Kręgosłup z ości

Postanowiłam "zinwentaryzować dzieciństwo mojego pokolenia i ludzi ciut starszych (zaczęłam od Teresy Boguckiej i Henryka Wujca, których opowieści ukazały się w "TP nr 48 i 52/06). Pretekstem do tego był pewien drobny epizod domowy. Pewnego dnia napomknęłam w rozmowie z dziećmi, że w pierwszych latach szkoły podstawowej pisałam stalówką maczaną w kałamarzu. Gdybym powiedziała, że pisaliśmy gęsimi piórami, nie wzbudziłoby to większego zdumienia. Dzieci patrzyły na mnie z politowaniem. Uświadomiłam sobie, jak niewiele wiedzą o moim, nie tak odległym przecież dzieciństwie. I jak bardzo różnią się nasze dziecięce doświadczenia.

20.02.2007

Czyta się kilka minut

Joanna Olech

Z mamą, Krystyną Karkowską, koniecc lat 50. /fot. z archiwum rodzinnego K. Krauzego

Zabawy

Urodziłem się na Tamce, na Powiślu. Pamiętam turkot kółek po bruku. Pierwsza zabawka - drewniana ciężarówka. Solidna, można było ją załadować kamieniami. Podczas spacerów z nianią ciągnąłem ją na sznurku. Szliśmy wybrukowanym Wybrzeżem Kościuszkowskim, wzdłuż torów kolejki, która dowoziła węgiel do elektrow­ni. Dziadek był maszynistą. Niania zbierała po drodze pieczarki. Czasami szliśmy Tamką w górę. Do cukierni, na ptysia. Ten ptyś to była raczej idea ptysia. Prawdziwego ptysia zjadłem dopiero w stanie wojennym, w Wiedniu. To rzuciło nowe światło na moje dzieciństwo. Byłem przytłoczony różnicą.

Moje zabawki to, przede wszystkim, klocki drewniane. Nic mi się tak w życiu nie udało, jak te budowle z klocków - prawdziwe Kolosea. Bawiłem się sam - nie mam rodzeństwa. Nie chodziłem do przedszkola. Moja żona Joanna twierdzi, że to jest powód mojego nieuspołecznienia. I egoizmu.

W dzieciństwie miałem wadę serca, dużo czasu spędziłem w szpitalach. Terroryzowałem dom. Przydałaby mi się wówczas "Super Niania". Dla zdrowia wożono mnie do Rabki, skąd pamiętam głównie potyczkę z agresywnym kogutem. Gdybym dziś miał namalować lęk, miałby postać koguta. Dużo czasu spędzałem też na wsi. Żniwa, kąpiele w rzeczce (aż do opuchnięcia stawów), wiejski chleb, bieganie za obręczą, wyprawy na cudze jabłka i śliwki...

I pierwsze odkrycia własnego ciała. Wieś pamiętam jako bezpruderyjną.

Tabu

Biurko ojca było tabu. Solidny mebel, robiony na zamówienie, zamykany na klucz. Stało pośrodku pokoju ojca. Włamałem się do niego. Znalazłem tajemnicze pudełeczko. A w pudełeczku okrągła gumka. Dużo czasu musiało upłynąć, zanim zrozumiałem, co to za znalezisko. I jaką rolę odegra w Polsce, jak podzieli naród.

Wstyd

Największy wstyd przeżyłem w Zakopanem. Mieszkaliśmy u Sióstr, które prowadziły przedszkole. Było tam mnóstwo cudownych zabawek - wielki samochód z kierownicą - więc byłem zachwycony. Do czasu, kiedy Siostry zaczęły z dziećmi odmawiać pacierz. Wtedy okazało się, że nie umiem się modlić. Nie byłem ochrzczony - mama nie chciała. Dziadek był robotnikiem, lewicowcem. Wtedy pierwszy raz poczułem, że coś jest ze mną nie tak. Niewiele z tego rozumiałem, ale miałem uczucie, że zostałem przyłapany na czymś bardzo wstydliwym. To była prawdziwa trauma. Dziś wiem, że modlitwa - jak prawda - jest pomiędzy słowami. W ciszy pomiędzy słowami. Mogłem się modlić.

Wstydliwy, chociaż śmieszny, był też inny epizod. Ojciec wszedł do łazienki podczas kąpieli. Spojrzał na mnie i zapytał: "Kiedy ty wreszcie będziesz miał dużego siusiaka?". Proszę, nie zadawajcie takich pytań synom.

Szkoła

Do szkoły poszedłem na ulicy Drewnianej. Ponury gmach, taki z "Serca" Amicisa, ale miał słodkie sąsiedztwo. Po drugiej stronie ulicy mieściła się fabryka cukierków "Syrena". Kiedy wychodziliśmy ze szkoły, robotnicy rzucali nam z okien głowy zbrylonego cukru, który rozpryskiwał się pod nogami. Wyrywaliśmy sobie te okruchy.

Powiśle było robotniczą dzielnicą. Dużo ruin, małe sklepiki - warzywniaki. Solec - zrujnowany. Dalej, w stronę Starego Miasta, dzikie pola. Za Bieruta zbudowano wielkie schody - poniżej dzisiejszego teatru Buffo (wtedy gmachu YMCA), "żeby proletariat Powiśla mógł wejść do Śródmieścia".

Robiliśmy "zośki" z ołowiu i włóczki. Ołów był wtedy na wagę złota. Pierwsze w życiu pieniądze zdobyłem, grając w "kupki". Strzelaliśmy też z gumek papierowymi rulonikami w nogi dziewczyn. Mieliśmy palce wiecznie uwalane atramentem. Po epoce stalówek nadeszła era wiecznych piór. Pióra były z tłoczkiem albo z pompką. Rozgrywaliśmy bitwy strzykając w siebie strumieniem atramentu. Miałem dziewięć lat, kiedy zostałem "skrojony" z wiecznego pióra. Potem nastąpiło bardzo nieprzyjemne śledztwo - nauczyciel oprowadził mnie po klasach, miałem rozpoznać napastnika. Bardzo to przeżyłem. Do tego momentu żyłem w bańce bezpiecznego "dziecięctwa". Nagle bańka pękła. Poznałem lęk. "Dług" został napisany tym "skrojonym" wiecznym piórem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2007