Książę Niezłomny

"Lata płyną naprzód. Już wielu nie pamięta Księcia Kardynała Adama Stefana Sapiehy. Ci, którzy pamiętają, tak jak ja, mają obowiązek przypominać, ażeby ta wielkość trwała i tworzyła przyszłość Narodu i Kościoła na tej polskiej ziemi"...

19.07.2011

Czyta się kilka minut

Tak mówił 16 czerwca 1999 r. z okna pałacu biskupów krakowskich Jan Paweł II.

Bibliografia dzieł poświęconych kardynałowi Sapieże jest pokaźna. W 60. rocznicę jego śmierci do tych opracowań warto sięgnąć,

by pamięć odświeżyć. Niekwestionowana wielkość Księcia Metropolity (tak o nim potocznie w Krakowie mówiono) jest dobrze zapisana w społecznej pamięci. Żyjąc blisko 50 lat w krakowskim Kościele, pracując w założonym przez niego "Tygodniku Powszechnym", nie mogłem się nim nie interesować. A widziałem go w życiu dwa razy.

Po raz pierwszy w roku 1947. Byłem jednym z dzieci korzystających z organizowanych za jego inspiracją letnich kolonii "Caritas". Książę Metropolita wizytował lokalną parafię i my byliśmy tam jako jedna z witających go grup ustawionych wokół kościoła. Kardynał obchodził wszystkie grupy i na chwilę zatrzymał się przed naszą. Stałem w pierwszym rzędzie, może dlatego właśnie mnie poklepał po policzku i bystro spoglądając mi w oczy spytał: "A ty chłopczyku masz apetyt?". Przejęty z trudem wykrztusiłem, że tak, mam. Taka była moja jedyna w życiu rozmowa z Kardynałem. Drugi raz zobaczyłem go z daleka, w październiku 1948 r., na pogrzebie kardynała Augusta Hlonda. Było wiadomo, że wśród wszystkich obecnych tam biskupów on jest najważniejszy.

Jest Książę Metropolita-bohater legend, jak np. wymyślonej, ale wciąż żywej opowieści o podejmowaniu na Franciszkańskiej gubernatora Hansa Franka kartkowym, gliniastym chlebem i marmoladą z buraków podawanych na wystawnych, rodowych nakryciach. Jest Książę opracowań historycznych: energiczny biskup, organizator opieki nad potrzebującymi, polityk. Człowiek zdecydowany i nieustraszony w tzw. "konflikcie wawelskim" o miejsce pochówku Piłsudskiego, jak też wobec niemieckich okupantów czy władz PRL. I jest kardynał Sapieha opowieści tych, który go z bliska znali. Opowieści, jak nie mogąc zdzierżyć długiego ględzenia kaznodziei na swojej Mszy pontyfikalnej, kapelanowi (późniejszemu biskupowi) Janowi Pietraszce głośnym szeptem nakazywał: "idź pan i każ mu natychmiast skończyć". Zresztą kapelanowi jakoś się udawało nakłonić Księcia do zachowania miłosiernej cierpliwości.

Bliski współpracownik Kardynała, prałat Stanisław Czartoryski, opowiadał mi wydarzenie, którego był świadkiem. Kiedyś, w okresie okupacji, włoski ksiądz, który przybył do Polski pociągiem maltańskim, przyniósł Księciu Metropolicie pismo od samego Piusa XII. Książę wiedział, że pismo (do ewentualnego odczytania w kościołach) zawiera protest papieża przeciw bestialstwom hitlerowskim. Pech chciał, że papieskiego emisariusza przyprowadził na Franciszkańską ksiądz Niemiec (wojskowy kapelan?), co do którego istniały poważne podejrzenia, że donosi. Metropolita przyjął papieski list i nie otwierając koperty wrzucił go do płonącego w piecu ognia. Ów wysłannik, potem ważny watykański prałat, w spisanych po latach wspomnieniach nadal nie pojmował szalonego gestu tego dziwnego biskupa. Sapieha oczywiście wiedział, jakie konsekwencje mogło mieć przyjęcie pisma, nie mówiąc o jego ogłoszeniu.

Inna opowieść, tym razem bratanka kardynała, Pawła. Był rok 1950. Paweł Sapieha (wtedy mieszkał w Rzymie) złożył wizytę stryjowi, który właśnie odwiedził Wieczne Miasto. Zastał kardynała złożonego chorobą. Zapewniał mnie, że kardynał się rozchorował na wiadomość (niespodziewaną) o zawarciu przez prymasa Wyszyńskiego porozumienia między państwem a Kościołem.

We wszystkich wspomnieniach Książę Niezłomny (bo i tak go nazywano) jawi się jako człowiek wielkiej wiary, porywczy, lecz dobry i wrażliwy na ludzkie biedy, niezwykle inteligentny, przenikliwy i dalekowzroczny, zdecydowany w działaniu, odważny i niezależny. Do tego z subtelnym poczuciem humoru. No i palacz. Palił papierosy ("tutki były herbowe, a tytoń miał żółty, szlachetny kolor" - wspomina p. Mucha, który je przygotowywał), potem fajkę.

Budził lęk u Niemców, a także u władz PRL, które dopiero po jego śmierci (23 lipca 1951 r.) przypuściły brutalny atak na Kurię Krakowską.

"Ci, którzy pamiętają, mają obowiązek przypominać, ażeby ta wielkość trwała...".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2011