Laboratorium w firmie

Polska nauka jest sumą nieskoordynowanych pomysłów. Brakuje strategicznych kierunków badań wytyczonych na podstawie gruntownej analizy rynku światowego, potrzeb przemysłu, ochrony zdrowia, obronności oraz możliwości finansowych kraju. W istocie nasza nauka jedynie konsumuje środki, natomiast nowoczesne rozwiązania techniczne i tak kupujemy za granicą w postaci licencji lub gotowych wyrobów.

21.11.2004

Czyta się kilka minut

Do 1989 r. byłem fizykiem i szefem laboratorium badawczego w Sądeckich Zakładach Elektro-Węglowych (pracowałem więc na styku nauki z praktyką przemysłową); potem przez cztery lata byłem senatorem, natomiast od 13 lat tworzę dwie szkoły wyższe: w Nowym Sączu i Tarnowie. Jestem też współtwórcą kilku stowarzyszeń gospodarczych (m.in. BCC i Sądeckiej Izby Gospodarczej), wreszcie, chcąc nie chcąc, stałem się przedsiębiorcą, tworząc obie uczelnie od zera, bez wsparcia finansowego państwa, jako główne źródło finansowania mając czesne wnoszone przez studentów. Chyba mam prawo stwierdzić, że na zagadnienia szkolnictwa wyższego i badań naukowych patrzę oczami przedsiębiorcy, polityka, naukowca zajmującego się badaniami stosowanymi oraz menedżera - organizatora szkoły wyższej.

Najpierw postawmy tezy

Teza pierwsza: najważniejsze wydaje się chłodne spojrzenie na fakty i wyciągnięcie z nich rozsądnych wniosków. A fakty są okrutne: z socjalizmu wyszliśmy z niskim, w porównaniu ze światem rozwiniętym, dochodem narodowym na głowę mieszkańca oraz fatalną strukturą gospodarki, w której dominowały nierozwojowe przemysły produkcyjne. W tej sytuacji polska gospodarka wciąż, mimo wzrostu gospodarczego, ani nie wykorzystuje nowych technologii, ani nie inwestuje w badania naukowe. Dlatego też naukę finansujemy przede wszystkim ze środków publicznych, a te, z oczywistych względów (choćby wysokości dochodu narodowego brutto), długo jeszcze będą ograniczone.

Teza druga: przez najbliższych kilkanaście lat absolutnym polskim priorytetem powinno być nadrobienie zaległości w wykształceniu polskiego społeczeństwa i przygotowaniu go do życia w ramach gospodarki opartej na wiedzy. Czyli: zainwestowaniu środków publicznych w wysoką jakość szkolnictwa - od podstawowego do wyższego.

Teza trzecia: przy niskich nakładach na badania naukowe potrzebna jest aktywna polityka naukowa państwa (której nie było i nie ma), inwestowanie pieniędzy publicznych w wybrane dziedziny nauki i stworzenie szansy powstania uniwersytetów konkurencyjnych wobec najlepszych na świecie. Jednocześnie musimy zatrzymać w Polsce najzdolniejszych młodych ludzi, stwarzając im warunki do pracy i rozwoju w instytutach naukowych.

Nie ma co ukrywać, że realizacja tego projektu szybko doprowadziłaby do likwidacji zdecydowanej większości uczelni niepaństwowych (ale i słabszych uczelni państwowych) oraz wzmocnienia najbardziej obleganych uniwersytetów i uczelni specjalistycznych (jak np. SGH czy AGH). Taki jednak powinien być cel zmian w organizacji polskiego szkolnictwa wyższego i sektora badań naukowych - stworzenie minimum kilkunastu uniwersytetów badawczych o potencjale naukowym i dydaktycznym, który za 15-20 lat byłby porównywalny z tym, jakim dysponują Cambridge czy Massachusetts Institute of Technology.

Łapać szanse, ocalać talenty

W takim razie: co robić? Opracować nowy system organizacji i finansowania tak szkolnictwa wyższego, jak badań naukowych oraz zmienić promocję kadr naukowych. Studia, jeśli mają zapewnić państwu i gospodarce odpowiednie kadry, powinny kształcić w zawodach niezbędnych dla ich funkcjonowania.

Na wybranych kierunkach najlepszych uczelni, od przynajmniej 20 tys. przyjmowanych co roku studentów nie powinno pobierać się czesnego. Więcej, jeśli chcemy zapewnić demokratyczność dostępu do wykształcenia wyższego, dla wszystkich studentów pierwszego roku, niezależnie od formy i trybu studiowania, nauka powinna być nieodpłatna. Dopiero od drugiego roku czesne powinno pojawić się w wykazie studenckich wydatków z tym, że studia stacjonarne (jako preferowana przez państwo forma nauki w szkołach wyższych), dzięki algorytmowi (bonowi edukacyjnemu) w wysokości ok. 3 tys. złotych za rok studiów, byłyby częściowo finansowane ze środków budżetu państwa.

Za naukę nie powinno też płacić przynajmniej 4 tys. doktorantów - przyjmowanych co roku na 3-letnie stacjonarne studia - zajmujących się najbardziej rozwojowymi dziedzinami wiedzy np. matematyką, fizyką czy biotechnologią (po uzyskaniu promocji, można byłoby im przyznawać dodatkowe stypendium w wysokości 50-60 tys. złotych na rok).

Last but not least: trzeba zmienić sposób kształcenia nauczycieli.

Nowy system byłby najdroższy przez pierwsze pięć lat, gdy obowiązywałyby dotychczasowe rozwiązania dla obecnych studentów i nowe dla studentów podejmujących studia. Czekamy więc 10 lat, aż liczba podejmujących studia spadnie do 300 tys. rocznie (w najbliższych latach liczba studentów w Polsce, choćby z racji niżu demograficznego, obniży się z 2 mln do 1-1,2 mln)? A może nie stać nas na marnowanie kolejnych szans i talentów? Zaręczam, że wprowadzenie go w tym momencie nie przekracza możliwości budżetowych państwa.

Zmiany organizacyjno-finansowe, nawet najbardziej prorozwojowe, nie przeniosą jednak polskich uczelni do kręgu tych, które są teraz punktem odniesienia. O tym czy tak się stanie, zadecydują nasi uczeni i wykładowcy, więc może warto rzetelnie ocenić kadry polskiego szkolnictwa wyższego i instytucji naukowych. Szybko przekonamy się, że w systemie awansu naukowego oraz zatrudniania i oceny dorobku pracowników coś szwankuje. To z tego powodu dochodzi m.in. do drenażu mózgów przez zagraniczne uniwersytety i instytucje naukowe. Może i tu trzeba przeprowadzić drastyczną zmianę: zrezygnować z obu dodatkowych formalnych etapów kariery naukowej - państwowego stopnia doktora habilitowanego i tytułu profesora, natomiast zaostrzyć kryteria uzyskiwania stopnia doktora i podnieść rangę stanowiska profesora uczelnianego.

A oto moja recepta, jak to zrobić. Doktorant powinien bronić pracy nie przed radą wydziału czy radą naukową jednostki naukowej, gdzie pracuje lub studiował, ale “obcym ciałem" wylosowanym z listy instytucji, posiadających w danej dziedzinie uprawnienia do nadawania stopnia doktora. Ważnym elementem nowego systemu musiałaby być przejrzystość procedur, sposób wyboru rady, przed którą broni się pracy, i powoływania recenzentów. Muszą też powstać mechanizmy wychwytywania błędnych decyzji czy działań obniżających wymogi i zwyczaj wyciągania z tego konsekwencji, choćby przez utratę uprawnień do nadawania stopnia na kilka lat.

Pieniądze na szalone pomysły

“Pod pretekstem całkowitej swobody myślenia, nauka rozwija się jako suma nieskoordynowanych ze sobą pomysłów i kierunków badań. Brak strategicznych kierunków badań wytyczonych na podstawie gruntownej analizy rynku światowego, potrzeb przemysłu, ochrony zdrowia, obronności oraz możliwości finansowych kraju powoduje, że nauka w Polsce jest w istocie konsumowaniem środków, a nowoczesne rozwiązania techniczne i tak kupuje się za granicą w postaci licencji lub gotowych wyrobów. Ten brak strategii jest równocześnie przyczyną rozproszenia środków, w wyniku czego środki na badania kalkuluje się nie według rzeczywiście przewidywanych potrzeb, a według wyobrażeń o tym, jaki jest próg wrażliwości KBN na wysokość żądań finansowych". Tę gorzką, ale prawdziwą ocenę stanu polskiej nauki sformułował dr Mirosław Grudzień, twórca i prezes przedsiębiorstwa wdrażającego wysokie technologie, podczas dyskusji panelowej “Wiedza w firmie". Przygnębienie potęguje fakt, że w taki sposób polską naukę ocenia twórca firmy, opierającej się na wiedzy...

Jeśli chcemy coś zmienić, muszę powtórzyć banał, że organizację i finansowanie badań naukowych trzeba podporządkować rozwojowi szkolnictwa wyższego i wspieraniu edukacji. Nie unikniemy więc restrukturyzacji państwowych instytucji naukowych. Trzeba je sprywatyzować albo, jeżeli nie przyniesie to rezultatów, większość państwowych instytucji naukowych, szczególnie jednostek badawczo-rozwojowych (tzw. B+R), zlikwidować. Na bazie placówek naukowych PAN może powstać nowy uniwersytet państwowy bądź też można włączyć poszczególne instytuty badawcze PAN do najlepszych uczelni, zwiększając ich potencjał naukowy i dydaktyczny przez skupienie zasobów tak ludzkich, jak materialnych.

Prywatyzacja powinna też zmniejszyć liczbę pracowników naukowych w pozauczelnianych państwowych instytutach badawczych, zapewniając pozostałym większe środki na badania (na poziomie minimum 100 tys. euro rocznie na jednego pracownika naukowo-badawczego). Musi nam jednak przybyć pracowników technicznych i funduszy na zakup niezbędnej aparatury.

Nim polskie PKB per capita znajdzie się na poziomie UE, pozostaje nam podążać za rozwojem nauki światowej przez prowadzenie tzw. badań odtworzeniowych, czyli umożliwiając wykładowcom i badaczom poznawanie na bieżąco aktualnego stanu rozwoju nauki na świecie (powinniśmy przeznaczać na to mniej więcej 1/3 dotacji państwowej na B+R). Jeśli zdecydujemy się wspierać najlepszych, na pewno nie przekracza naszych możliwości zdobycie pozycji światowego lidera lub liczącego się partnera w kilku dziedzinach badań (finansowanych ze środków publicznych, niezależnie od statusu instytucji prowadzącej badania). Oczywiście, nie możemy zrezygnować z prowadzenia badań naukowych w dziedzinach niezbędnych dla utrzymania tożsamości narodowej i kultury narodowej (co wymaga ok. 20-30 proc. środków przeznaczanych na B+R).

Nieodzowne jest też powstanie “funduszu wspierania pomysłów szalonych", czyli finansowanie przez losowanie grantów “zaczynowych" (tzw. seed-money) dla prowadzenia badań w nowych dziedzinach nauki. Funduszem zarządzałby zespół najwyższej klasy niezależnych uczonych i praktyków oceniający projekty. Finansowany na poziomie do 10 proc. środków publicznych przeznaczonych na B+R, ułatwiałby wyławianie talentów i najciekawszych projektów.

Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby prywatnej firmie, inwestującej w badania naukowe (np. przez prowadzenie badań u siebie), zwracano wydaną lub nawet wyższą sumę ze środków publicznych. Jeśli oburza nas płacenie prywatnym firmom, możemy stworzyć sprzyjający takiemu zaangażowaniu prywatnego biznesu system zachęt podatkowych. Nie możemy jednak zapominać, że jedynym możliwym dodatkowym źródłem pieniędzy na polskie badania i rozwój (nie licząc środków publicznych i grantów z programów UE) są właśnie pieniądze z gospodarki.

***

Ma rację prof. Andrzej Białas, że jedną z podstawowych przyczyn kryzysu polskiej nauki jest sposób finansowania uczelni i instytutów, funkcjonujący na zasadzie “wszystkim tyle samo". Powiem mocniej: biorąc pod uwagę obecny system finansowania szkolnictwa wyższego i badań naukowych, zwiększanie publicznych na nie nakładów zakończy się, w dużej mierze, marnotrawstwem. Prof. Białas nie myli się i w tym, że nie mamy się co spodziewać szybkich efektów czy oczekiwać prostych recept, a jedynym rozwiązaniem jest ciężka, wieloletnia praca. Dodajmy jednak do tego: jeżeli ma ona przynieść efekty, z organizacji i finansowania nauki trzeba usunąć wszystko, co psuje efekty tej ciężkiej pracy.

Tych wszystkich, którzy uznają moje propozycje za nierealne, zapytam tylko o jedno: co powiemy wnukom za 20 lat? Że znowu się w Polsce coś nie udało?

Dr KRZYSZTOF PAWŁOWSKI jest rektorem Wyższej Szkoły Biznesu - National-Louis University w Nowym Sączu i Wyższej Szkoły Biznesu w Tarnowie. Ostatnio wydał “Społeczeństwo wiedzy - szansa dla Polski" (Znak, 2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2004