Krótki list

Klątwa wisiała nad moją książką od dnia, gdy ją wymyśliłem. Nie zdziwiłbym się, gdyby platynowy meteoryt spadł z nieba i pieprznął w drukarnię, w której ją drukowano.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Pyta mnie znajoma w e-mailu, jak się czuję? Ma nadzieję, że się w ogóle nie przejmuję.

Jak nie przejmuję?! Rozwala mnie, jakby mi laskę dynamitu wetknęli do środka, rżnie, dziurawi flaki, jak kałasznikowem.

Chcę w ten sposób powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro, że Panów Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego postawiłem w trudnej sytuacji, że czują się okradzeni, oszukani. Pokornie przepraszam.

Także za zagmatwaną historię wywiadu mojego kolegi Mariusza Kargula ze mną, której Panowie Dobroch i Wilczyński w zeszłotygodniowym „Tygodniku Powszechnym” poświęcili cały rozdział. Ale nie umiem już bardziej się z tego wytłumaczyć. Już w mojej książce opowiedziałem wszystko, napisałem, jak się pomyliłem, jaki popełniłem błąd, potem w innym wywiadzie opowiedziałem, jakie były kulisy, że walczyłem o moją obecność na wyprawie, że w Karakorum nie miałem technicznej możliwości napisania oświadczenia osobiście, że prosiłem o pomoc kolegę. Zwyczajnie opowiedziałem, jak było, od niczego się nie odcinałem, wyrażałem żal, że nie pogadałem z Mariuszem, nie przeprosiłem Go, bośmy się rozminęli. Byłem na wyprawie, potem na urlopie, on wyjeżdżał, a potem umarł.

To wszystko było piekielnie trudne, rozhuśtywało emocje niebotycznie, jak w całym „Długim filmie o miłości”, w którym te emocje okazały się najważniejsze. O nich jest ta książka. Nie ma tam nawet odrobiny chłodu, dystansu, jest reporter, który uczestniczy w czymś nadzwyczajnym, i jemu te szajby po ludzku się udzielają. Nie jest łatwo, ale wszystko, co łatwo przychodzi, nie ma ŻADNEJ wartości. Błądzę więc, potykam się, popełniam błędy, jak każdy człowiek – nie macie pojęcia, chłopaki, jakie jeszcze błędy popełniłem przy tym kur...skim Broad Peaku.

Bo jestem nielicho poplątanym człowiekiem, składam się z samych prawie ułomności, dziur i kancer, więc na narcyza się nie nadaję. Nie mam kwalifikacji. I nie plagiat – błagam.

Wasz „Tygodnik” pyta na okładce poprzedniego numeru, czy JHB popełnił plagiat? Przecież po tym słowie znaku zapytania po prostu nie widać. Człowieka można szturchnąć, potrącić, co wcale nie znaczy, że się go uderzyło, pobiło, skatowało. Różnica polega na intensywności. Więc może nie plagiat, na litość Boską – chodzi o kilka zdań, sześć, dziewięć... Podobnych. Może to tylko nonszalancja, niechlujstwo? Albo nieświadoma inspiracja? Może poniosła mnie materia? W książce jest 350 tysięcy znaków, to pewnie z 60 tysięcy słów, z 10 tysięcy zdań. Przecież wiecie, jak to się robi, w każdym tekście, książce wszystko, czego nie widziałeś, nie byłeś tego świadkiem, nikt ci tego nie opowiedział, bierzesz ze źródeł. Tak zawsze powstają fragmenty dotyczące historii, zdarzeń dawnych. Oczywiście, korzystasz tylko z tych źródeł, do których masz pełne zaufanie, tak jak do tekstów obu Panów, które najlepiej ze wszystkich w marcu 2013 r. opowiadały historię tragedii na Broad Peaku.

Ja nawet jestem za tym, by ustawicznie trawestować, inspirować się, czerpać pełnymi garściami, gadać z cudzymi tekstami, a nawet czasem połobuzować (to zdanie zresztą także kupiłem od kogoś bez pytania). Więcej z tego światu przybędzie, niż ubędzie.

Źródła więc się cytuje (w cudzysłowie) albo omawia. Czerpiesz wiedzę z tego, co wcześniej ktoś napisał, bo po to wynaleziono pismo. Trzeba jednak zadbać, by to, co piszesz, nie było podobne do źródła. Nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego na przykład tego zdania podobnego do Waszego: „Denis chorego w tym czasie ubiera, wkłada mu buty, przypina do liny, i zaczyna spuszczać w dół. Paradoksalnie sprzyjało mu to, że był to niemal pionowy stok...”, nie napisałem tak: „Denis naciąga na kolegę skafander, wiąże mu buciory i asekuruje przy zjeżdżaniu w dół. Na szczęście nachylenie terenu było ogromne”. Oba zdania znaczą to samo, jedno nie jest gorsze od drugiego. Cholerny świat! Dlaczego zrobiłem coś tak niechlujnego?!

Może przez te emocje, złą karmę, klątwę wiszącą nad moją książką od dnia, gdy ją wymyśliłem. Ja bym się nie zdziwił, gdyby platynowy meteoryt spadł z nieba i pieprznął w drukarnię, w której ją drukowano. Pisałem „Długi film o miłości” w makabrycznie trudnym okresie mojego życia, wszystko się gruchotało, co widać w książce i w wywiadach, których udzielałem na jej temat. Nie ukrywałem tego. Robota reportera to jedna z moich największych miłości, moi czytelnicy musieli przywyknąć do tego, a także do tego, że uczestniczą w moich emocjach, że (jak mawiał Joe McGinniss, amerykański mistrz reportażu) pisanie książek wymaga całkowitego zanurzenia w temacie, i to bez względu na koszty – nawet jeśli oznacza to, że stajesz się częścią swojego opowiadania.

Zatem historia się nie kończy, trwa, opowieść się toczy.

I na koniec – oczywiście broadpeakowy temat jest tak samo Wasz, jak mój. W życiu nie myślałem inaczej, przecież nie wziąłem tej góry w ajencję. Powiedziałem tylko po ludzku, co poczułem, kiedy się dowiedziałem znienacka, że i Wy się za to wzięliście, a w zasadzie już kończycie. Nagle dowiaduję się, że coś, przy czym wypruwam z siebie flaki od roku, robi dwóch chłopaków z Krakowa. I wyprzedzą mnie z wydaniem o tydzień albo dwa. Na pewno rozumiecie takie emocje, na litość Boską, przecież nie jesteście z lodu, z kamienia, ze stali. Nigdy nie wyrzygaliście się z napięcia, z emocji?


Ubiegłotygodniowy artykuł o sprawie oraz ekspertyzę prawnika można przeczytać na stronie powszech.net/jhb

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014