Meandry bioetyki

22.06.2003

Czyta się kilka minut

Około 30 lat temu Kongres Stanów Zjednoczonych powołał komisję do opracowania zasad postępowania w przypadku medycznych i behawioralnych eksperymentów z ludźmi. Powodem był skandal: ujawniono, że w stanie Alabama grupę 600 chorych na syfilis Murzynów nie leczono, a gdy umierali, robiono sekcje zwłok, by zbadać skutki tej choroby. Niemal równocześnie na Uniwersytecie Georgetown grupa teologów (głównie protestanckich) i filozofów zajęła się problemami etycznymi związanymi z medycyną - i nazwała je „bioetyką”.

Początkowo bioetykę traktowano jako etykę szczegółową. Z czasem jednak - gdy w dyskusji zaczęli brać udział prócz etyków także biologowie, lekarze, prawnicy, reprezentanci przemysłu - nabrała szerszego wymiaru. Znaczenie ma i to, że pojawiły się możliwości ingerencji w wyposażenie genetyczne organizmu człowieka, jakich dostarcza współczesna genetyka i embriologia - mówi w WIĘZI (nr 6) prof. Andrzej Paszewski, genetyk z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN.

Dyskusja o problemach bioetycznych nie doprowadziła do sformułowania żadnego kanonu zasad akceptowanych przez wszystkich jej uczestników. Ci bowiem wyznają rozmaite postawy filozoficzne, a bioetyka dotyczy sfery przekonań, które można co najwyżej mniej bądź bardziej przekonująco uzasadniać, ale nie da się udowodnić ich prawdziwości. Stąd też nie sposób uzgodnić co do nich żadnego consensusu: jeśli ktoś uważa, że płód jest osobą ludzką od poczęcia, a ktoś inny, że dopiero od 3. miesiąca, to nie zgodzą się, że aborcji można dokonywać do 6. tygodnia. To dlatego np. dyskusję bioetyczną opiera się na pojęciu godności osoby ludzkiej, ale unika definiowania, kto taką osobą jest - to bowiem uniemożliwiłoby j akąkolwiek rozmowę. Po prostu biologia nie dysponuje kryteriami pozwalającymi określić, na jakim etapie rozwoju istota ludzka staje się osobą.

Kompromisy pojawiają się więc dopiero na płaszczyźnie legislacyjnej - przyjmowanej w drodze głosowania, często na zasadzie wspólnego minimum moralnego. Podobny charakter mają zalecenia ustanawiane przez rozmaite międzynarodowe komitety bioetyczne. Zwykle normy te są więc jedynie odbiciem formacji kulturowych poszczególnych społeczeństw - i złudne są oczekiwania, by mogły być czymś więcej.

Rozważania filozoficzne nabierają innego wymiaru, gdy zderzają się z dramatami życiowymi. Dowodem może być spór wokół diagnostyki prenatalnej, którą niektórzy postrzegają wyłącznie jako furtkę do usprawiedliwiania aborcji i praktyk eugenicz-nych. Tymczasem uproszczeniem byłoby twierdzić, że w diagnostyce prenatalnej chodzi tylko o to, że dziecko upośledzone może być obciążeniem dla rodziców. Choroby genetyczne powodują też wielkie cierpienie dziecka: przykładowo w przypadku tzw. dystrofii Duchenne'a wiadomo, że zupełnie zdrowy początkowo chłopiec, z powodu zaniku mięśni będzie stopniowo stawał się bezwładny, by w wieku kilkunastu lat umrzeć z uduszenia: „I nic na to nie da się poradzić. Jeżeli rodzice już mają jedno takie dziecko i matka ponownie zajdzie w ciążę, sytuacja jest dla nich naprawdę dramatyczna. (...) Czy rodzice mają prawo podjąć takie ryzyko? To nie jest »pro-jektowanie dziecka«. Chodzi o nieprzyczynianie się do czyichś cierpień, które można przewidzieć”. Niektórzy twierdzą wprawdzie, że samo istnienie jest ważniejsze od cierpienia - tyle że to nie zainteresowany dokonuje tego wyboru.

Dlatego, sugeruje Paszewski, w kwestiach etycznych trzeba mieć trwałą hierarchię wartości, ale każdy przypadek ma własny wymiar moralny. Kiedy więc spotka się człowieka w trudnej sytuacji, „należy się nad nim pochylić, ale nie zmieniać zasad”. W dyskusji o prawie do aborcji często pada przykład kobiety zgwałconej przez pijaka, której płód miał w dodatku uszkodzenia -więc dokonała aborcji. Czy można ją potępiać? Paszewski odpowiada: „nie będę jej potępiał, ale nie chcę być zmuszany, żeby ze względu na tragiczne sytuacje zmieniać pogląd na to, kim jest człowiek i przestać uważać, że aborcja jest jego zabiciem. W końcu niepotępianie zrozpaczonej matki, która ukradła chleb dla głodnego dziecka, nie pociąga za sobą uznania, że kradzież jest dopuszczalna”.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2003