Ksiądz grypsujących

Strajk zaczął się w poniedziałek. Przyszedłem następnego dnia ok. godz. 10. Decyzją dyrektora, który mi zaufał, mogłem spotkać się najpierw z dwoma osadzonymi uczestniczącymi w życiu naszej kaplicy, następnie szukaliśmy osób z poszczególnych oddziałów i cel, z którymi moglibyśmy rozmawiać w szerszym gronie.

MACIEJ SZKLARCZYK: - Podobno to dzięki Księdzu więźniowie z Wołowa zgodzili się przerwać strajk głodowy. Jak to się stało, że został Ksiądz gwarantem kompromisu, jakie były warunki więźniów i co im obiecano?

KS. STANISŁAW MAŁYSA: - Musimy zacząć od tego, że skazani nie byli stroną dyskusji, zorganizowaną grupą stawiającą żądania. Oni tylko przedstawili swoje oczekiwania w oświadczeniu, które na ich prośbę odczytałem. W Wołowie odbył się pokojowy, bardzo spokojny protest przeciw przeludnieniu. W celach przeznaczonych na pięć osób od wielu miesięcy mieszka po sześciu, siedmiu, w tej chwili nawet ośmiu więźniów. Sytuacja w innych zakładach jest równie trudna: na około 50 tysiącach miejsc w zakładach karnych całej Polski osadzono ponad 80 tysięcy ludzi - dodatkowe 30 tysięcy czeka na wykonanie wyroku.

Oczekiwania więźniów to rozwiązanie problemu przeludnienia i bardziej liberalne podejście do udzielania warunkowych zwolnień. Ale, jak powiedział prof. Andrzej Zoll, potrzeba też nowego podejścia do zasądzania kar więzienia, zamiany ich na prace publiczne czy społeczne itd. To się domaga prawnego poukładania. Odkąd jeżdżę na spotkania kapelanów więziennych, zawsze słyszymy obietnice, że coś się z tym zrobi. Wiadomo, że jest wiele innych problemów społecznych: służba zdrowia, szkolnictwo... ale ta sprawa również musi znaleźć rozwiązanie. W którymś momencie obecność kapelana i jego argumenty mogą nie wystarczyć.

Strajk zaczął się w poniedziałek. Przyszedłem następnego dnia ok. godz. 10. Decyzją dyrektora, który mi zaufał, mogłem spotkać się najpierw z dwoma osadzonymi uczestniczącymi w życiu naszej kaplicy, następnie szukaliśmy osób z poszczególnych oddziałów i cel, z którymi moglibyśmy rozmawiać w szerszym gronie (zebrało się jeszcze 16 osadzonych). Rozmowy trwały od 10 rano do godz. 19. Podkreślam: to nie były negocjacje, lecz tłumaczenie, że taki protest może przerodzić się w totalny nieład, bunt i prowadzić do przelewu krwi. Tym bardziej, że wypowiedzi osób z ministerstwa i z Centralnego Zarządu Służby Więziennej świadczyły, że problem został zauważony. Chodziło teraz o to, żeby dotarło to do więźniów, co nie było łatwe, gdyż w rozmowach brały górę olbrzymie emocje.

Na początku próbowałem rozładować napięcie, potem starałem się jedynie słuchać i coś podpowiadać. Widziałem, że reagowali różnie: jedni chcieli zakończyć protest, inni kontynuować. Ok. godz. 19 wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni. Na moją prośbę dyrektor pozwolił więźniom wyjść z kaplicy, gdzie prowadziliśmy rozmowy, i wrócić do cel na rozmowy z kolegami. Pojawiła się iskierka nadziei, że protest się zakończy. Niestety, niefortunnie przekręconą przez media wypowiedź więźniowie odebrali jako prowokację.

- Co zostało przekręcone?

- Wypowiedź dyrektora dla telewizji, w której wyraził wiarę, że rozsądek zwycięży i protest się zakończy, gdyż więźniowie zwrócili już na siebie uwagę, a głód przecież ich właśnie dotyka. Ze streszczenia wynikało, że więźniowie z głodu i tak zaczną jeść...

Pierwszy dzień zakończył się więc niepowodzeniem, a w środę rano sprawa była już poważna: Wronki i Kłodzko podjęły solidarnościowy protest, inne ośrodki się do tego przygotowywały. Do pierwszych postulatów doszły jeszcze kwestie personalne, gdyż kilku liderów protestu przewieziono do innych zakładów. Podjęliśmy znów rozmowy. Protestujący mieli świadomość, że dyrektor niewiele może zmienić. W późniejszym oświadczeniu napisali: “Nasz protest nie jest formą walki z tutejszą administracją, gdyż zdajemy sobie sprawę, że w takiej sytuacji jest ona bezradna".

Wiele mediów zarzuciło nam, że trzymamy stronę skazanych. Tymczasem trudno mówić o trzymaniu czyjejś strony: trzeba rozwiązać realny i trudny problem. Skoro nie ogłosimy amnestii, bo zostałaby źle przyjęta przez społeczeństwo, rozwiązaniem mogłyby być nowe regulacje prawne: weryfikacje wyroków, praca społeczna itp. zamiast więzienia skazanych na niskie kary. Zmniejszyłaby się liczba osadzonych, a tym samym wielkie obciążenie budżetu państwa.

- Co właściwie Ksiądz im powiedział? Jakie argumenty mogły ich skłonić do przerwania protestu?

- Jeden argument był najważniejszy: cel, jaki chcieli osiągnąć - zwrócić uwagę na przeludnienie - został osiągnięty. W tym momencie nie mogą domagać się czegoś więcej, a z dnia na dzień sytuacji nie zmienimy: trzeba dać czas władzom i prawnikom.

Z drugiej strony - mówiłem - muszą mieć świadomość, że biorą na siebie odpowiedzialność za współosadzonych. Jeśli podejmą niewłaściwą decyzję, jeśli protest się rozszerzy... Znamy przypadki sprzed kilkunastu lat z Brazylii czy z Polski, kiedy doszło do przelewu krwi. Te argumenty, kiedy emocje udało się wyciszyć, zaczęły do nich docierać. Sami też mówili, że głód jest trudny - na początku traktuje się go jak zabawę, ale w pewnym momencie człowiek przestaje reagować normalnie na to, co się wokół dzieje. Mówili tak ci z recydywy, po kilkanaście czy kilkadziesiąt lat siedzący w kryminale.

- Czy nie bał się Ksiądz ryzyka?

- Każdy, kto czuje odpowiedzialność za to, co robi, zachowałby się analogicznie. Choć ciarki po mnie chodziły, kiedy widziałem funkcjonariuszy z tarczami wyprowadzających przedstawicieli skazanych z cel. Czuło się napięcie i niepewność. Nikt nie wiedział, jaka będzie reakcja więźniów. Pojawił się - także we mnie - lęk, poczucie zagrożenia. Ale kiedy człowiek zaczyna rozmawiać, myśli już tylko o tym, jak pomóc w rozwiązaniu sytuacji.

- Jak Ksiądz został duszpasterzem więziennym?

- Byłem przez wiele lat kapelanem w służbie zdrowia: Dzierżoniów, Bystrzyca Kłodzka, potem bardzo ciężka posługa w szpitalu psychiatrycznym w Lubiążu. Spotykałem się z trudnymi ludzkimi przypadkami: nie można pomóc, nie można dotrzeć... Kiedy przed sześciu laty zostałem proboszczem w Wołowie, w rozmowie z dyrektorem więzienia i z proboszczem sąsiedniej parafii doszliśmy do wniosku, że tamta parafia weźmie opiekę nad szpitalem, a nasza - nad zakładem karnym. Dyrektor poprosił, by kapelanem został ktoś na stałe; by nie odszedł za kilka lat, zmieniając parafię. Wziąłem na siebie te obowiązki. I do tej pory uczę się tej posługi. Jest ona coraz ciekawsza, ma coraz więcej form. Działa np. Wspólnota Jana Chrzciciela z Wrocławia: świeccy, którzy wchodzą do więzienia i prowadzą spotkania formacyjne (to coś podobnego do Odnowy w Duchu Świętym czy wspólnot oazowych). Codziennie odmawiany jest różaniec, prowadzony przez więźniów, spotykamy się na Drogach Krzyżowych, odprawiam dwie Msze w soboty: jedną dla skazanych pierwszy raz, drugą dla recydywy (osobno, bo takie są przepisy). Zespół muzyczny przygotowuje oprawę liturgiczną, czytania, modlitwę wiernych. Kaplica tętni życiem. Cieszymy się, że panuje tam względna kultura bycia. Niedawno, po latach starań, uzyskałem zgodę na stałą obecność Najświętszego Sakramentu i pojawiła się kolejna możliwość: adoracji w zakładzie karnym. Może do kogoś to dotrze. “Jesteśmy sługami nieużytecznymi", resztę musimy zawierzyć Bogu.

- Jak często bywa Ksiądz w zakładzie?

- Z ręką na sercu muszę powiedzieć, że można by więcej. Jestem proboszczem parafii tworzonej od podstaw: od sześciu lat remonty, budowy... Przy tym jednak też pomagają więźniowie. Skazani z grupą R2 (ci, którzy mogą wychodzić do pracy w instytucjach społecznych) pomagają na budowie, przy porządkach... Przychodzą z dobrej woli, a ja mogę im w nagrodę wypisać pochwałę pomagającą uzyskać przepustkę albo opinię do sądu, że resocjalizacja dokonuje się w sposób właściwy.

Jestem w zakładzie wtedy, kiedy to konieczne, kiedy mamy spotkania eucharystyczne, gdy mam chwilę wolną. Jestem kapelanem więziennym, ale nie tylko skazanych - staram się również odbywać spotkania z funkcjonariuszami.

- Dobrze Ksiądz zna podopiecznych?

- Niektórych znam z konfesjonału. Są tacy, którzy przystępują do sakramentu pokuty po 20, 30 latach. Spowiadałem człowieka po 40 latach, a także młodzieńca tylko ochrzczonego, którego przygotowywaliśmy do pierwszej spowiedzi, pierwszej komunii św., i bierzmowania. Jesienią 18 osób przystąpiło do bierzmowania, a jeden do spowiedzi i pierwszej komunii św. To są piękne chwile. Ale nieraz jest to syzyfowa praca: są i tacy, którzy przychodzą do kaplicy, żeby załatwić swoje interesy, pogadać, wymienić towar... I to jednak trzeba zostawić Panu Bogu. On pisze w nas jak w księdze i “kręte drogi stają się prostymi, a wyboiste - równymi".

- Czy Ksiądz się czegoś od nich nauczył?

- Nauczyłem się jednego: słuchać. Oni nie wypowiadają bezpośrednio tego, co przeżywają, ale między wierszami potrafią przekazać wiele informacji, niepokojów. Niektórzy siedzą po kilkanaście lat. Jak Polska wtedy wyglądała? Taki człowiek, jeśli wyjdzie na wolność, nie odnajdzie się w dzisiejszej rzeczywistości. Który ze skazanych przyzna, że boi się wolności? Żaden. A jednak to ich powszechny problem.

- Trudno do nich dotrzeć?

- Wydawać by się mogło, że to ludzie pozbawieni uczuć. Nieprawda. Są często bardzo wrażliwi, mają w sobie wiele dobra. Tylko kiedy wchodzimy w problemy poszczególnych osób - bo mówimy nie o zbiorowości, ale o jednostkach - widzimy, że patologia rodziny, brak domu, ciepła sprawił, że zabrakło motywacji, podstaw, na których mogliby budować swoje człowieczeństwo, swoje życie.

Zdarza się, że ktoś wychodzi na wolność i otrzymuję od niego kartki z życzeniami. Gdy bywam we Wrocławiu czy w innym mieście, czasem ktoś z daleka krzyczy: “Szczęść Boże!". Rozglądam się i słyszę: “A ksiądz kapelan to nas nie poznaje?". To sympatyczne, że się mnie nie wstydzą, a wręcz przeciwnie. To chyba jest coś, co sprawia, że ta praca nie wydaje się bez sensu.

Ks. Stanisław Małysa (ur. 1956, święcenia kapłańskie 1981) jest proboszczem parafii św. Wawrzyńca w Wołowie na Dolnym Śląsku i kapelanem więziennym tamtejszego zakładu karnego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004