utopii. Najpierw poszło o Bieńczyce - pierwszą parafię powołaną w Nowej Hucie w 1952 r. U szczytu stalinizmu nie mogło być mowy o nowym kościele, ale popaździernikowa odwilż budziła nadzieje. Władze wydały pozwolenie na budowę, ale szybko się wycofały, zapominając, że nowohucki robotnik, często syn chłopa, może i zapisze się do partii, ale nie zrezygnuje z religii. Na niedoszłym placu budowy stanął krzyż, przy którym odprawiano msze.

Gdy w 1960 r. wydano nakaz usunięcia krzyża, doszło do walk z milicją. Rozmarynowicz szukał rozwiązania prawnego. I znalazł. Zabezpieczeniem okazał się "proces posesoryjny": jeżeli ktoś jest w tzw. "spokojnym posiadaniu" rzeczy przez dłuższy czas, nie można mu jej odebrać siłą. A tak było z krzyżem. W 1977 r. kard. Wojtyła konsekruje w tym miejscu pierwszy kościół "stalinowskiego" miasta.

Potem Rozmarynowicz zajął się Mistrzejowicami. Zaprzyjaźniony z ks. Józefem Kurzeją - który spędzał noce w mistrzejowickiej kapliczce, chroniąc ją przed rozebraniem - pomagał mu załatwiać pozwolenia na budowę, chronił przed represjami i szukał funduszy. Do pomocy przekonał przyjaciela z Klubu Logofagów, mieszkającego w Londynie hr. Andrzeja Ciechanowieckiego - kolekcjonera sztuki, kawalera maltańskiego. W 1983 r. nową świątynię poświęcił Jan Paweł II.

Częstochowska powtórka

Wobec podobnego problemu stanął mecenas w Częstochowie, którą po wyborze Wojtyły na papieża władze komunistyczne postanowiły "zateizować" przez przebudowę centrum miasta tak, aby Aleje Najświętszej Marii Panny przeciąć trasą szybkiego ruchu w kierunku Opola. Droga do jasnogórskiego klasztoru prowadziłaby wtedy przez bardzo niski (2,40 m) podziemny tunel. Wiosną 1979 r. premier Jaroszewicz grzmiał na spotkaniu z władzami wojewódzkimi: "Traktujcie tę inwestycję jako kolejny krok w budowaniu socjalistycznej ojczyzny (...) na ideologicznym froncie walki z wpływami imperializmu i rozzuchwalonego kleru, otumaniającego socjalistyczne społeczeństwo". Zadanie potraktowano priorytetowo - na początku września 1979 r. rozpoczęto wykopy w obecności umundurowanych esbeków.

Gdy protesty Kościoła nie przyniosły skutku, ordynariusz Stefan Bareła zwrócił się o pomoc do Rozmarynowicza. Ten wspominał: "Kiedyś Szwedzi okrążyli Jasną Górę i chcieli ją zniszczyć. Komuniści postawili sobie natomiast inne zadanie: zablokować Jasną Górę przed wiernymi". Rozpoczęły się negocjacje, w których kurię reprezentował adwokat z Krakowa. Strona kościelna proponowała zamiast tunelu dla pieszych, tunel dla samochodów... Władze wyraziły gotowość zastąpienia tunelu wiaduktem - który zasłoniłby widok na klasztor.

Nie wiadomo, dlaczego w styczniu 1980 r. władze wycofały się z rozpoczętej już budowy. A mecenas Rozmarynowicz już dwa lata później organizował w jasnogórskim sanktuarium dni skupienia dla prawników, integrujące środowisko w trudnym okresie stanu wojennego. Na jego zaproszenie przyjeżdżał z wykładami ks. Józef Tischner. W pewien sposób spotkania częstochowskie były kontynuacją opłatków, na których od 1966 r. krakowscy prawnicy spotykali się z Wojtyłą. Ponoć na pierwszy przyszło tylko kilkanaście osób, głównie starszych. Młodsi jeszcze się bali.

Dwa nazwiska

Rozmarynowicz występował jako obrońca w procesach politycznych. W 1977 r. reprezentował rodzinę zamordowanego studenta - Stanisława Pyjasa, w 1982 r. - rodzinę Bogusława Włosika, zastrzelonego przed Arką Pana. Występował w sprawach napadów na ks. Bardeckiego i ks. Zaleskiego (po latach będzie też wspierać kierowaną przez tego ostatniego Fundację im. Brata Alberta - pomoże w jej rejestracji i, wraz ze Stanisławem Pruszyńskim, opracuje założenia organizacyjne i prawne). W 1981 i 1988 r. bronił przed sądem nowohuckich robotników, których aresztowano za udział w strajkach.

Nic dziwnego, że w 1984 r. został wymieniony w tajnym raporcie przygotowanym przez MSW na potrzeby Biura Politycznego PZPR jako jeden z tych, którzy odegrali "rolę inspirującą w rozwijaniu wrogiej działalności". Bo, jak głosił raport, "hasła opozycji politycznej i byłej »Solidarności« znalazły podatny grunt w znacznej części środowiska adwokatury - elicie środowiska prawniczego, znanej z tendencji prawicowych i powiązań z hierarchią kościelną".

Nadszedł rok 1989. Rozmarynowicz wszedł do parlamentu. Niedawno na forum internetowym znalazłam wpis: "W okresie poprzedzającym 4 czerwca 1989 r. te dwa nazwiska to było coś, wokół czego kręcił się mój cały świat. (...) Tak jak żołnierz obudzony w środku nocy musi wyrecytować numer broni, tak ja bez zająknięcia, zbudzony nagle wykrzyknąłbym gromkie: Kapsa do Sejmu, Rozmarynowicz do Senatu! (...) Dzisiaj czasami łapię się na tym, że zapominam nazwisko aktora, pisarza czy piosenkarza. (...). Myślę jednak, że za kolejne 20 lat wyrecytuję bez żadnych kłopotów: kandydaci do Sejmu i Senatu z Częstochowy w wyborach 4 czerwca 1989 to Jarosław Kapsa i Andrzej Rozmarynowicz".

Czy doświadczenie tamtego entuzjazmu jest przekazywalne?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2009