Laickość to nie negacja

Coraz mniej ludzi uczestniczy w praktykach religijnych. Ale to niekoniecznie musi oznaczać radykalne cofanie się wpływów Kościoła i zanikanie religijności. W przeszłości bycie katolikiem było równoznaczne z udziałem w praktykach, z podporządkowaniem się wskazaniom Kościoła w życiu osobistym. Teraz ludzie często omijają kościoły i wskazania, ale nierzadko są katolikami bardziej niż samym im się wydaje.
 /
/

MAREK RAPACKI: - Benedykt XVI bardzo wysoko ocenił rolę dziennikarzy w okresie wielkich wydarzeń w Watykanie. Jednak np. we Francji pojawiły się głosy, że media, a także władze państwowe poświęciły tym wydarzeniom zbyt wiele uwagi.

RENÉ REMOND: - Były takie głosy, ale przecież mieliśmy do czynienia z wydarzeniami tej miary, że zwykły profesjonalizm dziennikarski od dawna kazał się do nich przygotowywać: powstawały analizy i eseje, w redakcjach zamawiano i gromadzono materiały. A jednocześnie reakcja mediów była spontaniczna i emocjonalna. W obliczu śmierci kogoś takiego jak Jan Paweł II nie mogła być inna. Głosy sprzeciwu świadczą o niezrozumieniu wielkości człowieka, który tak mocno zaważył na historii XX w.

- W imię francuskiej laickości protestowali również politycy...

- Znaleźli się nawet krytycy wyjazdu Chiraca na pogrzeb do Rzymu, ale to świadczy o ignorancji: francuscy prezydenci, bezspornie laiccy, już przed wojną uczestniczyli w uroczystościach żałobnych w Watykanie. Laickość nie jest zresztą równoznaczna z negacją religii, francuska laickość gwarantuje swobody religijne. Nie mówiąc już o tym, że 47 z 60 milionów Francuzów zostało ochrzczonych w Kościele katolickim.

Można z pewnością mówić o dwóch koncepcjach laickości. Jedna, zgodna z obowiązującym prawem, to koncepcja otwarta, w myśl której stosunki państwa z Kościołem i ze Stolicą Apostolską są naturalne i regularne. Druga zrywa wszelkie związki między państwem i życiem publicznym a religią, oddala nas od tradycji etycznej wywodzącej się z korzeni chrześcijańskich.

- Ale występuje coraz częściej. Czyżby była zgodna z duchem tzw. późnej nowoczesności, z niespotykanym wcześniej kultem indywidualizmu?

- Tylko czy późna nowoczesność to jest to, co zaprezentował np. pisarz Michel Onfray w głośnej ostatnio książce “Traité d’atheologie" (traktat ateologiczny)? Przecież to nic nowego. Onfray napisał, że trzy główne religie monoteistyczne - chrześcijaństwo, judaizm, islam - nienawidzą wolności, życia, ciała ludzkiego i rozkoszy. Że do tego każdy człowiek ma bezwzględne prawo, bez oglądania się na normy. Toż to pospolity hedonizm. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek papież mógł szukać kompromisu z takimi poglądami. Jeśli chodzi o moralność w życiu osobistym, to katolicki stosunek do takich wartości jak nietykalność życia ludzkiego czy kształt małżeństwa wynika z niezbywalnej koncepcji człowieka, z natury ludzkiej, z określonej antropologii. Co więcej: odrzucenie zasad regulujących stosunki międzyludzkie na rzecz bezgranicznego indywidualizmu musiałoby prowadzić do destrukcji społeczeństwa.

Jeśli natomiast przez zaawansowaną nowoczesność rozumiemy globalizację, rozwój, wyrównywanie różnic między narodami zamożnymi a ubogimi, to Kościół do pewnego stopnia antycypuje te procesy. Jest krytyczny, ale proponuje własne rozwiązania, które mogą dopomóc w działalności rządów i społeczeństw, przyczynić się do lepszego określenia jej zasad i celów.

- Jednak wpływy Kościoła we Francji i właściwie w całym świecie zachodnim systematycznie maleją. Co Kościół Benedykta XVI może zrobić, żeby powstrzymać tę tendencję?

- Na pewno nie może nic robić - i na to się nie zapowiada - drogą wezwań do posłuszeństwa i dyscypliny, przez nadużywanie autorytetu. Ten styl duszpasterstwa, wciąż jeszcze obecny, musi zostać zastąpiony, choć to znacznie trudniejsze, perswazją, wychowaniem, upartym przekonywaniem. Wyniki nie muszą być natychmiastowe ani spektakularne, ale nie ma innej drogi.

- Jan Paweł II czynił to z wielką charyzmą, ale nie powstrzymał erozji wiary w kręgu demokracji zachodniej.

- To prawda, że coraz mniej ludzi uczestniczy w praktykach religijnych. Ale to niekoniecznie musi oznaczać tak radykalne cofanie się wpływów Kościoła i zanikanie religijności. W przeszłości bycie katolikiem było równoznaczne z udziałem w praktykach, z podporządkowaniem się wskazaniom Kościoła w życiu osobistym. Teraz ludzie często omijają kościoły i wskazania, ale nierzadko są katolikami bardziej niż samym im się wydaje. Było to widać po śmierci Jana Pawła II, gdy mnóstwo osób nieoczekiwanie poczuło się członkami wspólnoty katolickiej, podzielającymi wyznawane przez nią wartości. Podobnie jak w głębi ducha - wbrew pozorom obojętności - cenią sobie francuską Republikę, jej suwerenność, przynależność do Europy.

René Remond (ur. 1918) jest historykiem, politologiem i publicystą, opublikował kilkadziesiąt książek poświęconych życiu publicznemu Francji ostatnich 200 lat, oraz miejscu w nim Kościoła i chrześcijaństwa. Od 1998 r. jest członkiem Akademii Francuskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005