Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Postanowiłem do Was napisać list tak naprawdę bez jakiejś wyjątkowej okazji. Ot tak, po prostu, trochę jak w rodzinie, w której liczy się przecież rozmowa codzienna” – tak zaczął arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś list na niedzielę 4 sierpnia. Tekst krążył po sieci, opatrzony komentarzami w stylu „nie do wiary, że to biskup napisał”. Co prowadzi do przykrego wniosku, że coś, co powinno być oczywiste, w polskim Kościele jest nadzwyczajne: tak jak kardynał, który jeździ metrem, albo proboszcz, który w środku tygodnia wygłasza kazania.
Abp Ryś najpierw dokonuje egzegezy czytań. Tu znowu kamyczek do episkopalnego ogródka: element ten, niezbędny, aby list pasterski mógł pełnić funkcję homilii, na ogół pełni funkcję piątego koła u wozu, tak jakby Ewangelia stanowiła obciążenie dla „właściwej” treści. Dość wspomnieć niedawny apel o sierpniową abstynencję i sposób, w jaki jego autor przeszedł od analizy słów „Proście, a będzie wam dane” do omówienia głównego tematu. Szwy raziły, podobnie jak późniejszy zbiór ogólników, pozbawiony próby przyjrzenia się społecznym przyczynom alkoholizmu.
Metropolita łódzki tłumaczy, na czym polega Jezusowa krytyka gromadzenia bogactw (bohater przypowieści wpada w pułapkę egoizmu, zapominając i o bliźnich, i o perspektywie wieczności), następnie zachęca do udziału w synodzie pastoralnym, pielgrzymkach diecezjalnych, informuje o otwarciu Ekumenicznej Szkoły Biblijnej oraz Szkoły Katechistów, która ma kształcić liderów wspólnot parafialnych (także tych przygotowujących dzieci do komunii i młodzież do bierzmowania). „To ogromne pole pracy, zależy od niego niewątpliwie przyszłość naszego Łódzkiego Kościoła” – konstatuje abp Ryś. Innymi słowy: wezwał świeckich do odpowiedzialności za lokalny Kościół. ©℗