Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A jak ćwierkają na wileńskich płotach polityczne wróble, może być też pierwszym krajem, w którym odsunięty prezydent ponownie wygra wybory, o ile w ciągu dwóch najbliższych miesięcy nie zmieni się ordynacja (dopiero planuje się wprowadzenie zapisu, uniemożliwiającego usuniętemu z urzędu prezydentowi start w wyborach przez pięć lat po impeachmencie), i o ile zwolennicy Paksasa pozostaną mu wierni, a w przyspieszonych zawodach o najwyższy urząd w państwie nie wystartują godni kandydaci.
Od samego początku sprawa oskarżenia Rolandasa Paksasa o złamanie konstytucji była przedmiotem sporu. Podzieliła społeczeństwo, na dalszy plan spychając nawet przełomowe momenty w najnowszej historii kraju (prawie niezauważona uroczystość przystąpienia Litwy do NATO, brak zainteresowania dla wejścia do Unii). Broniący się zawzięcie Paksas jeździł po kraju, rozdawał autografy i obietnice, że wszystko będzie dobrze. I rzeczywiście może wszystko byłoby - dla niego - dobrze, a stan jego meczu z przeciwnikami politycznymi pozostałby remisowy, gdyby nie fatalny w skutkach gol samobójczy, jaki prezydent strzelił sobie w popisowym stylu: 26 marca powołał na stanowisko doradcy skompromitowanego rosyjskiego biznesmena Jurija Borisowa (był on sponsorem kampanii wyborczej Paksasa, za okazane usługi miał domagać się od prezydenta niezgodnych z prawem i racją stanu przywilejów, litewskie służby specjalne widziały w nim agenta wpływu Moskwy). Po kilku godzinach równie niespodziewanie Borisowa odwołał, w orędziu do narodu przeprosił za ten błąd (Borisow następnego dnia po impeachmencie Paksasa opowiadał wszem i wobec, że Paksas nie nadaje się na prezydenta i nigdy się nie nadawał, gdyż łatwo można nim manipulować).
Podpisanie zadziwiającej nominacji Borisowa było dla Paksasa podpisaniem aktu kapitulacji. Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Za kulisami “Paksasgate" pozostało zresztą wiele niejasnych sytuacji i wiele pytań, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi: jak głęboko sięgają wpływy rosyjskiego lobby, czy Litwa jest poligonem, na którym toczy się rozgrywka o wpływy między Rosją i USA, i czy litewskie elity polityczne są w stanie demokratycznie rządzić krajem? Wreszcie: czy podobne afery, ujawniające różne “sznurki", na których tańczą uwikłani w dziwne zobowiązania politycy, rozpętają się w innych krajach.
Litwa zawsze jest pierwsza. Ale nie będzie ostatnia.