Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tak mówił 16 czerwca 1999 r. z okna pałacu biskupów krakowskich Jan Paweł II.
Bibliografia dzieł poświęconych kardynałowi Sapieże jest pokaźna. W 60. rocznicę jego śmierci do tych opracowań warto sięgnąć,
by pamięć odświeżyć. Niekwestionowana wielkość Księcia Metropolity (tak o nim potocznie w Krakowie mówiono) jest dobrze zapisana w społecznej pamięci. Żyjąc blisko 50 lat w krakowskim Kościele, pracując w założonym przez niego "Tygodniku Powszechnym", nie mogłem się nim nie interesować. A widziałem go w życiu dwa razy.
Po raz pierwszy w roku 1947. Byłem jednym z dzieci korzystających z organizowanych za jego inspiracją letnich kolonii "Caritas". Książę Metropolita wizytował lokalną parafię i my byliśmy tam jako jedna z witających go grup ustawionych wokół kościoła. Kardynał obchodził wszystkie grupy i na chwilę zatrzymał się przed naszą. Stałem w pierwszym rzędzie, może dlatego właśnie mnie poklepał po policzku i bystro spoglądając mi w oczy spytał: "A ty chłopczyku masz apetyt?". Przejęty z trudem wykrztusiłem, że tak, mam. Taka była moja jedyna w życiu rozmowa z Kardynałem. Drugi raz zobaczyłem go z daleka, w październiku 1948 r., na pogrzebie kardynała Augusta Hlonda. Było wiadomo, że wśród wszystkich obecnych tam biskupów on jest najważniejszy.
Jest Książę Metropolita-bohater legend, jak np. wymyślonej, ale wciąż żywej opowieści o podejmowaniu na Franciszkańskiej gubernatora Hansa Franka kartkowym, gliniastym chlebem i marmoladą z buraków podawanych na wystawnych, rodowych nakryciach. Jest Książę opracowań historycznych: energiczny biskup, organizator opieki nad potrzebującymi, polityk. Człowiek zdecydowany i nieustraszony w tzw. "konflikcie wawelskim" o miejsce pochówku Piłsudskiego, jak też wobec niemieckich okupantów czy władz PRL. I jest kardynał Sapieha opowieści tych, który go z bliska znali. Opowieści, jak nie mogąc zdzierżyć długiego ględzenia kaznodziei na swojej Mszy pontyfikalnej, kapelanowi (późniejszemu biskupowi) Janowi Pietraszce głośnym szeptem nakazywał: "idź pan i każ mu natychmiast skończyć". Zresztą kapelanowi jakoś się udawało nakłonić Księcia do zachowania miłosiernej cierpliwości.
Bliski współpracownik Kardynała, prałat Stanisław Czartoryski, opowiadał mi wydarzenie, którego był świadkiem. Kiedyś, w okresie okupacji, włoski ksiądz, który przybył do Polski pociągiem maltańskim, przyniósł Księciu Metropolicie pismo od samego Piusa XII. Książę wiedział, że pismo (do ewentualnego odczytania w kościołach) zawiera protest papieża przeciw bestialstwom hitlerowskim. Pech chciał, że papieskiego emisariusza przyprowadził na Franciszkańską ksiądz Niemiec (wojskowy kapelan?), co do którego istniały poważne podejrzenia, że donosi. Metropolita przyjął papieski list i nie otwierając koperty wrzucił go do płonącego w piecu ognia. Ów wysłannik, potem ważny watykański prałat, w spisanych po latach wspomnieniach nadal nie pojmował szalonego gestu tego dziwnego biskupa. Sapieha oczywiście wiedział, jakie konsekwencje mogło mieć przyjęcie pisma, nie mówiąc o jego ogłoszeniu.
Inna opowieść, tym razem bratanka kardynała, Pawła. Był rok 1950. Paweł Sapieha (wtedy mieszkał w Rzymie) złożył wizytę stryjowi, który właśnie odwiedził Wieczne Miasto. Zastał kardynała złożonego chorobą. Zapewniał mnie, że kardynał się rozchorował na wiadomość (niespodziewaną) o zawarciu przez prymasa Wyszyńskiego porozumienia między państwem a Kościołem.
We wszystkich wspomnieniach Książę Niezłomny (bo i tak go nazywano) jawi się jako człowiek wielkiej wiary, porywczy, lecz dobry i wrażliwy na ludzkie biedy, niezwykle inteligentny, przenikliwy i dalekowzroczny, zdecydowany w działaniu, odważny i niezależny. Do tego z subtelnym poczuciem humoru. No i palacz. Palił papierosy ("tutki były herbowe, a tytoń miał żółty, szlachetny kolor" - wspomina p. Mucha, który je przygotowywał), potem fajkę.
Budził lęk u Niemców, a także u władz PRL, które dopiero po jego śmierci (23 lipca 1951 r.) przypuściły brutalny atak na Kurię Krakowską.
"Ci, którzy pamiętają, mają obowiązek przypominać, ażeby ta wielkość trwała...".